[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Środkowej.Być może na Saharę.Tak słyszałam, bo to było jeszcze przed moim urodzeniem.Ciotka Felicja zaprzecza wszystkiemu, ale podobno jej mąż też zapadł na jakieś wariactwo.Osobiście wcale bym się temu nie dziwiła.Robert zaczął być już zaciekawiony bardziej prywatnie niż służbowo.- Co one im takiego robiły?- Nie wiem dokładnie.Sylwia podobno żądała pieniędzy, a on nie umiał kraść.A mąż Felicji, też podobno, był pedantem i nie wytrzymał bałaganu.Melania się pewnie ze swojego natrząsała, nikt tego nie zniesie bez przerwy.No dobrze, zjadłeś, teraz sobie pójdziemy, odpoczniesz w domu, było uważać na te psy, sam wiesz, że one głupie i chcą się z tobą tylko bawić.Ale ty masz swoje poglądy.Chodź, idziemy.Z najedzonym kotem na rękach Dorotka wyszła z domu, a Robert z futrem śledził ją wzrokiem od progu drzwi wyjściowych.Zaniosła go do domu o dwa budynki dalej po tej samej stronie ulicy, zadzwoniła i przekazała komuś, kto się pokazał.Po czym wróciła i odetchnęła głęboko.- No dobrze, uspokoiłam się - powiedziała.- Niech pan wreszcie odczepi się od tego futra Melanii, zrobię herbaty i dla nas.Bieżan czekał na Roberta, nie pojmując, co on robi tyle czasu w tej kuchni, popijał herbatę, tym razem legalnie mu przydzieloną, i słuchał z wielkim zainteresowaniem rozmowy przy stole.Czatował na Marcinka i od razu postanowił słowem się do niego nie odezwać, póki nie zabierze go ze sobą, odrywając od towarzystwa.Towarzystwo nie próżnowało.- Ten pan ci tego nie powie, ale możesz być pewna, że szuka zabójcy niekoniecznie wśród nas - mówiła drwiąco Melania do Felicji.- Na darmo zabrał nam wszystkie rękawiczki.- Jutro je panie dostaną z powrotem - wtrącił ten pan.- To i chwała Bogu, bo jest prawie zima.Dobrze chociaż, że nie zabrał pan nam wełnianych.- Przylazł, zabił Wandzię, a teraz chce zabić Dorotkę? -spytała zjadliwie Felicja.- Maniakalny morderca?- Może ma jakieś powody i myśli, że ważne! - westchnęła Sylwia.- Ktoś chce zabić panią Dorotę? - zainteresował się Bieżan łagodnie i bez nacisku.- Ona tak twierdzi.- Zamachy na siebie podobno zauważyła.- Jakie zamachy? Mogę o tym usłyszeć?- Ja tych idiotyzmów nie zamierzam powtarzać! - parsknęła Felicja gniewnie i wzgardliwie.- Mam dosyć głupiego gadania!- Może chce ją usunąć, bo po nas dziedziczy? - podsunęła Sylwia.- A potem usunie i nas.? Żeby samemu dziedziczyć? To kto to taki?- A czy ja wiem, może któraś z was miała nieślubne dziecko.- Idiotka!- A ta drabina też ci nic nie mówi.? - rzuciła się agresywnie Melania.- Może i słuszniej byłoby rozmawiać z drabiną niż z wami, ale na razie jeszcze nie odzywała się do mnie.- Szkoda.Do mnie owszem, przemówiła.- Ty już do reszty rozum straciłaś - zgorszyła się Sylwia.- Co ci znowu drabina nagadała?- I co ci powiedziała? - zadrwiła równocześnie Felicja.- To samo co i panu władzy.Że ktoś ją ruszał.Skoro żadna z nas, a wątpię czy Marcinek.- Broń Boże! - otrząsnął się Marcinek ze zgrozą.-.to musiał to być ktoś obcy.Wlazł, pchnął drzwi, Wandzi zaczęło wiać, zabił ją.- Bo grymasiła.- Kretynka.Zlazł i odłożył ją tam, gdzie mu było wygodniej.- Bo i rzeczywiście ona głupio leży - nadąsała się nagle Sylwia.- Wpychać ją za drewno za każdym razem, gdzie to ma sens.Położył ją o wiele rozsądniej!- Tak, żeby rzucała się w oczy! A może ja nie chcę takiej dekoracji koło domu? Z tej strony nie jest widoczna i tak ma zostać!- A skoro za drewno nie bardzo włazi, może ktoś sobie o nią nogę złamie - uzupełniła kąśliwie Melania.- Zawsze jakaś rozrywka.Ale jeszcze nie widzisz, że był tu ktoś obcy? Pan kapitan.jeśli jest pan majorem, bardzo przepraszam.już to zauważył, a ty jeszcze nie? Musiał przyjść w rękawiczkach, a skoro ślady rękawiczek też można rozpoznać.- Skąd pani to wie? - zaciekawił się Bieżan.- Prosiłam już, żeby nie uważał pan mnie za debilkę! Moje siostry owszem, czemu nie, ale ja mam większe ambicje.Razem, rękawiczki, drabina, wianie.świadczy to o czymś, prawda? Zgadzam się, że my to wiemy lepiej, pan może tylko przypuszczać, ale my mamy pewność, że żadna z nas tej przyjemnej roboty nie odwaliła.I w ogóle może pan się dziwić.Urwawszy na chwilę, Melania zgarnęła sobie na talerzyk kawałek zakalca, jak zwykle przy herbacie stojącego na stole.- Nie lubi pan zakalca? - spytała zachęcająco.- Czemu dziwić? - spytał wzajemnie Bieżan.- Nam dziwić.Nie łypiemy na siebie wzajemnie podejrzliwym okiem i nie zamykamy się przed sobą na klucz.My nie takie mimozy [ Pobierz całość w formacie PDF ]