RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nieważne.- Oficer zniecierpliwiony machnął ręką.- Przy­jechałem trochę tu posprzątać.Nasze działania zostały zakoń­czone, więc nie będę już potrzebował twoich talentów.Frankewitz zrozumiał, co to znaczy.Twarz powlekł mu grymas przerażenia.- Nie, błagam pana, na rany Chrystusa.wykonałem tę pra­cę.zrobiłem.Oficer znowu skinął głową, dając sygnał Stieflowi.Olbrzym kopnął Frankewitza w klatkę piersiową.Rozległ się trzask pę­kającej kości.Malarz zawył.- Skończ z tymi wrzaskami - polecił oficer.Stiefel wziął z zielonej sofy poduszeczkę, rozerwał ją i wy­ciągnął ze środka garść bawełny.Chwycił Frankewitza za włosy i wepchnął mu bawełnę w otwarte usta.Frankewitz wił się, usi­łując dosięgnąć paznokciami oczu Stiefla, ale ten z łatwością uniknął ciosu i kopnął go w żebra, wgniatając mu piersi jak ściankę namokniętej beczki.Wycie było przytłumione, więc już nie przeszkadzało tak bardzo Blokowi.Stiefel kopnął Frankewitza w twarz, miażdżąc mu nos i wy­bijając szczękę.Lewe oko malarza zamknęło się od opuchlizny, a na twarzy pokazał się purpurowy siniak w kształcie podeszwy buta.Frankewitz w rozpaczy i szaleństwie zaczął drapać ścianę, jakby chciał się przez nią przedostać.Stiefel kopnął go w krę­gosłup i malarz upadł, wijąc się jak rozdeptana gąsienica.W pokoju było wilgotno i chłodno, więc Blok, nie znoszący jakichkolwiek niewygód, podszedł do małego kominka, w któ­rym pośród popiołu dopalał się niewielki ogień.Stanął blisko kraty, próbując ogrzać ręce; niemal zawsze było mu w nie zimno.Obiecał Stieflowi, że będzie mógł załatwić Frankewitza.Począt­kowo planował go zastrzelić, skoro ich plan został wykonany i malarz nie był im już potrzebny, ale Stiefel musiał mieć swój trening tak jak każdy dobrze wyszkolony doberman.Oprawca złamał kopniakiem lewą rękę Frankewitza.Malarz przestał się opierać, co wyraźnie rozczarowało Stiefla.Leżał bezwładnie na podłodze, deptany butami SS-mana.„Niedługo będzie po wszystkim” - pomyślał Blok.Wróci do „Reichkronen”, jak tylko opuści to wstrętne.Chwileczkę.Patrząc na niewielki płomyk, zobaczył w popiołach dopalającą się kulkę papieru.Najwyraźniej Frankewitz dopiero co zgniótł coś i wrzucił do paleniska, ale papier nie zdążył jeszcze cały się spalić.Blok widział nawet fragment tego, co było narysowane na kartce.Wyglądało to jak twarz mężczyzny z kosmykiem ciem­nych włosów spadających na czoło; ocalało tylko jedno wyba­łuszone karykaturalnie oko, drugie już się spaliło.Ten rysunek wydawał mu się znajomy.Zbyt znajomy.Serce załomotało mu w piersi.Sięgnął ręką do paleniska i wy­ciągnął kawałek papieru.Tak.Twarz.J e g o twarz.Dolna część rysunku była spalona, ale zachował się ostry kontur nosa.Blok poczuł, jak zasycha mu w gardle.Przeganiał popioły i znalazł jeszcze jeden kawałek nie dopalonego papieru.Widać było na nim fragment żelaznej zbroi łączonej nitami.- Przestań - wyszeptał Blok.Stiefel zadał kolejny cios, Frankewitz nie reagował.- Przestań! - krzyknął Blok, wyprostowując się.Olbrzym powstrzymał się przed zadaniem następnego kopnia­ka, który miał zmiażdżyć czaszkę Frankewitza, i cofnął się.Blok przyklęknął przy malarzu, chwycił go za włosy i uniósł jego głowę z podłogi.Twarz artysty była surrealistycznym ma­lowidłem w odcieniach granatu i czerwieni.Z jego rozbitych warg zwisały zakrwawione strzępki bawełny, a ze zmiażdżonego nosa ciekły czerwone strużki.Z płuc jednak dobiegało słabe rzężenie.Malarz kurczowo trzymał się życia.- Co to jest? - zapytał Blok, przysuwając kawałki papieru do twarzy Frankewitza.- Odpowiedz mi! Co to jest? - Zauwa­żył, że Frankewitz nie jest w stanie odpowiedzieć, więc poło­żył nadpaloną kartkę na podłodze, uważając, żeby nie zabrudziła się krwią, i zaczął wyciągać knebel z jego ust, krzywiąc się z niesmakiem.- Podnieś mu głowę i otwórz oczy - polecił Stieflowi.Adiutant przytrzymał Frankewitza za włosy, próbując unieść mu powieki.Jedno oko było zmiażdżone i wbite głęboko w oczodół.Drugie wystawało przekrwione, jakby przedrzeźnia­jąc oko z karykatury.- Popatrz na to, słyszysz mnie?! - zawołał Blok.Frankewitz jęknął słabo, w płucach mu zabulgotało.- To jest kopia pracy, którą wykonywałeś dla mnie, prawda? - Blok trzymał papier blisko twarzy Frankewitza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl