[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No tak.- Winter znów wydmuchnÄ…Å‚ dym.- Czasami trzebasiÄ™ niepokoić i takim obrotem spraw.- Wiesz, o co mi chodzi.- To nie znaczy, że byli czyÅ›ci.- CzyÅ›ci jak Å›nieg.Czy jak hera.- Albo nieczyÅ›ci.- Te ofiary mogÅ‚y przywiezć niewyrównane rachunkistamtÄ…d, skÄ…d przyjechaÅ‚y.Winter pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ….- Cholernie trudno to sprawdzić.-No.- Może trzeba bÄ™dzie pojechać do Kurdystanu, a potem doIranu, Iraku, Syrii, Turcji, a może nawet na Malediwy -powiedziaÅ‚ Halders.- Na Malediwy?- Tak.MyÅ›lÄ™, że i tam przydaÅ‚oby siÄ™ zajrzeć na parÄ™ ty-godni.Tak dla pewnoÅ›ci.- MiaÅ‚bym jechać z tobÄ…?- MiaÅ‚em zamiar zabrać AnetÄ™, w koÅ„cu to jej tereny.- Fredrik, Malediwy leżą przy poÅ‚udniowym wybrzeżu Indii.- To dobrze.Winter zaciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ jeszcze raz.Przez parking przeszÅ‚ajakaÅ› rodzina.Tata, mama, siostra i brat.Wsiedli do samo-chodu.Volvo.WyglÄ…dali na Skandynawów.- JeÅ›li chodzi o narkotyki, szybko siÄ™ dowiemy - powiedziaÅ‚Winter.- Nie byÅ‚bym tego taki pewien.- Ale czego? %7Å‚e to narkotyki czy że siÄ™ dowiemy?- Narkotyki.CoÅ› tu siÄ™ nie zgadza.Przecież gadaÅ‚eÅ› zSivertssonem.Nie umiaÅ‚ z niczym poÅ‚Ä…czyć tej sprawy.- Czasy siÄ™ zmieniajÄ….Metody też.- StrzaÅ‚ prosto w twarz? To żadna nowa metoda.Przecież tunie chodzi o jakieÅ› mÅ‚odzieżowe hity na czasie.- A kto powiedziaÅ‚, że chodzi o mÅ‚odzież.- Teraz głównie oni dziaÅ‚ajÄ… w branży - stwierdziÅ‚ Halders.- WedÅ‚ug mnie nie masz racji.- Nie ja to wymyÅ›liÅ‚em.- Ale wedÅ‚ug ciebie nie chodzi o narkotyki?Halders sztywno wzruszyÅ‚ ramionami.CaÅ‚y byÅ‚ zesztywniaÅ‚yMoże dziÅ› wieczorem powinien przebiec z dziesięć kilometrów.Pieszczoty z AnetÄ… też go rozluzniaÅ‚y.Może i tego dziÅ›spróbuje.I posÅ‚ucha Pink Floydów.Szkoda, że ciÄ™ tu nie ma.Oile taki wieczór w ogóle wchodzi w grÄ™.Może on i Winter utknÄ…gdzieÅ› do nocy albo i na dÅ‚użej.- Musimy siÄ™ czegoÅ› dowiedzieć o Husseinie - powiedziaÅ‚Winter i rzuciÅ‚ peta na ziemiÄ™.- Facet zniknÄ…Å‚ na zawsze.- Jak to?- ZszedÅ‚ do podziemia.Dobrowolnie albo nie.- No to go wykopiemy.- Ha, ha.- Bez przesady, to nie byÅ‚o Å›mieszne.Halders ruszyÅ‚ w stronÄ™ samochodu.- Sednem jest motyw - powiedziaÅ‚ Winter.- To motyw byÅ‚ tudecydujÄ…cy.- Narkotyki albo zabójstwo honorowe - odparÅ‚ Halders.- Albo jeszcze coÅ› innego.- Niby co?- Musimy uruchomić wyobrazniÄ™.- Chyba wÅ‚aÅ›nie na tym polega ta robota.Winter pojechaÅ‚ na Hjällbo, Halders wróciÅ‚ na komendÄ™.Wdrodze Winter sÅ‚uchaÅ‚ Lars Jansson Trio.Witnessing.Po-myÅ›laÅ‚, że i tutaj wiele zależy od Å›wiadka, ale nie majÄ… żadnego.Zawsze wszystko zależy od Å›wiadków.I od czasu.BrakowaÅ‚omu teraz Å›wiadków, a wiedziaÅ‚, że istniejÄ….Jak zawsze chodzi oto, żeby ich odnalezć.%7Å‚eby osiÄ…gnąć sukces.Success.Alboponieść porażkÄ™.Failure.Succes-Failure to pierwszy kawaÅ‚ekna tej pÅ‚ycie.A potem Grip it.Chwyć to.Ale co? Na pewno niechodzi o szczęście, nie w tym przypadku.O pecha też nie.Może o zÅ‚o? OczywiÅ›cie, że tak, ale ono zawszema wiele twarzy.Wiele albo żadnej.PrzypomniaÅ‚y mu siÄ™ofiary z dziwnego sklepiku Jimmy ego.Dziwnego pod wielomawzglÄ™dami.Pod wzglÄ™dem poÅ‚ożenia, odosobnienia, pustkidookoÅ‚a.Sklep spożywczy czynny dwadzieÅ›cia cztery godzinyna dobÄ™ stojÄ…cy na uboczu.Prawdziwa sprzeczność.WÅ‚aÅ›nie touÅ‚atwiÅ‚o zabójcom zadanie.Winter ruszyÅ‚ ze sklepu w stronÄ™ bloków.Zcieżka byÅ‚a równiepusta jak zawsze.Czuć byÅ‚o samotność.OgarnÄ…Å‚ go smutek,jakby wciąż towarzyszyÅ‚a mu molowa tonacja kompozycjiLarsa Janssona.PomyÅ›laÅ‚ o chÅ‚opcu na rowerze.Pojawi siÄ™,jeÅ›li pójdÄ™ Å›cieżkÄ…? JeÅ›li zaczekam? Zaczeka na mnie? SpojrzaÅ‚w stronÄ™ okien.W promieniach sÅ‚oÅ„ca wyglÄ…daÅ‚y na srebrne.JeÅ›li ktoÅ› stoi teraz za którymÅ› z nich, jest niewidoczny.A onmnie widzi? Ja nie jestem niewidoczny.Może powinienempomachać?PoszedÅ‚ dalej w stronÄ™ domów.Nie wiaÅ‚o.Nic też nie ru-szaÅ‚o siÄ™ w zaroÅ›lach z lewej strony.PrzeciÄ…Å‚ pole.Wiem, żewszystko zależy od tego chÅ‚opca, pomyÅ›laÅ‚.1 2TO TUTAJ WSZYSTKO SI ZACZAO.Chociaż nie, to bytogdzieÅ› daleko stÄ…d.Zaczęło siÄ™ zupeÅ‚nie gdzie indziej.A potemprzybyÅ‚o tutaj.A może byÅ‚o tutaj od zawsze.CzekaÅ‚o.WintersiÄ™ rozejrzaÅ‚.Te domy.CaÅ‚a ta część miasta.PokrytanierównoÅ›ciami i polami.Te dziwaczne miasta w mieÅ›cieprzypominajÄ…ce kamienie rozrzucone precyzyjnie, w równychodstÄ™pach.Tutaj, tutaj i tu.Teraz kamienie poÅ‚Ä…czyÅ‚y ulice,które wcisnęły siÄ™ pomiÄ™dzy nie, otaczajÄ…c te minimiastapierÅ›cieniem.MiÄ™dzy nimi a domami wÅ‚aÅ›ciwie nie byÅ‚o wolnejprzestrzeni.Nie byÅ‚o dokÄ…d uciec.A może przeciwnie: uciecmożna byÅ‚o wszÄ™dzie.KrążyÅ‚ wokół bloku.PięćdziesiÄ…t metrów, siedemdziesiÄ…t.Czyżby sÅ‚yszaÅ‚ rower? OdwróciÅ‚ siÄ™ szybko, ale nic nie zobaczyÅ‚.ZaczÄ…Å‚ biec.Teraz go dostrzegÅ‚.Jego plecy ChÅ‚opiec jechaÅ‚ innÄ…Å›cieżkÄ…, biegnÄ…cÄ… w stronÄ™ drugiego bloku.JechaÅ‚ tak, że caÅ‚ejego drobne ciaÅ‚o poruszaÅ‚o siÄ™ w górÄ™ i w dół, w górÄ™ i w dół,jakby ktoÅ› go wsadziÅ‚ w jakÄ…Å› maszynÄ™.- Zaczekaj! - krzyknÄ…Å‚ Winter.- Hej! Zaczekaj!Wciąż biegÅ‚.Znów zaczęły mu dokuczać pÅ‚uca - on nie byÅ‚maszynÄ….Snuć siÄ™ po okolicy z prÄ™dkoÅ›ciÄ… Å›limaka to jedno.Ale nagle ruszyć biegiem to coÅ› innego.Już drugi raz mu siÄ™ totutaj przytrafiÅ‚o.Prawdopodobnie ludzie stojÄ…cy w oknachzaczÄ™li siÄ™ już zastanawiać, co to za wariat biega po podwórku.ByÅ‚ pewien, że patrzÄ… [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]