RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co mnie zdziwiło, bo przecież przyszedłem tutaj, aby go uwolnić.Wzruszyłem ramionami.Jego obojętność była bez znaczenia dla moich planów.Poszedłem po Goblina.Potem odprowadziłem go na bok, dobrze w głąb posadzki ogromnej sali Shivetyi, z dala od obcych uszu.Gdy­bym zabrał ze sobą lampę, mógłbym podziwiać cudowny sposób, w jaki szczegóły posadzki odwzorowują cechy samej równiny.Streściłem rzecz całą karzełkowi.- Kina myśli bardzo wolno.Musimy wszystko zrobić, zanim się zorientuje, że już tu jesteśmy, że mamy zamiar uderzyć, że dyspo­nujemy bronią dostatecznie potężną, aby jej zaszkodzić.- Przez cały czas naszego pobytu w tym miejscu włócznia Jednookiego lśniła.Płomyki ognia przebiegały wzdłuż drzewca, kreśląc nieprzewidywalne wzory.Krawędzie grotu jęczały, tnąc powietrze.Broń zdawała się wyczuwać, co ją czeka.Nikt nie mógł wątpić, że włócznia stanowiła arcydzieło, aczkol­wiek sztuki szczególnego rodzaju.Nikt nie zaprzeczy, że tworząc swój majstersztyk, Jednooki wspiął się na wyżyny natchnienia nie­częste w jego długim, lecz raczej żałosnym życiu.Wiele arcydzieł należy do tej samej kategorii: pojedynczego trium­fu geniuszu ich twórcy.- Kiedy dotrzemy do bariery mroku na schodach, zacznie po­dejrzewać, że grozi jej niebezpieczeństwo.Będziesz musiał działać szybko.Rozpędź się, na ile to tylko będzie możliwe, żebyś wbił włócz­nię jak najgłębiej.Lanca Namiętności nie okazała się dosyć potężna.Ale nie wykonano jej z myślą o zabiciu boga.Natomiast włócznię Jednookiego tak.Możesz nazwać ją Zabójcą Bogów.Sam wiesz.By­łeś z nim przez większość lat, kiedy ją robił.Po przybyciu do Hsien nie zajmował się właściwie niczym innym.Goblin przy tym był.Ale tamten Goblin, żywy, nie zaś tylko duch schwytany w umęczone długim życiem ciało.Natomiast ten Goblin był przecież od dawna agentem potwora, którego miał obecnie zabić.Albo przynajmniej okaleczyć.A może tylko rozdrażnić.Podczas gdy wątpliwości opadały mnie niczym przyjaciele Tobo z ukrytego królestwa, nie przestawałem mówić, wyjaśniając mu po raz kolejny, dlaczego z nas wszystkich tylko on może przeprowadzić ostateczny atak.I naprawdę moje argumenty zdawały się go prze­konywać.A może po prostu podjął już niewzruszoną decyzję, a na­dzieje oraz pragnienia innych już się dlań nie liczyły.Goblinia istota dosiadła latającego słupa.Przyciągnąłem bliżej swój, abym móc porównać oznaczenia i po raz kolejny upewnić się, że wiem, na którym będzie jechał.- A więc lećmy na dół - powiedziałem.- Będę zaraz za tobą.Twój słup jest zaczarowany tak, żeby wrócił sam, jeśli stracisz świa­domość.- Wiedział.Był na miejscu, kiedy Shukrat o to zadbała.- Jeśli to nie zadziała, wlecę, schwycę cię i wyciągnę twój tyłek.Wziąłem dodatkowe sto jardów liny, którą mogę przyczepić do two­jej uprzęży.Albo obwiązać cię nią w pasie.Mały człowieczek spojrzał na mnie tak, jakby uznał, że zwario­wałem.Przygotował się do samobójczej misji, przekonany, że całkowita zagłada ciała stanowi jedyny sposób, w jaki może pozbyć się pasożyta i znaleźć w końcu wieczne odpoczywanie.Cały ten przekręt rozgrywałem wyłącznie na wyczucie.Tak na­prawdę nie miałem pojęcia, czego Goblin chciał albo co miał zamiar osiągnąć w tym fałszywym życiu, które mu dano.Kiedy jeszcze był normalnym człowiekiem, również niewiele byłem w stanie o nim powiedzieć.Jedynej rzeczy, której byłem pewien, to faktu, że zmienił się w chodzącego kalekę.Życie bez Jednookiego było dlań jak życie bez jednej z kończyn.I naprawdę chciał zaszkodzić Kinie.W to nawet na moment nie zwątpiłem.Długa, trudna dyskusja skończyła się, gdy z rozdrażnieniem zda­łem sobie w końcu sprawę, że Goblin wcale nie dba o to, czy go wyciągnę, kiedy sprawy potoczą się źle.Zależało mu tylko na od­wodach, które zadbają o dokończenie dzieła, gdyby on zawiódł.Nie mam pojęcia, dlaczego tyle trudności przysporzyło mi zro­zumienie i akceptacja zamiarów Goblina.Przypuszczalnie za bardzo koncentrowałem się na tym, by sprawy szły dokładnie po mojej my­śli.Gdybym się dokładniej nad tym zastanowił, wiedziałbym, że już wcześniej, po trochu, Goblin mi wszystko powiedział.Jako że całkowicie obca jest mi chęć poświęcenia własnego ży­cia, miałem kłopoty z ignorowaniem głosu mej cynicznej natury - zwłaszcza w odniesieniu do kogoś, kto tak jak Goblin od tak dawna żył życiem opartym na całkowitym pobłażaniu sobie.Goblin schwycił włócznię Jednookiego i powiedział coś, co już dawno powinienem zaproponować, a czego jednak nie zrobiłem.- Czas na dół, Konował.- Ujął wszystko w jednej, czystej ni­czym głos belcanta sentencji.Poklepałem się po kieszeniach.Ostatni sprawdzian.Wciąż nie byłem pewny, czy rzeczywiście jestem gotów.134.Taglios:Każdemu to, co mu się należyTobo nie pilnował nikt prócz Pani, która jakoś nie potrafiła przy­łożyć się do tego zadania.O Panią z kolei miał zadbać tylko ten cudowny chłopiec.On również miał inne sprawy na głowie.I zde­cydowanie zbyt wiele z nich znaczyło piętno ciemności.Ani Shukrat, ani Konował, ani Pani od dawna nie zwracali na niego uwagi.Miejskie noce straciły swój tradycyjny urbanistyczny czar.Niektórzy ludzie porównywali nową epokę z czasami, kiedy Protektorka spuszczała na miasto swe mordercze cienie, z przyczyn nie bardziej jasnych niż te, które stały za aktualnie szalejącą grozą.Fakt, że w istocie zgony były obecnie nieliczne, jakoś umykał powszechnej uwadze.Nieznane Cienie miały świetną zabawę, do woli dręcząc miesz­kańców.Podobnie jak Tobo, który właśnie odkrył, że może robić co chce.Sny stanowiły wyjątek.W snach nawiedzała go kobieta.Piękna kobieta Nyueng Bao, zda­jąca się być ucieleśnieniem smutku.W głębi serca doskonale zdawał sobie sprawę, że jest to jego matka taka, jaka była w młodości, zanim spotkała ojca.Zazwyczaj nie pojawiała się sama [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl