[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— To zapewne nie będzie konieczne — powiedział Adam szybko.— Zgłosił się pan do nas podając fałszywe powody — ciągnął Rosen.— Powiedziałem, że jest mi przykro.To się więcej nie powtórzy.— Poza tym jest pan przemądrzałym dupkiem.— Pan również, panie Rosen.Proszę mi pokazać adwokata, który nie jest przemądrzałym dupkiem.— Doskonale.Niech się pan nacieszy sprawą Cayhalla, panie Hall, ponieważ będzie to ostatnia robota, jaką pan dla nas wykona.— Chce pan, żebym czerpał satysfakcję z egzekucji?— Spokojnie, Danielu — powiedział Goodman cicho.— Rozluźnij się trochę.Nikogo jeszcze nie wyrzucamy.Rosen z wściekłością wycelował palec w Goodmana.— Przysięgam, że będę doradzał jego zwolnienie.— Świetnie.Możesz je tylko doradzać, Danielu.Przedstawię tę sprawę komitetowi i namyślimy się nad tym.Okay?— Nie mogę się doczekać — warknął Rosen zrywając się na nogi.— Już zacznę ich przekonywać.Pod koniec tygodnia będę miał wystarczającą liczbę głosów.Miłego dnia! — Wybiegł z pokoju trzaskając drzwiami.Goodman i Adam siedzieli w milczeniu obok siebie, patrząc ponad oparciami pustych krzeseł na grzbiety opasłych prawniczych ksiąg stojących na półkach pod ścianami, słuchając echa zatrzaskiwanych drzwi.— Dzięki — powiedział wreszcie Adam.— To nie jest zły facet, naprawdę — zapewnił Goodman.— Czarujący.Prawdziwy książę.— Znam go od dawna.Bardzo teraz cierpi, jest sfrustrowany i przygnębiony.Nie mamy pojęcia, co z nim zrobić.— Odesłać na emeryturę?— Myśleliśmy o tym, ale żaden wspólnik nie został jeszcze nigdy wysłany na emeryturę.Z oczywistych powodów chcielibyśmy uniknąć takiego precedensu.— Czy mówił poważnie o wylaniu mnie?— Nie martw się, Adamie.Nie dojdzie do tego.Obiecuję.Popełniłeś błąd nie informując nas o Cayhallu, ale był to drobny grzech.I łatwy do zrozumienia.Jesteś młody, przestraszony, naiwny i chcesz pomóc.Nie przejmuj się Rosenem.Wątpię, żeby nadal trwał przy swoim zdaniu za trzy miesiące.— Myślę, że w głębi ducha podziwia mnie.— Widać to wyraźnie.Adam wziął głęboki oddech i okrążył stół.Goodman wyciągnął długopis i zaczął robić notatki.— Nie mamy zbyt wiele czasu, Adamie — powiedział.— Wiem.— Kiedy możesz wyjechać?— Jutro.Spakuję się w nocy.To dziesięć godzin drogi.— Akta ważą pięćdziesiąt kilogramów.Są właśnie kopiowane.Wyślę ci je jutro.— Opowiedz mi o naszym biurze w Memphis.— Rozmawiałem z nimi godzinę temu.Zarządzającym wspólnikiem jest Baker Cooley, czeka na ciebie.Przygotowali mały gabinet z sekretarką i pomogą ci w miarę możliwości.Nie znają się zbytnio na sprawach kryminalnych.— Ilu mają prawników?— Dwunastu.To mała firma, którą połknęliśmy przed dziesięcioma laty i nikt nie pamięta właściwie dlaczego.Ale to dobrzy chłopcy.Dobrzy prawnicy.Pozostałość starej kancelarii, która współpracowała z handlarzami bawełny i zboża z tamtych stron, i myślę, że właśnie przez to mieli kontakt z Chicago.W każdym razie adres w Memphis ładnie wygląda na papierze listowym.Byłeś kiedyś w Memphis?— Urodziłem się tam, pamięta pan?— Och, rzeczywiście.— Byłem tam raz.Odwiedziłem ciotkę parę lat temu.— To stare nadrzeczne miasto, ciche i spokojne.Spodoba ci się na pewno.Adam usiadł przy stole naprzeciw Goodmana.— W jaki sposób miałoby mi się spodobać kilka następnych miesięcy?— Słuszna uwaga.Powinieneś jak najszybciej pojechać do Parchman.— Będę tam pojutrze.— Doskonale.Zadzwonię do dyrektora.Nazywa się Phillip Naifeh i co ciekawe, to Libańczyk z pochodzenia.W Delcie mieszka całkiem sporo przybyszów stamtąd.W każdym razie Phillip to stary przyjaciel i zawiadomię go, że przyjeżdżasz.— Dyrektor Parchman jest pańskim przyjacielem?— Tak.Znamy się od kilku lat, od czasu Maynarda Tole’a, okropnego małego chłopaka, pierwszego, który zginął na moich oczach.Stracono go w roku 1986.Phillip i ja zaprzyjaźniliśmy się wtedy ze sobą.Phillip jest przeciwnikiem kary śmierci, jeśli potrafisz w to uwierzyć.— Nie potrafię.— Nienawidzi egzekucji.Wkrótce się czegoś dowiesz, Adamie — kara śmierci może być bardzo popularna w naszym kraju, ale ludzie, którzy muszą ją wykonywać, nie są jej zwolennikami.Wkrótce spotkasz ich wszystkich: strażników, którzy przebywają blisko więźniów, urzędników, którzy muszą zaplanować sprawne wykonanie egzekucji, pracowników więzienia, którzy ćwiczą przez miesiąc wcześniej.To dziwny zakątek świata i bardzo przygnębiający.— Nie mogę się doczekać.— Porozmawiam z dyrektorem i uzyskam zgodę na widzenie.Zazwyczaj dają ci parę godzin, ale może to oczywiście potrwać pięć minut, jeśli Sam nie chce mieć adwokata.— Zgodzi się ze mną rozmawiać, nie sądzi pan?— Tak myślę.Nie potrafię sobie wyobrazić, jak zareaguje, ale myślę, że zgodzi się na rozmowę.Przekonanie go może wymagać kilku wizyt, uważam jednak, że jesteś w stanie to zrobić.— Kiedy widział go pan po raz ostatni?— Kilka lat temu.Pojechaliśmy tam z Wallacem Tynerem.Będziesz musiał skontaktować się z Tynerem.On prowadził tę sprawę przez ostatnie sześć lat.Adam skinął głową i zaczął zastanawiać się nad następną sprawą.Sposób myślenia Wallace’ea Tynera badał od dziewięciu miesięcy.— Jaki wniosek składamy najpierw?— Porozmawiamy o tym później.Tyner i ja spotkamy się jutro z samego rana, żeby omówić sprawę.Wszystko zależy jednak od wieści z Parchman.Nie możemy działać, jeśli Sam Cayhall ponownie nas nie zaangażuje.Adam myślał o zdjęciach z gazet, czarno–białych z roku 1967, kiedy Sam został aresztowany, i zdjęciach z czasopism kolorowych, z trzeciego procesu w roku 1980, oraz o materiałach filmowych, które zmontował w trzydziesto–minutowy film wideo o Samie Cayhallu.— Jak on wygląda? — zapytał wreszcie.Goodman odłożył długopis na stół i zaczął bawić się krawatem.— Średniego wzrostu.Chudy — ale rzadko widzi się tłustych w bloku śmierci — nerwy i kiepskie jedzenie.Pali jednego papierosa za drugim, co jest typowe, ponieważ nie ma nic innego do roboty a i tak ma się wkrótce umrzeć.Jakąś dziwną markę, Montclair, zdaje się, w niebieskim opakowaniu.Włosy ma siwe i przetłuszczone.Ci chłopcy nie biorą prysznica przy każdej okazji.Jest trochę zgarbiony, tak przynajmniej było dwa lata temu.Nie mógł się za bardzo zmienić.Siwa broda.Ma stosunkowo dużo zmarszczek, ale dobija już przecież do siedemdziesiątki.Poza tym pali jak lokomotywa.Zauważysz, że biali faceci z Bloku wyglądają o wiele gorzej niż czarni.Siedzą w zamknięciu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę i bledną z braku słońca.Są niemal pergaminowo biali, wyglądają bardzo nieprzyjemnie.Sam ma niebieskie oczy i miłą twarz.Przypuszczam, że w swoim czasie musiał być przystojnym facetem.— Kiedy umarł mój ojciec i dowiedziałem się prawdy o Samie, zadałem mojej matce wiele pytań.Na większość z nich nie udzieliła odpowiedzi, ale wyznała mi kiedyś, że Sam i mój ojciec nie byli do siebie zbytnio podobni.— Ty i Sam też nie jesteście podobni, do tego zmierzasz, tak?— Tak, chyba tak.— Nie widział cię od czasu, gdy skończyłeś trzy lata.Nie rozpozna cię.To nie będzie takie łatwe.Musisz mu powiedzieć.Adam wpatrywał się tępo w stół.— Ma pan rację.Co mi odpowie?— Nie mam pojęcia.Sądzę, iż okaże się to dla niego zbyt wielkim szokiem, żeby zareagować od razu.Ale to bardzo inteligentny człowiek, niewykształcony, ale oczytany i wygadany.Wymyśli jakąś odpowiedź.Może mu to jednak zająć parę minut.— Mówi pan prawie tak, jakby go pan lubił [ Pobierz całość w formacie PDF ]