[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tych właśnie okolicznościach o siódmej rano dwudziestego pierwszego dano sygnał, aby flota stawiła czoło wschodniemu wiatrowi.Pamiętam dobrze te leniwe powiewy od wschodu, marszczące wodę w kierunku przeciwnym do gładkiej fali, nie zapowiedziane żadną inną oznaką prócz dziesięciominutowego spokoju i dziwnego zmierzchnięcia wybrzeża — i dlatego nie mogę wspomnieć owej chwili wyrocznej bez dreszczu przerażenia.Może osobiste moje przeżycia w wieku, kiedy odpowiedzialność ma szczególną świeżość i wagę, sprawiły, że przesadzam wobec siebie niebezpieczeństwo pogody.Wielki admirał i dobry marynarz umiał czytać znaki na morzu i niebie, jak tego dowodzi jego rozkaz z końca dnia, rozkaz, aby przygotować kotwicę; ale w każdym razie sama myśl o tych zwodniczych wschodnich powiewach, które mogły przyjść każdej chwili, mniej więcej w pół godziny po oddaniu pierwszego strzału — sama myśl o tym wystarcza, aby przyprawić człowieka o utratę tchu, jeśli sobie wyobrazimy, że najdalsze okręty obu eskadr odpadają, niezwrotne, obrócone burtą ku zachodniej fali, i że dwaj brytyjscy admirałowie znajdują się w rozpaczliwym niebezpieczeństwie.Do dziś dnia nie mogę się pozbyć wrażenia, że przez jakie czterdzieści minut los wielkiej bitwy zależał od tchnienia wiatru, owego tchnienia, które czułem nieraz na policzku, skradające się niejako od tyłu, gdy patrzyłem na wschód wypatrując oznak stałej pogody.Nigdy już brytyjscy marynarze przystępując do bitwy nie będą musieli powierzyć tchnieniu wiatru losów swego męstwa.Bóg wichrów i bitew sprzyjał aż do końca angielskiemu orężowi i sprawił, że słońce żaglowej floty Anglii i największego mistrza jej sztuki żeglarskiej zaszło wśród bezchmurnej chwały.A teraz dawne okręty i dawni ich ludzie przeminęli; nowi ludzie i nowe okręty — wiele z nich nosi te same szczęśliwe imiona — dzierżą straż na surowym i bezstronnym morzu, co zsyła szczęśliwe okazje tylko tym, którzy umieją chwycić je czujną dłonią ł nieulękłym sercem.XLIXMarynarka wojny dwudziestoletniej umiała doskonale to zrobić, a najlepiej wówczas, gdy lord Nelson tchnął w jej ducha swą własną pasję honoru i sławy.Szczęśliwa to była marynarka.Jej zwycięstwa nie polegały wyłącznie na miażdżeniu bezsilnych okrętów i mordowaniu struchlałych ludzi.Oszczędzono jej tych okrutnych łask, o które żadne mężne serce nigdy modłów nie zanosi.Miała szczęście do swych przeciwników.Mówię: przeciwników, bo przyzywając na pamięć tak wspaniałe wspomnienia, należy unikać słowa „nieprzyjaciel”, którego wrogi dźwięk przedłuża w nieskończoność przeciwieństwa i walki narodów, może nieuchronne, może wyroczne — a zarazem takie daremne.Wojna jest jednym z darów życia; lecz niestety, żadna wojna nie wydaje się niezbędna, gdy czas położy kojącą dłoń na namiętnych nieporozumieniach i namiętnych pożądaniach wielkich narodów.„Le temps — jak powiedział pewien wybitny Francuz — est un galant homme.”[8] Popiera ducha zgody i sprawiedliwości, których dzieło przynosi tyleż chwały co wojenne czyny.Obie floty naszych przeciwników.— jedna rozprzężona wskutek zmian wywołanych przez rewolucję, druga zaśniedziała wśród niedbalstwa upadającej monarchii — rozpoczęły walkę mając dużo szans przeciw sobie od samego początku.Wskutek naszego męstwa, naszej odpowiedzialności oraz geniuszu wielkiego wodza wzmocniliśmy w czasie wojny naszą przewagę i utrzymaliśmy ją do końca.Lecz w radosnym złudzeniu niezwyciężonej potęgi, złudzeniu, które długi szereg wojennych powodzeń daje narodowi, łatwo można stracić z oczu mniej uderzającą stronę takich sukcesów.Dawna marynarka w swych ostatnich dniach zapracowała na sławę, której niczyja złośliwa niechęć nie ośmieli się podać w wątpliwość.A tę najwyższą łaskę zawdzięcza tylko swym przeciwnikom.Można śmiało powiedzieć, że nasi przeciwnicy umieli lepiej się nam przeciwstawić w 1797 niż w 1793; brakowało im umiejętności, lecz nie odwagi, choć złowieszczy los pozbawił ich tej wiary we własne siły, która krzepi zbrojne zastępy [ Pobierz całość w formacie PDF ]