[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł się dzięki temu świetnie, znakomicie, świadom, że wszyscy wiedzą o jego wielkim stosie pieniędzy, sami nie mając nic, i że jemu jednemu wśród wszystkich naprawdę się powiodło.Szukali jego towarzystwa Samson, Brant i wielu, wielu innych, więc chociaż ich łaszenie przyprawiało go o mdłości, to fakt, że po raz pierwszy robili to publicznie, sprawiał mu niezwykłą przyjemność.Kiedy przechodził koło baraku żandarmerii, nawet Grey, który stał przed progiem, odsalutował mu tylko, nie każąc wejść do środka dla dokonania rewizji.Król uśmiechnął się do siebie, gdyż wiedział, że Grey też pochłonięty jest myślami o stercie banknotów i o nagrodzie.Nic już mu nie mogło zagrozić.Pieniądze zapewniały życie, bezpieczeństwo, władzę.I należały wyłącznie do niego.ROZDZIAŁ XXVTym razem Yoshima nadszedł ukradkiem i błyskawicznie.Nie poszedł jak zwykle drogą przez obóz, ale wraz z dużą grupą strażników przelazł przez ogrodzenie z drutu, tak że kiedy Marlowe spostrzegł pierwszego z nich, baraczek Larkina został już otoczony i nie było jak uciec.Gdy Yoshima wpadł do środka, Mac leżał jeszcze pod moskitierą ze słuchawką przy uchu.Marlowe’a, Larkina i Maca zapędzono w kąt, a Yoshima wziął słuchawkę i przyłożył ją do ucha.Radio nadal było włączone i Japończyk usłyszał koniec dziennika.- Niezwykle pomysłowe - powiedział odkładając słuchawkę.- Jak się panowie nazywacie?- Ja jestem pułkownik Larkin, to major McCoy, a to kapitan lotnictwa Marlowe.Yoshima uśmiechnął się.- Zapalicie, panowie? - spytał.Wszyscy trzej poczęstowali się papierosami i skorzystali z ognia podanego im przez Japończyka, który również zapalił.Palili w milczeniu.Kiedy skończyli, Yoshima powiedział:- Proszę rozłączyć radio i iść ze mną.Kiedy Mac pochylał się nad manierkami, ręce mu drżały.Obejrzał się niespokojnie.Z mroków nocy wyłonił się niespodziewanie jakiś japoński oficer.Przybyły szepnął coś w podnieceniu Yoshimie na ucho.Przez chwilę Yoshima wpatrywał się w tamtego bez słowa, a potem warknął coś do strażnika, który natychmiast stanął w drzwiach, i w pośpiechu odszedł z drugim oficerem i resztą strażników.- Co się dzieje? - spytał Larkin, nie spuszczając oka z wartownika, który celował w nich z karabinu uzbrojonego w bagnet.Mac, ledwie oddychając, stał z trzęsącymi się kolanami obok łóżka, pochylony nad radiem.Wreszcie odzyskał głos.- Zdaje się, że wiem - powiedział chrapliwie.- Chodzi o wiadomości.Nie miałem wam kiedy przekazać.Mamy.nową bombę.Bombę atomową.Wczoraj rano o dziewiątej piętnaście zrzucono jedną taką bombę na Hiroszimę.Zmiotła całe miasto.Podali, że są setki tysięcy ofiar, mężczyzn, kobiet, dzieci!- Boże święty!Larkin nagle usiadł, a zdenerwowany strażnik odbezpieczył karabin i już naciskał spust, kiedy Mac zawołał do niego po malajsku:- Stój! On tylko usiadł!- Wszyscy siadać! - krzyknął po malajsku strażnik i zaklął.- Głupcy! - powiedział, kiedy wykonali polecenie.- Nie róbcie takich gwałtownych ruchów, bo ja odpowiadam za to, żebyście nie uciekli.Siedźcie na swoich miejscach.I nie podnoście się! Będę strzelał bez ostrzeżenia.Trwali więc w bezruchu, milcząc.Po jakimś czasie przysnęli.Drzemali niespokojnie w ostrym świetle lampy, tłukąc komary aż do świtu, który je przepędził.O świcie zmieniono strażnika, a oni wciąż siedzieli.Ścieżką przed baraczkiem przechodzili zaniepokojeni jeńcy, ale szli odwracając wzrok w drugą stronę, póki nie znaleźli się w bezpiecznej odległości od tej celi śmierci.Ponury dzień wlókł się pod rozpalonym niebem.Ciągnął się niemiłosiernie, był dłuższy od najdłuższego obozowego dnia.Dawno już minęło południe, kiedy trzej przyjaciele unieśli głowy i zobaczyli Greya, który podszedł do strażnika i zasalutował.W ręku miał dwie menażki.- Czy mogę im to dać? Makan?.- spytał i uchyliwszy pokrywki, pokazał strażnikowi jedzenie.Strażnik wzruszył ramionami i skinął przyzwalająco głową.Grey przeszedł przez werandę i postawił blaszanki w progu izby.Miał zaczerwienione powieki i badawcze spojrzenie.- Przepraszam, że zimne - powiedział.- Przyszedł pan nacieszyć oczy, kolego Grey? - spytał ponuro Marlowe.- Dla mnie to żadna satysfakcja, że to oni, a nie ja, wsadzą pana do więzienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]