[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.jak kobieta, której zapłacono za to, żeby cię urodziła.- To kłamstwo! - zawołał Oakes.- Moi rodzice.nasze słońce.ja.- Statek mówi co innego.- Wskazała w stronę ekranu.- Widzisz?Na wydruku pojawiały się wciąż nowe dane: data wszczepienia komórki, adres pseudorodziców, imiona.Lewis podszedł i stanął ramię w ramię z Oakesem.- Dlaczego, Legato? - zapytał, a w jego głosie nie było już ani śladu rozbawienia.Kobieta nie odrywała jednak wzroku od twarzy Oakesa.Dlaczego chcę go pocieszyć? - przemknęło jejprzez myśl.- Sala Wrzasku była pomyłką - szepnęła.Ktoś stojący pod ścianą, zawołał:- Klony pierwsze! Wyślijcie na zewnątrz najpierw klony! - Powoli zaczęło podnosić się więcej głosów:-Wyślijcie klony!- Nie! - krzyknął Oakes.Zewsząd wyciągnęły się do niego ręce, których Legata nie powstrzymałaby, nie używając swojejwyjątkowej siły.Nie mogła jednak tego zrobić.Oakes ciągle krzyczał:- Nie! Proszę, nie! - Jego coraz mocniejszy głos słychać było w całym pomieszczeniu, a także nazewnątrz.Wkrótce zagłuszyła go jednak wrzawa tłumu.Lewis podszedł do konsoli, wyłączył dane i nacisnął klawisz uruchamiającego czujnik wysokiejczęstotliwości, którego jeszcze nie okrywała pajęczyna.Po chwili wskazał on nagłe przebicie się palnika odzewnątrz, w miejscu gdzie poprzednio trafiła wiązka z przecinaka.W tym samym momencie Oakes szybkoprzedostał się dziurą na drugą stronę i pobiegł samotnie wzdłuż śmiercionośnej równiny Pandory.Ten zarodek nie może czekać do wyznaczonego terminu.Nie może być owocem ludzkiego drzewa.%7ładenczłowiek nie mógłby przyspieszyć własnego rozwoju płodowego.%7ładen człowiek nie mógłby wykorzystywaćdo swoich potrzeb energii pochodzącej ze świata zewnętrznego.%7ładen człowiek nie mógłby się porozumie-wać przed opuszczeniem brzucha.Musimy go usunąć albo zabić matkę i dziecko.Sy Murdoch Zmiana Lewisa Zapiski StatkuWaela siedziała na krawędzi łóżka w alkowie, prowizorycznie przystosowanej na szpitalne potrzeby.Słyszała, jak Ferry opatruje rannych.On natomiast jej nie zauważył, nawet kiedy przechodził obok.Chociażznajdowała się w cieniu szerokiego budynku, jej przestrzeń ograniczały kraty.Oddychała głęboko, abyspowolnić nękające ją skurcze.Przewidywania transmitera Hali okazały się słuszne, tak samo jak słowa wewnętrznego głosu, który takżeją ostrzegał.Dziecko miało się urodzić według własnego terminu i jeśli nic szczególnego się nie wydarzy,naprawdę tak będzie.Waela wyciągnęła się na łóżku.Nie boję się.Ciekawe dlaczego?Poczuła, że z głębi brzucha mówi do niej głos: Będzie jak ma być.Spokój przerwały głosy i hałas kroków.Ilu rannych już tu dotarło? Straciła rachubę.Nagle poczuła wyjątkowo bolesny skurcz.Już czas.Naprawdę nadszedł już czas.W tej samej chwili położono ją na długich noszach.Nie mogła się stamtąd ruszyć, nie miała też żadnegowpływu na dalszy przebieg wydarzeń.To było nieuniknione, czuła, że rosło już od tej chwili spędzonej wgondoli pojazdu podwodnego.Jak mogłam to powstrzymać? Nie było sposobu.- Gdzie jest kobieta TaoLini? Teraz potrzebujemy jej pomocy właśnie tutaj.Znajomy głos należał do Ferry'ego.Waela dzwignęła się z noszy i z trudem ruszyła z powrotem naoddział nagłych wypadków.Na moment zatrzymała się w wejściu, gdyż poczuła następny skurcz.- Jestem tutaj.Co chcesz?Ferry spojrzał na nią, przerwawszy na moment opatrywanie rannego klona E taśmą komórkową.- Ktoś musi wyjść na zewnątrz i zdecydować, którzy ludzie najbardziej potrzebują pomocy.Ja nie mamczasu.Potknęła się idąc w stronę wyjścia.- Zaczekaj.- Ferry przyjrzał się jej badawczo.- Co się z tobą dzieje?- To.Jestem.- Złapała brzeg stołu i spojrzała na rannego klona.- Lepiej wróć i połóż się - stwierdził Ferry.- Ale przecież potrzebujesz.- Ja tu decyduję o wszystkim!- Ale powiedziałeś.- Zmieniłem zdanie.- Skończył opatrywać leżącego na stole klona, a następnie spojrzał mu w oczy ipowiedział: -Ty pójdziesz.Czujesz się wystarczająco dobrze, by sprowadzić do mnie najciężej rannych.Kobieta pokręciła przecząco głową.- Ależ on nic nie wie o.- Przecież potrafi rozpoznać, kiedy ktoś umiera, prawda? - Ferry pomógł klonowi wstać ze stołu, a wtedyWaela zobaczyła nadpalone ramię.- On jest ranny - zaprotestowała Waela.- Nie może.- Wszyscy jesteśmy ranni - podsumował Ferry.W jego głosie usłyszała nutę histerii.- Każdy z nas doznałuszczerbku.Ty nic nie rób.Wracaj i połóż się.Niech ranni zajmą się rannymi.- A co z tobą.- Wrócę, jak uporam się z tymi tutaj.Potem.- Wyszczerzył do niej zepsute, żółte zęby.- Może dziecko.Widzisz? Ja także jestem poetą.Może teraz mnie polubisz.Waela poczuła, jak ogarnia ją znajomy lęk.Na teren szpitala polowego przedostała się następna poparzona ofiara.Była to młoda pająkowata kobietao wydłużonej szyi i dużej głowie, w której lśniły olbrzymie oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]