[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedną ręką podtrzymywała kieszeń; byłoby zle, gdyby jejmaleńkie wcielenie wypadło i uległo uszkodzeniu.Dotarła do pensjonatu.Na werandzie znajdowało się kilka osób, które szukałytu ulgi w chłodzie i ciemności.Skręciła w podjazd i obiegłszy pensjonat, pomknę-ła przez pole w kierunku stodoły.Nagle ujrzała to coś: gigantyczny, złowieszczykształt na tle nocnego nieba.Kucnęła w cieniu za krzakiem, aby ochłonąć i ocenićsytuację.Peter był na pewno w środku.W swojej pracowni pełnej klatek, słoi i dzba-nów z miękką gliną.Rozejrzała się uważnie dookoła, szukając jakiejś ćmy, którąmogłaby wysłać na zwiad.Nie zauważyła jednak żadnej; i tak zresztą nie miałabyona wielkiej szansy się przedrzeć.60Ostrożnie rozchyliła kieszeń i wyjęła z niej swoje dziesięciocentymetrowewcielenie.Nowy widok zajął miejsce obrazu szorstkiej tkaniny.Zamknęła swojenormalne oczy i skoncentrowała się maksymalnie na golemie.Zaczęła odczuwaćdotyk swojej potężnej dłoni, olbrzymich palców dotykających jej ciała byłybardzo szorstkie.Przenosząc uwagę z jednego ciała na drugie, była w stanie manipulować swo-im wcieleniem na ziemi w odległości kilku metrów od stodoły.Niemal natych-miast golem znalazł się w strefie interferencji.Mary usiadła w cieniu i zwinęła się ciasno w kłębek.Ta pozycja pozwalała jejmaksymalnie skoncentrować się na golemie.Golem przekroczył strefę interferencji nie zauważony.Ostrożnie podszedł dostodoły.Znajdowała się tam niewielka drabina, którą Peter zamontował specjal-nie dla golemów.Rozejrzał się wokoło, szukając jej.Zciana stodoły, wykona-na z ogromnych nie heblowanych desek, wznosiła się nad nią; jej szczyt niknąłw ciemnościach na tle nieba.Była tak wielka, że Mary nie mogła dostrzec jejkońców.Po chwili zobaczyła drabinę.Kilka pająków minęło ją, kiedy przerażona wspi-nała się po niej.Opuszczały się w pośpiechu na ziemię.W pewnej chwili przebie-gło obok niej kilka szarych szczurów.Wchodziła powoli.W dole, w gąszczu krzaków i winorośli wiły się węże.Peter wypuścił na noc wszystkie swoje zwierzęta.Obecna sytuacja musiała gonaprawdę zaniepokoić.Dotarła do wejścia i zeszła z drabiny.Przed nią rozciągałsię czarny tunel.A na jego końcu światło.Była w środku.my jak dotąd nigdynie trafiły tak daleko.To była pracownia Petera.Golem zatrzymał się na moment.Unieruchomiła go u wejścia i przeniosłauwagę na swoje normalne ciało.Poczuła, że jest jej zimno, i cała zdrętwiała.Nocbyła chłodna; Mary nie mogła dalej tam leżeć.Rozprostowała ręce i nogi i rozmasowała mięśnie.Golem mógł stać w stodoledługo.Musiała znalezć sobie jakieś miejsce, gdzie mogłaby przebywać dłużeji nie marznąć.Pomyślała o jednej z czynnych całą noc kafejek na ulicy Jeffersona.Mogła tam siedzieć i pić gorącą kawę, do czasu aż golem wykona swoje zadanie.Może nawet mają tam jeszcze placki i syrop, gazety i szafę grającą.Przeszła ostrożnie przez krzaki w kierunku pola.Zadrżała z zimna i otuliła sięszczelnie kurtką.Posiadanie dwóch ciał było zabawne, ale zbyt kłopotliwe i możenie warte.Coś nieoczekiwanie spadło na nią.Szybko to strzepnęła.Był to pająk, któryskoczył na nią z drzewa.Potem spadały następne.Ostry ból przeszył jej policzek.Podskakiwała jakszalona i strącała je.Szary strumień przedarł się przez krzaki i zaczął wdrapywaćsię na nią.Szczury.Pająki spadały na nią całymi gromadami.Strzepywała je i krzyczaławniebogłosy.Szczurów przybywało; zanurzały w niej swoje żółte zęby.Ogarniętapaniką zaczęła uciekać w popłochu.Szczury podążyły za dziewczynką, czepiałysię jej i wspinały na nią.Pająki biegały po jej twarzy, między piersiami i podpachami.Potknęła się i upadła; owinęła się wokół niej winorośl.Coraz więcej szczurówrzucało się na nią.Całe stada.Pająki spadały bezszelestnie ze wszystkich stron.61Wiła się i walczyła; jej cale ciało było jednym wielkim bólem.Lepkie pajęczynyoplatały jej twarz i oczy, dławiły ją i oślepiały.Podniosła się na kolana, podpełzła trochę i opadła na ziemie pod ciężaremzajadłych zwierząt.Zaryły się w niej aż do kości, wyżerając skórę i ciało.Jadłyją.Krzyczała z całych sił, ale pajęczyny dławiły ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]