[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Flawiusz DomicjanL.Aufidiusz KrispusGn.Acjusz Pertynaks Kapreniusz MarcelTyt.Faustus Plaucjusz FerentynsA.Kurcjusz GordianA.Kurcjusz FonginKw.Korneliusz Gracilis.Podaję te imiona, spełniając obowiązek wobec Cesarza i będąc posłusznąbogom.Byli tam wszyscy.Wszyscy? Najwyrazniej wszyscy z wyjątkiemjednego.Nad ostatnim zdaniem była jednowersowa przerwa.Wyglądało totak, jakby Sozja napisała jeszcze jedno imię; napisała, a potem przejechałatępym końcem rylca po wosku, by je usunąć.W takiej sprawie, powiedziałem kiedyś Helenie, nie można sobiepozwolić ani na lojalność, ani na zaufanie.Sozja Kamillina miała i jedno, idrugie.Musiało to być olbrzymie brzemię dla szesnastoletniegodziewczęcia.Ta tabliczka nie dowodziła niczego.Wymieniono po prostu siedmiumężczyzn znających się nawzajem; wyglądało to jak lista zaproszonych naucztę.Może Sozja znalazła tę listę w jakimś domu, który odwiedziła -notkę sporządzoną, by przekazać instrukcje zarządzającemu domem.Istarannie przepisała te nazwiska.Siedmiu mężczyzn, którzy w sądzie oświadczyliby zgodnie, że tylkowspólnie i spokojnie ucztowali.To oczywiście nie oznaczałoby, że spotkalisię tylko w tym celu.I kto w takim razie był gospodarzem złowróżbnego zgromadzenia?Wpatrywałem się w płytki rowek, w miejscu, gdzie rylec Sozji wymazałostatnie imię.Moją biedną Sozję krępowały więzy prawa, które mnie nieobowiązywały.Gdyby stała tu teraz i wpatrywała się we mnie tymi wiel-kimi, pełnymi entuzjazmu oczyma, które tak żywo tkwiły w mojej pamięci,musiałbym aż do końca razem z nią zachować milczenie.Ale ona jużodeszła, a ja wciąż chciałem pomścić jej śmierć.Była jeszcze jedna osoba wplątana w tę sprawę: ktoś tak sprytnieumiejący znikać innym z oczu, że prawie rozmyślnie zignorowałemoczywiste powiązanie.Podziękowałem Lenii, pochwyciłem sztabę i zwielkim wysiłkiem zaniosłem ją na górę, do mieszkania.Wkrótce, odzianyw swoją najlepszą togę, tę, która kiedyś należała do Festusa, zszedłem nadół i udałem się zrobić to, co do mnie należało, prosto na Palatyn.LIIIZanim doczłapałem do Pałacu, byłem już tak zdenerwowany, że moglibymnie aresztować za podejrzane zachowanie.Pocieszyłem się nieco,stwierdziwszy, że cesarska gwardia najwyrazniej potrafi odróżnićskrytobójcę od rozgorączkowanego, ale uczciwego obywatela.Kiedypoprosiłem o audiencję u Tytusa, przekazywano mnie od jednego dodrugiego urzędnika, a każdy kolejny był bardziej wytworny odpoprzedniego, aż skończyło się to na wysokim wzrostem sekretarzu,robiącym wrażenie kogoś, kto nie mrugnąłby nawet okiem, gdyby teściowana własnym podwórku przydybała go na chędożeniu rzeznika.Ten mniewysłuchał, posadził na stołku z togą porządnie złożoną na kolanach, a samwszedł do przyległego, wewnętrznego pomieszczenia.Po chwili wyszedł stamtąd Tytus.Wyglądał wspaniale.Miał na sobiepełen wojskowy strój naczelnego dowódcy Judei i był w odpowiednim doniego nastroju.Zdobionemu napierśnikowi nadano heroiczne proporcje,płaszcz miał głęboki purpurowy kolor, a tunika obszyta była na wszystkichmożliwych krawędziach sztywnym szamerunkiem z liści palmowych.Jeślibrakowało mu cokolwiek wzrostu, nadrabiał ten brak muskularną budowąciała.Był gotowy udać się do świątyni Izydy, gdzie miał spędzićuroczyście noc z ojcem i bratem, zanim nazajutrz wkroczą do miasta jakozwycięzcy dowódcy, wiozący do ojczyzny jeńców i połyskujące łupy.Ogarnęły mnie wątpliwości.Mój klient wystrojony był tak, jakby miałpozować do posągów, które sławiłyby go przez kilka tysięcy lat.Osobiścienie wierzyłem w moc ceremoniałów, ale od razu się zorientowałem, żeprzyszedłem nie w porę.Wstałem.Podałem Tytusowi tabliczkę Sozji.Kiedy ją ode mnie brał,poczułem silny uścisk jego dłoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]