[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz już nie było siły, niezbędny się stawał remont generalny.Marcinek nawet umiał to wszystko zrobić, ale bardzo nie lubił pośpiechu, postanowił najpierw zgromadzić materiały.Cement Felicja gdzieś miała, kawałki cegieł również, brakowało piasku i kątownika na nowy wspornik, razem wziąwszy, Marcinkowi udało się te wstępne prace nieźle przeciągnąć.Z kuchni zalatywały wonie coraz smakowitsze.- Z obiadem to się pewnie poczeka na panią Wandę? -spytał podstępnie Felicję, która pomagała mu przeszukiwać pralnię, bo wydawało się jej, że jakiś kawał żelaza gdzieś tu się plątał.- Póki jej nie ma, może zdjąć umywalkę.- Nie masz wspornika, nie masz piasku, zdejmiesz, jak już będziesz zakładał - odparła Felicja stanowczo i nagle uświadomiła sobie, co Marcinek powiedział.- O rany boskie.!Wybiegła z pralni, zawahała się na progu kuchni i posłuchała ku górze.Z pokoju Melanii dobiegał niezbyt głośno terkot maszyny do pisania.Melania pisała szybko i terkot brzmiał dość monotonnie, mógł w ostateczności służyć jako akompaniament do snu, ale w końcu ile czasu.?!Sylwia obejrzała się na nią.- Obiad mam gotowy.Skromny, ale bardzo dobry, sos mi wyszedł.Może by kto obudził Wandzię? Czy ona tak będzie spała do jutra?Takie samo pytanie Felicja zadała Melanii, zajrzawszy do jej pokoju.Melania oderwała palce od klawiatury.- Gdyby każdego szampana miała przez cały dzień przesypiać, gotowa jestem sama go kupować.Święty spokój.Aż szkoda zakłócać.Dopiero teraz widać, jak nam było przedtem dobrze.- Metoda żydowskiej kozy - przyświadczyła Felicja.-.Ale trzeba chyba do niej zajrzeć, bo może umarła.- Jak umarła, to już jej nie pomożesz.Chcę skończyć artykuł.- Zajrzę jednak, na wszelki wypadek.Te drzwi nie skrzypią.Wstrzymaj się przez chwilę z trzaskaniem.Cichutko nacisnęła klamkę i powoli uchyliła skrzydło.Melania, mimo woli zaciekawiona, zatrzymała dłonie w górze i wygięła się na krześle do tyłu, żeby widzieć siostrę.Felicja parę sekund trwała w uchylonych drzwiach, po czym otworzyła je szerzej i weszła do środka.Wyszła prawie od razu, dzierżąc w dłoni kij do krykieta.- Wreszcie jest! Skorzystałam z okazji, żeby jej to zabrać.Schowam na razie u ciebie.- Nie obudziła się?- Śpi jak zabita.- A oddycha w ogóle?- Nie wiem.Nie sprawdzałam.Zajęłam się tym drągiem.- To może sprawdź dla świętego spokoju.Felicja wetknęła kij pod biurko Melanii i nieco już mniej ostrożnie wróciła do pokoju chrzestnej babci.Podeszła do łóżka, popatrzyła, podeszła z kolei do okna i odsunęła zasłonę.W pokoju zrobiło się widno.Wróciła do łóżka, przyjrzała się Wandzi z uwagą i dotknęła jej ręki.Melanii zdrętwiały uniesione dłonie, ponadto nie widziała ze swego miejsca głębi pokoju, podniosła się zatem i stanęła w drzwiach.- Co jest.?Felicja ponownie pomacała śpiącą postać, wyprostowała się i obejrzała na siostrę.- O ile ja się znam na medycynie.- Wygłupiasz się - rzekła stanowczo Melania i podeszła do łóżka.- O, cholera.Ona ma dziwny kolor.?- Pomacaj ją, bo może mnie się tylko wydaje.Melania pomacała bez wahania, wzdrygnęła się lekko i spojrzała na siostrę z niesmakiem.- Wydaje ci się? Straciłaś czucie? Przecież ona jest lodowato zimna! To niemożliwe, żeby żywy człowiek był taki zimny!- Człowiek jak człowiek, ale Wandzia.? Mierzymy jej temperaturę?- Chyba tym termometrem zza okna.Moim zdaniem ma poniżej zera.Zdaje się, że powinnyśmy się zdenerwować?- To na pewno, ale oprócz tego.Gdzie dzwonić? Do pogotowia czy do Malika?Doktor Malik już od dziesięciu lat był lekarzem rodzinnym, głównie z tej racji, że mieszkał bardzo blisko i nie był drogi.Lubił nawet je wszystkie prywatnie, bo bardzo starały się prezentować mu wyłącznie swoją lepszą połowę, unikając starannie wzajemnych złośliwości i mizdrząc się czule do osoby aktualnie chorej.Chorowały wprawdzie rzadko, ale osobista znajomość z lekarzem była zbyt cenna, żeby narażać ją na szwank.- Do Malika - zadecydowała Felicja prawie bez namysłu.- Po pierwsze może go nie być w domu i zyskamy trochę czasu.- I do czego ci ten czas?- Jeszcze nie wiem.Na wszelki wypadek.Niech on zadecyduje, co trzeba zrobić, to się później załatwi.- W takim razie ty dzwonisz.Jesteś najstarsza i masz prawo do sklerozy.- Mam nie tylko prawo, ale także sklerozę.Niekiedy okazuje się bardzo przydatna.A miałam dzwonić do notariusza.Teraz nie wiem, dzwonić czy nie?- Chyba przyczyna upadła.Wątpię, czy Wandzia w tym stanie podpisze jakąś plenipotencję.Zastanawiam się nad czym innym.- Mianowicie?- Odkryłyśmy ją już czy odkryjemy dopiero za chwilę? Po obiedzie, na przykład?Felicja rozważała przez chwilę tę myśl.- Osobiście wolałabym po obiedzie.Głodna jestem i Sylwia będzie wściekła, bo jej się coś tam rozgotuje albo przypali.Melania nie wytrzymała.- I Marcinek biedny padnie trupem z niedożywienia.A więcej trupów już nam chyba nie trzeba? Czekaj, na co ona właściwie umarła? Serce.? Ma dziwną twarz.- Nie wydaje mi się wcale dziwna.- Kolor.Słabo widać, ale jednak.Przyjrzyj się, trochę jakby żółta, a trochę sina.- Jeśli żółta, to wątroba, ale mnie się wydaje raczej kremowa.A to sine ledwo widać.Chorowała na serce?- A skąd ja mam to wiedzieć? Należało spytać Wojciechowskiego.- Rozmawiając z Wojciechowskim, wyobraź sobie, nie wiedziałam jeszcze, że dziś znajdziemy Wandzię w takim złym stanie.- Słuchaj, a może to letarg.?- Malik chyba wykryje? Nie zakopiemy jej przecież w ogrodzie jeszcze przed wieczorem!- Istotnie, szczególnie gdyby Marcinek miał kopać grób.- Odczep się od Marcinka.Niech zamontuje umywalkę.Chociaż, właściwie, teraz już nie musi się z tym śpieszyć.Z dołu rozległo się wezwanie Sylwii, zawierające w sobie komunikat o rozgotowanym makaronie.Siostry podjęły decyzję.Wandzia, w przeciwieństwie do makaronu, mogła poczekać, nie robiło jej to już chyba wielkiej różnicy.Zamknęły drzwi jej pokoju i zeszły na parter.Obie czuły się strasznie głodne, odkrycie, raczej dość makabryczne, zwiększyło ich apetyt, zamiast go radykalnie unicestwić.Marcinek żywo interesował się panią Wandą.Został wyprowadzony z błędu, nie przebywała na mieście, tylko jeszcze spała.Zdziwił się nieco, ale uwierzył, że tak wygląda działanie szampana na organizm osób starszych.- I potem będę jej ten obiad odgrzewać? - zatroskała się Sylwia.- No dobrze, odgrzeję na parze, tylko niech ona mi się do tego nie wtrąca.A może ona wstanie dopiero na kolację, to zje razem z Dorotką.A gdyby wstała zaraz, dam jej byle co, takie śniadanko.A może prześpi całą dobę.Doba odpadła, bo w późniejszych godzinach popołudniowych doktor Malik był w domu i przybył w ciągu pięciu minut.Został powiadomiony o wizycie powinowatej w zaawansowanym wieku i jej podejrzanym stanie, wykrytym dopiero co.Udał się na górę.Towarzyszyły mu obie, Felicja i Melania [ Pobierz całość w formacie PDF ]