[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na ceremonię przybyły tłumy szlach-465ty.Napływ gości oraz ich służby towarzyszył odpływowi dóbr i ludzi, wysyłanychprzez najmłodszego królewskiego syna w głąb lądu.Nogi same zaniosły mniedo pracowni księcia Szczerego.Drzwi stały otworem, wszedłem do środka.Ko-minek był zupełnie zimny, wszystkie przedmioty, dawno nie używane, pokrytewarstwą kurzu.W nosie kręciła charakterystyczna woń myszy.Miałem cichą na-dzieję, że pozostawione tu zwoje nie okażą się niezastąpione.Szczęściem te, naktórych szczególnie zależało księciu Szczeremu, ukryłem u Ciernia.Wolno obsze-dłem komnatę, dotykając różnych drobiazgów należących do następcy tronu.Na-gle boleśnie za nim zatęskniłem.On nigdy by nie dopuścił do podobnej sytuacji.Usiadłem w jego ulubionym krześle przy stole.Blat znaczyły ślady atramentu,zaśmiecały go zle przycięte pióra, odrzucone na bok, oraz zużyte do cna pędzel-ki.W skrzynce stało kilka słoiczków z kolorowymi tuszami, teraz wyschniętymii popękanymi.Dla mnie pachniały one jak sam książę Szczery, podobnie jak skó-ra i smar do uprzęży pachniały Brusem.Oparłem łokcie o stół, ścisnąłem dłońmiskronie. Książę Szczery, tak bardzo cię tu potrzebujemy. Nie mogę przyjść.Skoczyłem jak oparzony, stopy zaplątały mi się w nogi krzesła, rymnąłem jakdługi.Pozbierałem się gorączkowo. Książę! Słyszę cię.O co chodzi, chłopcze? Chwila milczenia. Sięgnąłeś kumnie sam, prawda? Brawo! Musisz wracać, panie, natychmiast! Dlaczego?Myśli gnają szybciej niż słowa i są bogatsze w szczegóły.Książę posmutniał,sposępniał. Wracaj do domu, mój książę.Ty przywrócisz właściwy porządek rzeczy.Książę Władczy nie będzie mógł nazywać się następcą tronu, przestanie ogała-cać zamek, nie wywiezie króla. Nie mogę.Uspokój się.Pomyśl, co mówisz.Nie zdołam wrócić do domu naczas, by zapobiec złu.Napełnia mnie to wszystko ogromnym smutkiem, ale niemogę się wycofać teraz, kiedy jestem tak blisko celu.A skoro mam zostać ojcem jego myśli dotykały ciepłem nowego uczucia moje zwycięstwo staje sięjeszcze ważniejsze.Muszę ocalić Królestwo Sześciu Księstw, uwolnić wybrzeżeod wroga.Zapewnić mojemu potomkowi dziedzictwo. Co mam robić? Postępuj zgodnie z planem.Mój ojciec, małżonka i dziecko.ogromna od-powiedzialność.Złożyłem ten ciężar na twoje ramiona. Zrobię, co będę mógł obiecałem, bojąc się przyrzec więcej. Ufam ci. Zamilkł. Czułeś to? Co?466 Ktoś tu jest, któreś z gadziego rodu Konsyliarza.Podsłuchuje. Nie wiedziałem, że to możliwe! Konsyliarz znalazł sposób i zdradził go swoim wychowankom.Teraz nie się-gaj do mnie więcej.Poczułem coś podobnego jak wówczas, gdy zerwał nasz kontakt, by ocalićresztki energii która Roztropnego, tym razem jednak o wiele brutalniej.Równo-cześnie odepchnął od nas szpiega.Chyba pojąłem, ile wysiłku go to kosztowało.Połączenie Mocą uległo przerwaniu.Książę zniknął z moich myśli równie raptownie, jak się w nich pojawił.Spró-bowałem odnalezć nitkę więzi na próżno.Czy naprawdę ktoś usiłował naspodsłuchać? Przerażająca myśl przytłumiała we mnie uczucie triumfu.SięgnąłemMocą!.Ktoś nas podsłuchiwał.Użyłem Mocy, sam, bez niczyjej rady!.Ileudało się im usłyszeć? Odsunąłem krzesło od stołu i chwilę trwałem bez ruchu,ogłuszony natłokiem własnych myśli.Używanie Mocy było łatwe.Nadal nie dokońca wiedziałem, jak to się właściwie zaczęło, niczym dziecko, które skończyłotrudną, trójwymiarową układankę, ale nie mogło sobie przypomnieć kolejnościruchów.Rozradowany bardzo chciałem spróbować jeszcze raz.Zwalczyłem po-kusę.Miałem przed sobą inne zadania, o wiele ważniejsze.Wyprysnąłem z pracowni, omal nie rozdeptałem Prawego.Siedział na ziemi,w szerokim rozkroku, oparty o ścianę.Wyglądał na pijanego, ale ja wiedziałemlepiej.Powinienem go zabić.Trucizna, dawno temu przygotowana dla Osiłka,w dalszym ciągu znajdowała się w sekretnej kieszonce mojego rękawa.Mogłemmu ją wepchnąć w gardło.Tyle że ta mieszanka działała powoli.Jakby odgadywał moje myśli, skulił się, zaczął czołgać przy ścianie.Próbowałem myśleć rozsądnie.Przyrzekłem Cierniowi nie podejmować żad-nych działań na własną rękę.Książę Szczery nie nakazał mi zabić szpiega.Mógłnawet sam go zabić, w czasie krótszym niż tchnienie.Decyzja nie należała domnie.Odszedłem.Zrobiłem nie więcej niż dziesięć kroków, kiedy go usłyszałem. Wiem, co zrobiłeś! wycharczał.Odwróciłem się do niego. O czym mówisz? zapytałem cicho.Serce mocno biło mi w piersi.Mia-łem nadzieję, że mnie sprowokuje, da mi pretekst.Przerażające, jak bardzo tegopragnąłem.Pobladł niczym śmierć sama, ale nie zemdlał.Przypominał mi napuszonegosamochwałę pomiędzy roześmianymi dziećmi. Chodzisz jak sam król, szydzisz ze mnie i drwisz za moimi plecami.Niechci się nie wydaje, że nie wiem. Wczepiając paznokcie w mur, z trudem stanąłna nogi. Nie jesteś taki znowu wspaniały [ Pobierz całość w formacie PDF ]