[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyboczna Lorn przykucnęła obok posłania, wpatrując się w nocne niebo.– Tool, czy to wszystko ma coś wspólnego z tym, co widzieliśmy przedwczoraj?T’lan Imass potrząsnął głową.– Nie sądzę, przyboczna.Szczerze mówiąc, to zaniepokoiło mnie bardziej.Mamy do czynienia z czarami zdolnymi ignorować barierę, którą nas otoczyłem.– Jak to możliwe? – zapytała cicho.– Istnieje tylko jedno wyjaśnienie, przyboczna.Wróciła do nas pradawna grota, zaginiona przed wiekami.Ktokolwiek nią włada, musimy przyjąć założenie, że nas śledzi.Lorn wyprostowała ciało znużonym gestem, a potem się przeciągnęła, wywołując trzask kręgów.– Wyczułeś posmak Tronu Cienia?– Nie.– W takim razie nie przyjmę takiego założenia, Tool.Zerknęła na posłanie.Imass zwrócił się w stronę kobiety, obserwując bez słowa, jak przygotowuje się do snu.– Przyboczna – zaczął – ten łowca potrafi się przebić przez moje osłony.Dzięki temu, kiedy nas znajdzie, będzie mógł otworzyć grotę tuż za naszymi plecami.– Nie boję się magii – wymamrotała Lorn.– Daj mi spać.T’lan Imass umilkł, lecz nadal wpatrywał się w nią przez długie godziny nocy.Gdy niebo na wschodzie rozjaśnił blask jutrzenki, Tool poruszył się lekko, po czym znowu znieruchomiał.Kiedy na twarz Lorn padły promienie słońca, kobieta przetoczyła się z jękiem na plecy.Otworzyła oczy, zamrugała szybko, po czym znieruchomiała.Uniosła powoli głowę i zobaczyła, że T’lan Imass stoi tuż nad nią.Sztych krzemiennego miecza wojownika zawisł w odległości kilku cali od jej gardła.– Sukces zależy od dyscypliny, przyboczna – oznajmił Tool.– Nocą ujrzeliśmy w akcji pradawną magię, która obrała sobie za cel kruki.Przyboczna, nocą kruki nie latają.Może ci się zdawać, że połączenie naszych szczególnych talentów zapewnia nam obojgu bezpieczeństwo, tak jednak nie jest.T’lan Imass uniósł broń i odsunął się na bok.Lorn zaczerpnęła z drżeniem tchu.– To był błąd – przerwała na chwilę, by odchrząknąć – i przyznaję się do niego, Tool.Dziękuję, że zwróciłeś mi uwagę, iż staję się zbyt pewna siebie.– Usiadła.– Powiedz mi, czy nie wydaje ci się dziwne, że na rzekomo pustej Równinie Rhivi dzieje się tak wiele?– Konwergencja – odparł Tool.– Moc przyciąga moc.Nie jest to skomplikowana myśl, lecz mimo to nam, Imassom, nigdy jakoś nie przyszła do głowy.– Starożytny wojownik odwrócił się do przybocznej.– Naszym potomkom również się wymyka.Jaghuci świetnie rozumieli to zagrożenie.Dlatego unikali się wzajemnie, wybrali samotność i pozwolili, by cywilizacja rozpadła się w gruzy.Forkrul Assailowie także dostrzegli niebezpieczeństwo, choć wybrali inną drogę.Dziwny jest jedynie fakt, że to ignorancja Imassów przetrwała wieki.Lorn spojrzała na niego.– Czy to miał być żart? – zapytała.T’lan Imass poprawił hełm.– Zależy, jaki masz nastrój, przyboczna.Wstała i poszła sprawdzić konie.– Z dnia na dzień robisz się coraz dziwniejszy, Tool – powiedziała cicho, raczej do siebie niż do Imassa.Przypomniała sobie, co zobaczyła, gdy otworzyła oczy – tego przeklętego stwora i jego miecz.Jak długo tak stał? Całą noc?Pomacała bark.Goił się szybko.Być może rana nie była tak poważna, jak jej się zdawało.Siodłając konia, zerknęła jeszcze na Toola.Wojownik gapił się na nią.O czym mógł myśleć ktoś, kto żył trzysta tysięcy lat? Czy Imassów w ogóle można było zwać żywymi? Nim poznała Toola, uważała ich za martwiaków, pozbawione duszy ciała ożywione przez zewnętrzną siłę.Teraz nie była już tego taka pewna.– Powiedz mi, Tool, o czym myślisz najczęściej?Imass wzruszył ramionami.– O bezcelowości, przyboczna.– Czy wszyscy Imassowie o niej myślą?– Nie.Większość w ogóle nie myśli.– A to dlaczego?Przechylił głowę.– Dlatego, że to bezcelowe, przyboczna.– Ruszajmy już, Tool.Tracimy czas.– Tak, przyboczna.Wspięła się na siodło, myśląc, co miała znaczyć odpowiedź Imassa.KSIĘGA CZWARTASKRYTOBÓJCYŚniła mi się monetao zmiennym awersie -tak wiele młodych twarzy,tak wiele drogocennych snów.Toczyła się z brzękiempo pozłacanej krawędzipucharu przeznaczonegodo przechowywania klejnotów.Życie w snachWiedźma IlbaresRozdział jedenastySpowiła mnie noci wędrowałem,a mój duch nie stałna ziemi czy skale,nie zaplątał sięw drzewo,nie przebijał gożelazny gwóźdź,lecz był jak sama noc,złożony z powietrzai wolny od światła,i wtedy podszedłemdo murarzy, którzycięli i rzeźbilikamień po ciemku,kierując się światłem gwiazdi poobijanymi dłońmi.– A co ze słońcem? -zapytałem.– Czy jego płaszczobjawienia nie jest ciepłem rozumudla waszej pracy?Jeden z nich odpowiedział:– Żadna dusza nie zniesieświetlistych kości słońca,a rozum przygasa,gdy zapada ciemność.Dlatego nocą wznosimy kurhanydla ciebie i twych bliskich.– Wybaczcie, że przerwałem wam pracę– rzekłem.– Zmarli nigdy nie przerywają -odparł murarz.– Po prostu przychodzą.Kamień nędzarzaDarudżystan– Kolejna noc, kolejny sen – jęknął Kruppe.– A ten wędrowiec ma za towarzystwo tylko blady ogienek.Rozczapierzył dłonie nad migotliwym, niegasnącym płomieniem, który rozpalił pradawny bóg.Ten dar mógł wydawać się dziwny, mag czuł jednak, że ma on jakieś znaczenie.– Kruppe chętnie zrozumiałby ów sens, bo podobne rozczarowanie zdarza mu się rzadko i nie należy do przyjemności.Otaczało go pustkowie.Zniknęła nawet zorana ziemia i nigdzie nie było widać śladu ludzkich domostw.Przykucnął przy samotnym ognisku, które płonęło na płaskiej tundrze.W powietrzu unosiła się woń topniejącego lodu.Na północy i zachodzie horyzont jarzył się zieloną poświatą, przypominającą niemal luminescencję, choć jak na razie nie wzeszedł księżyc, który rzuciłby wyzwanie gwiazdom.Nigdy w życiu nie widział czegoś takiego, choć przecież ów obraz zrodził się w jego umyśle.– To doprawdy niepokojące, powiada Kruppe.Czy te wizje powstały z instynktu i mają jakiś cel? Kruppe nie wie i gdyby tylko miał wybór, natychmiast wróciłby do ciepłego łóżka [ Pobierz całość w formacie PDF ]