[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z la-tarką w ręku siedział na jednym ze Zledczych i oświetlał polerowaną rdzę skorupypancerza.Nie pamiętał, skąd się tu wziął, ale nie był roztrzęsiony jak po Korsa-kowie.Pamiętał za to oczy tej dziewczyny z pokoju Bobby ego w Londynie. Gentry podłączył Grafa i jego pakunek do deku cyberprzestrzeni poin-formowała Cherry. Wiesz o tym?Zlizg skinął głową.Wciąż przyglądał się Sędziemu. Bobby mówił, że tak trzeba. A co się dzieje? Co się stało, kiedy się obaj włączyliście? Gentry i Bobby właściwie się dogadali.Tak samo im odbija.Włączyliśmysię i trafiliśmy gdzieś na orbitę, ale Bobby ego tam nie było.Potem chyba doMeksyku.Kto to jest Tally Isham? Królowa stymów, kiedy byłam jeszcze mała.Jak dzisiaj Angie Mitchell. Mitchell była jego panieną. Czyją? Bobby ego.Powiedział o tym Gentry emu w Londynie. Londynie? Tak.Przenieśliśmy się tam z Meksyku. I powiedział, że był facetem Angie Mitchell? Jakieś wariactwo. Tak, ale mówił, że dzięki temu zdobył to coś, ten alef. Opuścił latar-kę i oświetlił szkielet stalowej szczęki Trupojada. Kręcił się wśród bogatychludzi i wtedy o nim usłyszał.Nazwał to pułapką na dusze.Właściciele alefa wy-najmowali go na godziny różnym bogaczom.Bobby raz spróbował, potem wróciłi ukradł go.Wyjechał do Mexico City i zaczął w nim spędzać cały czas.Ale onitrafili za nim. Wygląda na to, że jednak coś zapamiętujesz. Dlatego uciekł stamtąd.Pojechał do Cleveland i dogadał się z Afriką, dałmu pieniądze, żeby go ukrył i zaopiekował się nim, kiedy będzie na kablu.Bo202dotarł już bardzo blisko. Blisko czego? Nie wiem.Czegoś dziwnego.Mówił tak jak Gentry, kiedy gada o Kształcie. No tak mruknęła. Obawiam się, że może umrzeć, kiedy jest tak połą-czony.Jego sygnały zaczynają się pieprzyć.Za długo leży na kroplówkach.Dla-tego zaczęłam cię szukać.W promieniu latarki migotały stalowe kolczaste trzewia Trupojada. On tego chce.Zresztą jeśli zapłacił Kidowi, to właściwie pracujesz dlaniego.Ale ci faceci, których widział dziś Ptaszek, pracują dla tych ludzi z L.A.Dla tych, którym Bobby ukradł alefa. Możesz mi coś wytłumaczyć? Co? Co właściwie zbudowałeś? Afrika mówił, że jesteś takim zwariowanymbiałym gościem, który składa roboty ze złomu.A latem zabierasz je na równinęi toczą walki. To nie roboty przerwał jej, kierując promień na nisko zawieszone, za-kończone ostrzami ramiona pajęczonogiej Wiedzmy. Są sterowane radiowo. Budujesz je, żeby potem rozwalić? Nie.Ale muszę je wypróbować.Widzisz, kiedy już poskładam je jak nale-ży.Zgasił latarkę. Zwariowany biały gość powiedziała. Masz gdzieś dziewczynę? Nie. Wez prysznic.Możesz się też ogolić.Nagle znalazła się tuż przy nim, czuł jej oddech na twarzy. Hej, ludzie, słuchajcie. Co jest, do diabła?.bo nie będę powtarzał dwa razy.Zlizg zasłonił dłonią usta Cherry. Chcemy dostać waszego gościa i cały jego sprzęt.To wszystko.Powtarzam:cały sprzęt. Wzmocniony głos grzmiał w żelaznej pustce Fabryki. Możeciego nam oddać.To łatwe.Albo możemy wytłuc was do nogi.To dla nas też bardzołatwe.Macie pięć minut, żeby się zastanowić.Cherry ugryzła go w rękę. Szlag.Muszę oddychać, nie?A potem pędził już przez ciemność Fabryki, słysząc, jak Cherry wykrzykujejego imię.203* * *Nad południowymi wrotami Fabryki, parą pogiętych stalowych skrzydeł za-rdzewiałych na głucho w pozycji otwartej, płonęła pojedyncza stuwatowa żarów-ka.Pewnie Ptaszek jej nie zgasił.Ze swego miejsca przy pustym oknie Zlizg wi-dział poduszkowiec ustawiony poza słabą granicą światła.Człowiek z megafonemwyszedł z mroku z wystudiowaną niedbałością, mającą wskazywać, że panuje nadsytuacją.Miał na sobie nieprzemakalną panterkę z cienkim nylonowym kapturem,zawiązanym ciasno na głowie.I gogle.Uniósł megafon. Trzy minuty.Przypominał Zlizgowi strażników w pudle, kiedy odsiadywał drugi wyrok zakradzież samochodów.Gentry pewnie obserwuje to z góry, gdzie do ściany ponad bramą przykleiliwąski pionowy panel z pleksiglasu.Coś stuknęło w mroku, po prawej stronie.Zlizg obejrzał się i w słabym blaskuz innego okna zdążył jeszcze zobaczyć Ptaszka, jakieś osiem metrów dalej podmurem, i błysk na duralowym tłumiku, kiedy chłopak podnosił strzelbę. Ptaszek! Nie.Rubinowy świetlik na policzku Ptaszka, wskaznik laserowego celownika z Sa-motni.Ptaszka odrzuciło do wnętrza Fabryki, a huk strzału zagrzmiał przez pu-ste okna i odbił się echem od ścian.Potem jedynym dzwiękiem był tylko brzęktłumika toczącego się po betonie. Pieprzę was! zagrzmiał wesoły głos. Mieliście szansę.Zlizg zerknął przez okno i zobaczył, że człowiek biegnie do poduszkowca.Ilu ich tam jest? Ptaszek nie powiedział.Dwa poduszkowce i honda.Dzie-sięciu? Więcej? Jeśli Gentry nie miał schowanego gdzieś pistoletu, to strzelbaPtaszka była ich jedyną bronią.Zawyły turbiny poduszkowców.Uznał, że po prostu tu wjadą.Mają celownikilaserowe, prawdopodobnie również na podczerwień.I wtedy usłyszał któregoś ze Zledczych: dzwięk wydawany przez stalowe gą-sienice na betonowym podłożu.Zledczy wyczołgał się z mroku z uniesionym ni-sko nad ziemią termitowym żądłem skorpiona.Podwozie rozpoczynało karieręjako zdalny manipulator, przeznaczony do neutralizacji toksycznych wyciekówi czyszczenia elektrowni jądrowych.Zlizg trafił w Newark na trzy nie poskładanezespoły i wymienił je na volkswagena.Gentry.Sterownik został na poddaszu.Zledczy przejechał przez halę i zatrzymał się w szerokich wrotach, zwróconyw stronę Samotni i szarżującego poduszkowca [ Pobierz całość w formacie PDF ]