[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pan zajmuje się handlem.Ja zaś walką, i to też jest interes.- Ale gdzie tu miejsce na lojalność? Przecież żołnierz walczy dla ideałów - odezwał się Theodomir.- Wierny i oddany jestem temu, kto mnie wynajmuje.Gdy już podpiszę kontrakt, dotrzymuję słowa.Jak zwykły przedsiębiorca.- Spojrzał na Parrala i mrugnął okiem.- Bo przecież, gdybym zaczął oszukiwać, to nikt by nie korzystał z moich usług.Prawda?Parral roześmiał się, ale dziwnie chłodno.- A co dokładnie może nam pan zaoferować?- Jeśli o pana chodzi, to proponuję uzyskania monopolu na handel w obrębie Gromady Wilka.Panu zaś - spojrzał na Theodomira - ponowne zjednoczenie kościoła.Theodomirowi pojaśniała twarz.- To moje największe marzenie - powiedział cicho.- A gdzie pańska armia, pułkowniku? - spytał zgryźliwie Parral.- W zasięgu ręki.- Aby obalić Inglida i zniszczyć Jannów, potrzebne będzie naprawdę liczne wojsko.- Na Sanctusie macie wspaniałe puszcze - odparł obojętnym tonem Sten.- Pewnie rosną w nich wysokie drzewa.Takie wielkie rośliny umierają, ale dalej stoją.Ile siły musi użyć drwal, by ściąć podobne drzewo? Moim największym atutem jest wiedza podobna do tej posiadanej przez dobrego drwala.Wiem, z jaką mocą należy uderzyć i w którym miejscu.Ku uciesze Theodomira Parral przytaknął, wyraźnie ukontentowany.- Skoro przybywa pan tak dobrze.wyposażony, to podejrzewam, że ma pan również gotowy preliminarz budżetowy całego przedsięwzięcia?Sten wyjął z wewnętrznej kieszeni kartkę ze słupkami liczb, a następnie wręczył ją kupcowi.- Dziękuję, pułkowniku.Na razie będziemy musieli pana przeprosić.Chcielibyśmy podyskutować z prorokiem o wysuniętej propozycji.Sten wstał.- Nie sądzę jednak, abyśmy natrafili na jakieś trudności - dodał Parral.- Zaprowadzę pana do specjalnie przygotowanych apartamentów - rzekł Mathias.- Mam nadzieję, że chętnie przeprowadzi się pan do pałacu?Mantisowiec podziękował uśmiechem, przyjmując propozycję, skłonił się Theodomirowi i podążył za Mathiasem.Ledwie drzwi zamknęły się za gościem, prorok wychylił resztę wina i zaczął nerwowo krążyć po pokoju.- Co o tym sądzisz, Parralu? Mów szczerze? Czy możemy mu zaufać?Doradca wzruszył ramionami i ponownie nalał wina prorokowi.- W zasadzie to nieważne.Przynajmniej jak długo będziemy pilnie strzegli naszych tyłków.- Czyż nie byłoby pięknie - westchnął Theodomir - gdyby tak ten bałwan, czciciel złotych cielców, Inglid, został wreszcie obalony.zmiażdżony.Sądzisz, że pułkownik zdoła tego dokonać? Że warto ryzykować?- Do stracenia mamy co najwyżej nieco moich pieniędzy.Ludzie to jego sprawa.- Ale jeśli Sten wygra.? Co wtedy z nim zrobimy?- A co zwykle robiłeś z najemnikami? - zachichotał ciemnoskóry mężczyzna.Theodomir też się uśmiechnął.- Zafunduję mu mały i przytulny grobowiec - przyrzekł.- Możliwie blisko miejsca, gdzie pochowani Inglida.ROZDZIAŁ DZIESIĄTYJannisar stał tuż obok włazu wyrzutni i cały się trząsł.Ręce miał związane na plecach, a usta zalepione kawałem plastra.Oczy w panice błądziły po pomieszczeniu.W pewnej chwili pod mężczyzną ugięły się kolana i dwóch przysadzistych strażników musiało go przytrzymać, by nie upadł.Pochodzący z Bhorów kapitan zbliżył się do więźnia.W idealnej ciszy było słychać skrzypienie jego oporządzenia.Przekrwione oczy pięciu dziesiątek załogantów śledziły każdy krok dowódcy.Otho spojrzał na ofiarę spód krzaczastych czupryn, które Bhorowie zwali brwiami.- Niech tak będzie - zaszydził.Obrócił się ku załodze i uniósł kudłatą rękę.W dłoni trzymał monstrualnych rozmiarów róg pełen mocnego napoju.- Na brody naszych matek! - ryknął.- Na brody naszych matek! - podjęli załoganci.Wszyscy wypili z rogów.Otho otarłszy mięsiste wargi, spojrzał na technika czekającego przy włazie wyrzutni na stosowny rozkaz.Uniósł łapę, a Jann aż jęknął spod plastra.Stenowi zrobiło się niemal żal tego idioty, który prawdopodobnie już się domyślał, co go czeka.- Na Sarlę i Laraza - zaintonował Otho.- Na Jachmytę i.tego.Rozejrzał się, szukając pomocy.- Choleryka - podrzucił mu ktoś scenicznym szeptem.Otho skinął głową w podzięce.- To wróży pecha, tak zapomnieć imienia jakiegoś cholernego boga - powiedział, po czym odchrząknął i podjął modły.- Na Jachmytę i Choleryka, ruszaj w drogę!Opuścił rękę, a technik otworzył właz wyrzutni.Wrota syknęły.Dwóch Bhorów pochwyciło szamocącego się więźnia i wsunęło go do rury.Otho skwitował całe wydarzenie gromkim śmiechem.- Bez strachu, pobożnisiu - krzyknął.- Ja, Otho, osobiście wypiję za twoją duszę, by bezpiecznie dotarła do piekła!Przy wtórze głośnej aprobaty właz został wreszcie zatrzaśnięty.Zanim Sten zdążył się we wszystkim połapać, technik nacisnął guzik odpalania.Sprężone powietrze wypchnęło więźnia w próżnię.Nie minęła nawet sekunda, a ciało Janna eksplodowało.Metalowe pokłady statku rozbrzmiały od tupania rozradowanej załogi, rozpychającej się przy iluminatorach, by ujrzeć choć fragment okrutnego widowiska.Sten opanował mdłości i uśmiechnął się do podchodzącego właśnie kapitana.Bhor klepnął pułkownika w plecy z taką siłą, że niemal wydusił z niego cały dech, chociaż gest ten niewątpliwie był serdeczny.- Na brodę mojej matki - powiedział.- Uwielbiam takie nabożeństwa.Szczególnie, gdy za ofiarę robi któryś z tych wypierdków.- Przysunął się bliżej do bladego jeszcze Stena.- Kurde - zaklął pod nosem.- Chyba nie zrobiłem na tobie najlepszego wrażenia, kurczaczku.Chodź, strzelimy sobie po jednym.Sten nie miał najmniejszego zamiaru protestować.- To dobrze - rzekł Otho - gdy stare zwyczaje zanikają.Nalał gościowi pełen róg streggu, napoju mocnego a palącego jak papryka zmieszana z pieprzem.- Może nie uwierzysz, ale Bhorowie byli kiedyś zupełnie prymitywnym ludem.Usłyszawszy tę rewelację, Sten omal nie parsknął napitkiem na stół.- Faktycznie, trudno uwierzyć.- Teraz jedyny ślad dawnych czasów to obrządek modlitwy połączonej z błogosławieństwem.Lubimy takie zabawy.- Potrząsnął kudłatą głową i westchnął.- Jesteśmy z tego powodu nawet nieco wdzięczni Jannom.Zanim przyszli, by zabijać nas bezlitośnie, było jakoś.Przedtem ostatnie błogosławieństwo przed podróżą zostało udzielone w czasach naszych dziadków.- Chcesz powiedzieć, że poświęcacie tylko Jannów?- Na zmarznięty tyłek mojego ojca! - wykrzyknął Otho.- A kogo by innego? Mówiłem ci już, że jesteśmy cywilizowani.Zdążyliśmy niemal zapomnieć, jak to jest z błogosławieństwami, a tu nagle pojawili się ci przeklęci Jannowie z tym swoim “niech tak się stanie".Kiedy wyrżnęli do nogi całą naszą kolonię, pamięć nam wróciła.Takie rzeczy pamięta się cholernie dobrze.- Kapitan osuszył swój róg i znów go napełnił.- A ten dupek, którego zabiliśmy, był jednym z piętnastu ostatnio złapanych.Rozdzieliliśmy ich pomiędzy statki i wykorzystaliśmy podczas nabożeństw.Niestety, ze smutkiem przyznaję, że właśnie wysłaliśmy do diabła ostatniego.Sten zrozumiał aluzję.- Myślę, że akurat w tej kwestii będę mógł was wspomóc.Kapitan uznał to za udany wstęp do pertraktacji.Odsunąwszy zatem róg, rzekł:- A teraz, przyjacielu, pora przejść do interesów.Od Hawk - thornu dzielą nas trzy dni drogi.Oddaję moją flotę do twojej dyspozycji.Co mamy robić po wylądowaniu?- Czekać.- Jak długo?- Uważam, że pieniądze, które dostałeś, starczą jeszcze na trochę.Bhor uniósł ręce w geście protestu.- Proszę mnie dobrze zrozumieć, pułkowniku [ Pobierz całość w formacie PDF ]