[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na koniec kupili nieprzemakalną pelerynę,tak dużą, że całkowicie okryła Lyrę; peleryna wykonana była z półprzezroczystego jelitafoczego.W tym wszystkim, a także w jedwabnym szaliku wokół szyi, wełnianej czapce nauszach i dużym kapturze naciągniętym na głowę, dziewczynce było zbyt ciepło.Zdawałasobie jednak sprawę, że udają się w rejony o wiele chłodniejsze niż tutejszy.John Faa nadzorował rozładunek statku i ucieszył się, słysząc o tym, co powiedziałKonsul Czarownic, a jeszcze bardziej, gdy się dowiedział o niedzwiedziu. Pójdziemy do niego tego wieczoru stwierdził. Rozmawiałeś już kiedyś z takimstworzeniem, Ojcze Coramie? Tak.Brałem też udział w walce z jednym z nich chociaż nie osobiście, dzięki Bogu.Musimy być gotowi na pertraktacje, Johnie.Nie wątpię, że zażąda wiele Będzie też zapewnegburowaty i niepokorny, ale mimo to dobrze byłoby go pozyskać. Tak, z pewnością.A co z twoją czarownicą? No cóż, przebywa daleko stąd i jest obecnie królową klanu odparł Ojciec Coram.Mam nadzieję, że Konsulowi uda się ją zawiadomić, jednak czekanie na odpowiedz zajmiezapewne sporo czasu. Ach, tak.A teraz powiem ci, stary przyjacielu, czego ja się dowiedziałem.John Faa wyraznie się niecierpliwił, pragnąc koniecznie o czymś opowiedzieć OjcuCoramowi i Lyrze.Okazało się, że spotkał się na nabrzeżu z pewnym podróżnikiem z NowejDanii, mężczyzną nazwiskiem Lee Scoresby, który pochodził z kraju o nazwie Teksasi dysponował balonem.Ekspedycja, do której miał nadzieję się przyłączyć, została odwołanaz braku funduszy, zanim jeszcze opuściła Amsterdam, więc aeronauta był w tej chwili bezpracy. Ojcze Coramie, pomyśl, czego możemy dokonać z pomocą aeronauty! powiedziałz zapałem John Faa, zacierając wielkie dłonie. Zaangażowałem go, oczywiście.Pomysłprzybycia tutaj okazuje się doprawdy bardzo szczęśliwy. Mielibyśmy więcej szczęścia, gdybyśmy wiedzieli dokładnie, dokąd powinniśmy sięteraz udać mruknął Ojciec Coram.Nic jednak nie mogło ostudzić podniecenia, jakie JohnFaa odczuwał na myśl o wyprawie.Gdy zapadła ciemność, a zapasy i sprzęt zostały bezpiecznie wyładowane i stały nanabrzeżu, Ojciec Coram i Lyra poszli wzdłuż brzegu poszukać baru Einarssona.Znalezli godość szybko.Była to buda z surowego betonu: nad jej drzwiami nieregularnie migał czerwonyneonowy napis, a ze środka przez zaparowane okna dobiegały dzwięki hałaśliwych rozmów.Pełna dołów alejka prowadziła obok budy do żelaznej bramy, przez którą wchodziło się napodwórze od tyłu, gdzie na podłożu z zamarzniętego błota stała dziwaczna przybudówka.Najej tle w przyćmionym świetle padającym z tylnego okna baru widać było zgarbioną postać olbrzymi jasny kształt ogryzający kawał mięsiwa trzymany w przednich łapach.Lyrzezdawało się, że dostrzega poplamiony krwią pysk, wrogie, czarne oczka i brudne, splątaneżółtawe futro.Ogryzając udziec, niedzwiedz wydawał obrzydliwe odgłosy: warczał, mlaskałi cmokał.Ojciec Coram stanął przy bramie i zawołał: Iorku Byrnisonie!Niedzwiedz przerwał jedzenie.Mężczyznie i dziewczynce wydawało się, że wielkiestworzenie patrzy bezpośrednio na nich, nie byli jednak w stanie wyczytać czegokolwiekz wyrazu jego pyska. Iorku Byrnisonie! powtórzył Ojciec Coram. Czy mogę z tobą porozmawiać?Serce Lyry waliło mocno, ponieważ coś w postawie niedzwiedzia sprawiło, że poczułajednocześnie zimno, strach i jego brutalną, choć kontrolowaną przez inteligencję siłę.Inteligencja ta nie przypominała ludzkiej, zresztą niedzwiedzie w ogóle w żaden sposób nieprzypominały istot ludzkich, choćby dlatego, że nie posiadały dajmonów.Ogólnie rzeczbiorąc, ta dziwaczna, nieco niezdarna, pochłaniająca mięso postać nie przypominała żadnegoinnego stworzenia, jakie Lyra potrafiłaby sobie wyobrazić jeszcze kilka godzin wcześniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]