[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fontanna działała przez chwilę, po czymznikła równie nagle, jak poprzednio.Na schodkach ukazał się Bj~orn, wycierający ręceręcznikiem.- Co to jest fą tan na? zapytał.- Spring_water - odparł Karolek, który towiedział przypadkiem.- Ale nie ma.Była, ale nie ma.- Ona chyba działa periodycznie -powiedział Janusz niepewnie.- Jakiś automat czy co?.I w ogóle co za miejsce na fontannę?- A już chciałem sobie umyć w niej ręce - powiedział Lesio z żalem.- Tak rzadko ma sięokazję umyć się w fontannie! - Możesz się umyć pod kranem, nie wymagaj za wiele -poradził mu Karolek i odwrócił się do Barbary.- Jaka ta woda w kranie? Nada się do picia? -Z początku leciała zardzewiała, ale teraz już dobra.Na wszelki wypadek będziemy jągotować.- Nie mogę zrozumieć, dlaczego zrobili fontannę w takim idiotycznym miejscu -upierał się Janusz.- Przecież to podmywa budynek.Urwał nagle, bo z zielska znów trysnąłstrumień wody.Okrzyki wywabiły z kuchni Lesia z mydłem w ręku.- To ja się myję wfontannie zawołał z zapałem i zawrócił do kuchni zakręcić kran.Fontanna znikła.Lesioukazał się na schodkach.- Cholera - powiedział po krótkiej chwili wpatrywania się wmiejsce, gdzie przed chwilą wesoło szumiał srebrzysty strumień.Następnie udał się zpowrotem do kuchni.Fontanna trysnęła na nowo.Tknięty jakimś przeczuciem zespółwpatrywał się w bijący w górę strumień aż do momentu,kiedy Lesio skończył myć ręce i stanął w drzwiach.- No? - spytał z nadzieją.Niedziała? - Ty, idz no, odkręć ten kran- powiedział Janusz ponuro.- Po co? - zaprotestowałLesio.- Już się umyłem.- A jak odkręcisz, to nie zakręcaj, tylko tu wróć.Lesio zawahał sięnieufnie, ale spełnił polecenie.Strumień uderzył w górę ze zdwojoną mocą.Lesio wybiegł nazewnątrz.- Działa! - zawołał radośnie.- Działa, działa, aż za dobrze- mruknął Jnausz.- Idz,zakręć.Diabli nadali, podmyje budynek.Zanim stąd wyjedziemy, chałupa nam się zawali.-Nie zawaliła się do tej pory, to jeszcze jakiś czas wytrzyma - pocieszył go Karolek.- Ruramusiała pęknąć tylko w jednym miejscu, a reszta widocznie szczelna.Dobrze, że pękło nazewnątrz, a nie wewnątrz.- Ciekawe, co się tu jeszcze wykryje - powiedziała Barbarazłowieszczo.- Sprawdzmy lepiej od razu instalację elektryczną.Poza drobnymmankamentem, że gniazdko w kuchni, przeznaczone do włączenia maszynki, działało tylkowówczas, kiedy na pierwszym piętrze przekręciło się kontakt, zaś zapalenie światła wpokojach dokonywało się za pomocą kontaktu w piwnicy, instalacja elektryczna była bezzarzutu.Na dachu stwierdzono nawet obecność piorunochronu.Możliwość dowolnegoregulowania działalności wodotrysku za pomocą prostego odkręcania kranu w kuchniwszystkim wydała się nader atrakcyjna i zrekompensowała nieliczne niedogodności.Wogródku odkryto ścieżkę, prowadzącą stromo w dół, wprost do miasteczka, skracającą drogęco najmniej pięciokrotnie.Od razu uzgodniono zatem sposóbprzenoszenia się z miejsca na miejsce.- Dwie osoby pojadą szosą na skuterze, a trzypolecą piechotą prosto na dół - zadecydował Jnausz.- Potem jedna osoba zostawi drugą tam,gdzie trzeba, i wróci po trzecią, potem po czwartą i tak dalej.Za każdym razem będzie bliżej,bo te trzy osoby będą cały czas leciały.- Jak będzie błoto, to będą leciały nawet dosyćszybko zauważył Karolek.- Pójdą poślizgiem już od samej góry.Możliwe, że zdążą przedskuterem.- Ale na razie nie ma błota i w ogóle nie traćmy czasu rzekła Barbara stanowczo.Przede wszystkim ta matryca! Ja proponuję, żeby tam iść jeszcze dzisiaj.PrzewodniczącyGromadzkiej Rady Narodowej w miasteczku był człowiekiem wielkich ambicji.Nie baczącna stosunkowo nikły obszar podległych mu terenów postanowił sobie co najmniej przejść dohistorii.Na wieść, iż w najbliższych okolicach mają powstać imponujące ośrodkiturystyczno_wypoczynkowe, zakrojone na miarę europejską i wabiące swymi urokamicudzoziemców dewizowych, zapał nadludzkiej wręcz miary ogarnął jego serce i duszę.Osobom, które miały uczestniczyć w tym sprzyjającym jego pragnieniom przedsięwzięciu,gotów był nieba przychylić.Nieba - ale nie matrycy.- Miał w swoim posiadaniu bezcenny,unikalny dokument, ze szczegółami informujący o bogactwach podziemnego wyposażeniaterenu i miał też niejasne wrażenie, że inni podejmą historyczne prace, on sam zaś zostaniepominięty i usunięty na nieprzyjemny margines.Przestanie się liczyć.Na wszelki wypadekpostanowił zatem nie tracić przynajmniej władzy nad dokumentem.Postanowił też wykazać się inicjatywą, rozmachem i talentami organizacyjnymi, niewspominając już o urokach osobistych i te podejmowane stopniowo postanowienia zaczynałypowoli przerastać jego siły.Już pierwszego wieczoru, przed zachodem słońca cały zespół wkomplecie stał u bram ratusza i kontemplował rynek miasteczka.Na skutek konfiguracjiterenu rynek stanowił coś w rodzaju amfiteatru.Przewodniczący Rady Narodowej, ogarniętyzapałem od początku swego panowania, zamierzał rynek upiększyć, wahając się pomiędzyfontanną, pomnikiem i salą zabaw na świeżym powietrzu.Wybór był niełatwy, a skutekwahań dość oryginalny.Amfiteatralnie opadające zbocza zostały wyrównane, przy czymroboty ziemne wydawały się być w toku, na środku zaś część terenu stanowiła klepisko, aczęść wielki krąg betonowy, nasuwający skojarzenia z gigantyczną balią, w której słoniemogłyby robić przepierkę.Brak wody zwiększał możliwości snucia przypuszczeń.Przedkilkoma minutami przekonano się właśnie niezbicie, że decyzja PrzewodniczącegoGromadzkiej Rady Narodowej jest nieodwołalna.Zwiętą matrycę, olbrzymią, pokrytągąszczem linii i niemieckich napisów płachtę może udostępnić pokazując ją w swoimgabinecie nie za często i nie byle komu, może ostatecznie pozwolić przyjrzeć się jej iprzepisać z niej jakieś dane, ale nic więcej.W żadnym wypadku nikt nie ma prawa nie tylkowynieść jej z budynku, ale nawet dotknąć.Dokument stanowi unikat i uszkodzenie go lub teżzagubienie byłoby stratą niepowetowaną i nieodwracalną.Próżno zdumiony zespół prosił itłumaczył.Próżno wyjaśniano,że to matrycę należy zawiezć do wyświetlarni, nie zaś wyświetlarnię do matrycy [ Pobierz całość w formacie PDF ]