[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sześciu poznaczonych bliznami i zaprawionych w walcewojowników prowadził książę Tristan.Gdy ucichła radosna wrzawa, wyjaśnił powód swego przybycia.- Artur walczył kiedyś za mnie i od dawna chciałem spłacić mu dług.- Narażając życie? - zapytał ponuro Sagramor.- On też ryzykował - odparł Tristan.Pamiętałem go jako wysokiego,przystojnego człowieka.Nadal taki był, ale na twarzy miał wyraz zmęczenia, jakbydoznał w życiu zbyt wielu rozczarowań.- Mój ojciec - dodał posępnie - być możenigdy mi nie wybaczy, że tu jestem, ale ja nie wybaczyłbym sobie, gdybym się niezjawił.- Jak się miewa Sarlinna? - zapytałem.- Sarlinna? - Dopiero po chwili przypomniał sobie dziewczynkę, którąsprowadził do Caer Cadarn jako świadka zbrodni Owaina.- A, ta mała! Wyszła zamąż.Za rybaka.- Uśmiechnął się.- Dałeś jej wtedy kotka, prawda?Pozwoliliśmy Tristanowi i jego ludziom zająć honorowe miejsca w środkuszeregu, wrogowie przypuścili jednak kolejny atak na barykadę, osłaniającą naszeflanki.Przez jakiś czas płytki rów i splątane gałęzie drzew stanowiły dla napastnikówprzeszkodę, ale szybko nauczyli się kryć za zwalonymi pniami i przedarłszy się przeznie w kilku miejscach omal nie przełamali naszej obrony.Wytrzymaliśmy jednaknapór nieprzyjaciela, a Griffid, mój niegdysiejszy wróg, wsławił się, zabijającNasiensa, czempiona Gundleusa.Wyczerpani wojownicy nacierali na siebie z furią.Słychać było szczęk tarcz, odgłos łamanych włóczni, brzęk mieczy.Ze wzgórzaobserwowało walkę pospolite ruszenie wroga.Morfans, zmusiwszy znów swegoumęczonego konia, by wjechał na niebezpiecznie strome zbocze, spoglądał na północ,a my modliliśmy się, żeby zadął wreszcie w róg.Długo patrzył przed siebie, ale uznałchyba w końcu, że wszystkie siły wroga zostały wciągnięte w zasadzkę, bo przyłożyłdo ust srebrny róg i usłyszeliśmy upragniony sygnał.Nigdy jeszcze dzwięk rogu nie sprawił nam takiej radości.Natarliśmy z nowąenergią na wroga, zadając ciosy wyszczerbionymi mieczami.Morfans zadął w rógkilkakrotnie, jak myśliwy obwieszczający krwawe łowy.Nasi ludzie przyparlinieprzyjaciela do barykady, siejąc spustoszenie w jego szeregach.Wrogowie,podejrzewając jakąś zasadzkę, rozglądali się niespokojnie wokół i stawiali zaciekłyopór.Gorfyddyd rozkazał królewskiej straży zaatakować naszą środkową linię.Słyszałem bitewny krzyk żołnierzy z Kernow, spłacających dług swego księcia.Nimue walczyła w szeregach włóczników, trzymając w obu rękach miecz.Krzyknąłem, żeby się cofnęła, ale dzika żądza krwi zaćmiła jej umysł.Wrogowie balisię jej, wiedząc, że jest podopieczną bogów i unikali walki, odetchnąłem jednak, gdyGalahad odciągnął ją na bok.Przybył nam w sukurs dopiero niedawno, ale walczył zszaleńczą pasją, zmuszając nieprzyjaciela do wycofania się poza stos ciał martwych ikonających żołnierzy.Róg zabrzmiał po raz ostatni i Artur ruszył w końcu do ataku.Jego zbrojni jezdzcy wyjechali z ukrycia na północ od rzeki i pędzili teraz jakburza przez bród.Tratując ciała, pozostałe na ziemi po pierwszych potyczkach, natarliz opuszczonymi włóczniami na tyły wroga.%7łołnierze pierzchali w popłochu przedopancerzonymi wierzchowcami, które wdarty się głęboko w szeregi Gorfyddyda.Ludzie Artura, podzieleni na dwie grupy, siali spustoszenie w tłumie nieprzyjaciół,przeszywając ich włóczniami i siekąc mieczami.Przez chwilę, przez jedną cudowną chwilę wydawało mi się, że wróg zostaniepokonany, ale Gorfyddyd zauważył, co mu grozi i rozkazał swoim ludziom utworzyćna północy nowy mur tarcz.Spisawszy na straty walczące na tyłach oddziałyuformował linię obrony z ostatnich szeregów atakujących dolinę włóczników.Powstrzymali oni skutecznie szarżę konnicy.Owain miał rację, gdy mówił mi przedlaty, że nawet konie Artura nie przedrą się przez szczelny mur tarcz.Jedna trzeciaarmii Cuneglasa została doszczętnie rozbita, ale pozostali żołnierze przegrupowali sięi stawili czoło garstce jezdzców.Nieprzyjaciel nadal miał nad nami liczebną przewagę.Naszą linię obrony za barykadą z drzew tworzyły dwa szeregi żołnierzy, amiejscami tylko jeden.Artur nie zdołał się do nas przebić i Gorfyddyd wiedział, żenigdy mu się to nie uda, jeśli konie nie sforsują muru tarcz.Dlatego zdecydował sięspisać na straty jedną trzecią swojej armii i zaatakować ponownie oddziałySagramora.Przejrzał taktykę Artura i znalazł na nią sposób, mógł więc z nowąnadzieją rzucić do walki swoich włóczników.Tym razem jednak nie atakował nacałej linii, lecz próbował zająć naszą lewą flankę po zachodniej stronie doliny.Broniący jej żołnierze walczyli, zabijali i ginęli, ale nie mieli szans sięutrzymać, gdy Syluryjczycy Gundleusa okrążyli nas, schodząc ze wzgórza poniżejzatkniętych przez Nimue włóczni.Napastnicy i obrońcy toczyli zaciekły bój.Pozostali przy życiu jezdzcy Morfansa rzucili się na Syluryjczyków, Nimue sypała nanich klątwy, a pełni jeszcze sił wojownicy Tristana bili się jak czempioni, ale mającnawet dwa razy więcej ludzi nie zdołalibyśmy powstrzymać ataku wroga.Nasz murtarcz, jak wijący się wąż, został zepchnięty na brzeg rzeki, gdzie stanęliśmypółkolem, osłaniając sztandary i kilku rannych, których udało nam się zabrać.Była tostraszna chwila.Widziałem, jak załamuje się nasza obrona i nieprzyjaciel zabijarozproszonych żołnierzy, a potem znalazłem się w tłumie zrozpaczonychniedobitków.Utworzywszy pospiesznie prowizoryczny mur tarcz patrzyliśmy, jaktriumfujący żołnierze Gorfyddyda ścigają i mordują uciekinierów.Tristan uszedł zżyciem, podobnie jak Galahad i Sagramor, ale było to mało pocieszające, boprzegraliśmy bitwę i pozostało nam tylko zginąć śmiercią bohaterów.Po północnejstronie doliny Artur nadal nie mógł sforsować linii obrony nieprzyjaciela, a nasz murtarcz, który przez cały długi dzień powstrzymywał natarcie wroga od południa,przestał istnieć.Kiedy zaczynaliśmy walkę, było nas dwustu.Teraz pozostałoniewiele ponad stu ludzi.Książę Cuneglas podjechał do nas na koniu, proponując, byśmy się poddali.Jego ojciec, dowodzący oddziałami atakowanymi przez Artura, pozostawił swemusynowi i królowi Gundleusowi pokonanie ocalałych włóczników Sagramora.Cuneglas nie znieważał przynajmniej moich ludzi.Zatrzymawszy konia kilka krokówod nas podniósł rękę, aby pokazać, że przybywa w pokojowych zamiarach.- Wojownicy Dumnonii! - zawołał.- Dzielnie walczyliście, ale stawiając dalejopór zginiecie.Chcę darować wam życie [ Pobierz całość w formacie PDF ]