RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie bardzo rozumiem, jak zdołamyuciec przed Mohammedem Dżanem.Widzisz taką możliwość?- Nie widzę.W tej kwestii jesteśmy zgodni.Dzięki temu sukinsynowi.- Nie prosiłem, żebyście mnie porywali! - zauważył Pietrunin z werwą, którazdawała się być odzwierciedleniem innych czasów i miejsc, a nawet innej osobowości.- Aubrey też się nie prosił, żeby go wrobić! - burknął Hyde.Pathanowie znów się sprężyli.Dzikie, wielkie koty.- Ja się nie prosiłem, żeby moikoledzy dostali polecenie zabicia mnie, ani o to, żeby tu być.- Nie zrobiłem nic oprócz wymyślenia  Azy.Nie wykorzystywałem tego.To niebyło nic więcej niż ćwiczenie intelektualne.- Jaki miało cel?- Ach - mruknął z zadowoleniem Pietrunin i uśmiechnął się.W zapadającym zmroku jego twarz zdawała się odmłodzona i gładsza.Była oczy-wiście wymizerowana, odbijały się na niej wysiłek i strach, ale teraz było to prawdziweoblicze Pietrunina.Takim go kiedyś poznał Hyde.Była to twarz ciężko chorego, którywyzdrowiał po długiej obłożnej chorobie.Ale była to także twarz groznego nadal wro-ga.- Posłuchaj - powiedział Miandad, przechylając głowę na bok.- Chyba wracająśmigłowce.Oczy Pietrunina błysnęły, kiedy podniósł głowę i spojrzał w ciemniejące niebo.Hyde słuchał.Zdawał sobie sprawę, że Pietrunin nadal oczekuje cudu, który przyniesiemu ocalenie.Mohammed Dżan pojawił się w drzwiach.Pózniej, kiedy nad głowami usłyszelipierwszy dzwięk, odwrócił się i szybko wybiegł.Hyde zerwał się na nogi.WiększośćPathanów także się zaniepokoiła.Wstali i ukryli się w cieniu, w kącie pomieszczenia.Ktoś zadeptał ognisko.Pietrunin leciutko się uśmiechał.Hyde wyciągnął makarowa idzgnął Rosjanina lufą w bok.Teraz huk silników był bardzo głośny.Hyde nachylił siędo ucha Pietrunina, aby tamten usłyszał, co mówi.261 - Cofnij się pod ścianę.W twoim wieku powinieneś mieć dość rozumu.Pietrunin skinął głową i wykonał polecenie Hyde'a.Cofnęli się w cień.Hyde'owiwydawało się, że widzi cienkie pasemko dymu wijące się nad rozrzuconym ogniskiem.Ale równie dobrze mógł to być tylko zapamiętany zapach ognia.Z podłogi i zakamar-ków sali wzbił się skłębiony i wirujący śnieg.Gdzieś bardzo blisko ogłuszająco hucza-ły śmigła.- Patrz! - usłyszał Hyde okrzyk Miandada.Podniósł głowę.Zmigłowiec szturmowy wisiał tuż nad pozbawionym sufitu pomieszczeniem.Hydezaczął mimo woli drżeć, tak jakby wirujące łopaty młóciły klepisko pod stopami.Zmi-głowiec przycupnął w powietrzu niczym ropucha, a oni jak kijanki patrzyli na ciemnypotworny kształt.Znieg niby zarzucana sieć spowił ich, pokrył odzież, oblepiał skórę iwciskał się do oczu.Pokój był zamglony skłębionym śnieżnym pyłem.Patrzący w góręHyde zauważył, że śmigłowiec nadal się zniża.Nie był teraz wyżej niż pięćdziesiątstóp ponad pomieszczeniem, do którego zimnych ścian przyciskali plecy.Powiększałsię powoli niby nadymająca się ropucha.Podmuch wysysał śnieg przez nie istniejącysufit.Zmigłowiec niczym dach zasłaniał wieczorne niebo.Przywarty plecami do ściany wśliznął się do środka Mohammed Dżan.Po chwiliuderzył w podłogę biały strumień reflektora szperacza.Hyde zmartwiał.Usłyszał, żeMohammed Dżan próbuje przekrzyczeć ryk silników.Rozległ się też wrzask Mianda-da.- %7łołnierze!.Obserwatorzy zameldowali, że żołnierze wspinają się po zboczach,aby nas otoczyć!Hyde szturchnął Pietrunina lufą pistoletu.- Nie! - ostrzegł.Wydawało się, że Pietrunin drgnął.Zwiatło ślizgało się po pod-łodze, było już prawie u ich stóp.Pathanowie wymykali się przez sień i posuwali sięprzyciśnięci do ścian.Znieżny cyklon przesłonił jaskrawe światło szperacza.Niebo nadnimi zniknęło.Był tam tylko ciemny kadłub MiL-a z umieszczonym w środku reflekto-rem.- Ruszaj! - rozkazał Hyde.- Ruszaj, sukinsynu! - Popchnął Pietrunina wzdłużściany.Znów zobaczyli niebo.Zwiatło niczym wodospad wlewało się przez drzwi raz dotego, a raz do sąsiedniego pokoju.Zastygły z przerażenia Pathan wpatrywał się w świa-tło.Hyde rozpoznał hałas innych śmigłowców.Z zewnątrz, z placu apelowego fortu,dochodziły odgłosy wystrzałów.Miandad wyprzedził opierającego się Pietrunina.Zwiatło, które zastygło na Pathanie, rozlało się teraz nad nimi.Pozostający w zawisieśmigłowiec zaczął wykonywać obrót i światło jego reflektora pod kadłubem przesunęłosię gdzieś dalej.Inny szperacz umieszczony w nosie maszyny oświetlił pokój za nimi.262 - Teraz! - krzyknął Miandad.Hyde popchnął Pietrunina do przodu.Ominęli osłupiałego Pathana i nieopatrznie weszli w słup światła z przedniegoszperacza.Pociski karabinu maszynowego wbijały się i rykoszetowały na ubitej ziemi.Hyde naparł na Pietrunina, aby go zmusić do biegu.Omal nie nadepnęli na ciało Pa-thana.Pociski odbijały się od kamiennych ścian.Z trudem wydostali się na podwórko zalane światłem reflektorów.Coś ciemnegooderwało się od ściany fortu i runęło na ziemię.Ogień karabinów maszynowych zdwóch dalszych MiL-ów przesuwał się w poprzek otwartej przestrzeni.Hyde zobaczyłuciekające ludzkie sylwetki.Panika, hałas, śmierć.Trzy, cztery ciała.Padali kolejni Pathanowie.Pózniej światłoschwyciło także ich.Hyde ze zdumieniem zauważył, że Miandad klęczy.Wydawałosię, że kaszle.Jeden, a pózniej drugi pionowy słup światła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl