[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem zapewne jedyną pięćdziesięcioletnią białą kobietą w tym kraju, której ojciec siedzi w bloku śmierci.Kara śmierci jest barbarzyńska, niemoralna, poniżająca, okrutna, niecywilizowana — podpisuję się pod tym wszystkim.Ale nie zapominaj o ofiarach, okay? Członkowie ich rodzin mogą domagać się odwetu.Mają do tego prawo.— Czy Ruth Kramer domaga się odwetu?— Wszystko wskazuje na to, że tak.Przestała już rozmawiać z prasą, ale działa aktywnie w organizacjach rodzin ofiar.Przed laty powiedziała, że chce być obecna przy egzekucji Sama Cayhalla.— Nie ma w tym wiele z ducha przebaczenia.— Nie przypominam sobie, żeby mój ojciec prosił o przebaczenie.Adam odwrócił się i usiadł na balustradzie plecami do rzeki.Spojrzał na budynki centrum miasta, a potem zaczął przyglądać się swoim stopom.Lee pociągnęła kolejny długi łyk.— Cóż, ciociu, co z tym wszystkim zrobimy?— Proszę, daruj sobie tę ciocię.— Okay, Lee.Jestem tutaj.Nie wyjadę.Jutro spotkam się z Samem i po tym spotkaniu zamierzam zostać jego obrońcą.— Czy chcesz utrzymać to w tajemnicy?— To, że jestem jednym z Cayhallów? Nie zamierzam mówić każdemu, kogo spotkam, ale nie będę zaskoczony, jeśli wkrótce się to wyda.Jeśli chodzi o więźniów z bloku śmierci, to Sam jest jednym z najsławniejszych.Prasa zacznie węszyć.Lee przysiadła na stopach i spojrzała na rzekę.— Czy to może ci zaszkodzić? — zapytała cicho.— Oczywiście, że nie.Jestem prawnikiem.Prawnicy bronią zboczeńców napastujących dzieci, zabójców, gwałcicieli, handlarzy narkotyków i terrorystów.Nie cieszymy się zbytnią popularnością.Jak może mi zaszkodzić fakt, że Sam jest moim dziadkiem?— Twoja firma wie?— Powiedziałem im wczoraj.Nie byli zachwyceni, ale pogodzili z tym.Ukryłem to przed nimi, kiedy mnie przyjmowali, i to był błąd.Ale myślę, że teraz wszystko jest okay.— A jeśli on odmówi?— Wtedy będziemy bezpieczni, prawda? Nic nie wyjdzie na jaw i nic nam już nie zagrozi.Ja wrócę do Chicago i poczekam, aż CNN pokaże relację z egzekucji.I jestem pewien, że któregoś chłodnego jesiennego dnia pojadę na cmentarz i złożę kwiaty na jego grobie, spojrzę zapewne na nagrobek i raz jeszcze zadam sobie pytanie, dlaczego to zrobił, w jaki sposób stał się taką szumowiną i dlaczego urodziłem się w takiej dziwacznej rodzinie, wiesz, pytania, które zadawaliśmy przez tyle lat.Poproszę cię, żebyś pojechała ze mną.Będzie to coś w rodzaju spotkania rodzinnego, tylko my, Cayhallowie, przemykający ukradkiem po cmentarzu z bukietem tanich kwiatów i w ciemnych okularach, żeby nikt nas nie rozpoznał.— Przestań — powiedziała i Adam ujrzał łzy na jej twarzy.Płynęły po policzkach i dotarły już prawie do brody, kiedy Lee otarła je dłonią.— Przepraszam — powiedział, a potem odwrócił się, żeby spojrzeć na kolejną barkę płynącą na północ.— Przepraszani, Lee.Rozdział 8A.więc po dwudziestu trzech latach wracał w końcu do stanu, w którym się urodził.Nie czuł się specjalnie oczekiwanym gościem i chociaż niczego specjalnie się nie bał, jechał ostrożnie setką i nikogo nie wyprzedzał.Droga zwęziła się opadając ku płaskiej nizinie Delty i Adam przez milę patrzył na wijącą się po prawej strome odnogę rzeki, która wkrótce zniknęła.Minął miasteczko Walls, pierwszą większą siedzibę ludzką przy Trasie 61, i jechał dalej na południe.Dzięki swoim lekturom wiedział, że autostrada ta przez dziesięciolecia służyła jako główny szlak setkom tysięcy biednych Murzynów z Delty, którzy podróżowali na północ do Memphis, St Louis i Chicago, szukając pracy i lepszych warunków życia.To w tych miasteczkach i wioskach, w tych rozpadających się domach, zakurzonych wiejskich sklepach i kolorowych barach ciągnących się wzdłuż Trasy 61 narodził się blues, który zaczął następnie rozprzestrzeniać się na północ.Znalazł gościnę w Memphis, gdzie zmieszawszy się z gospel i country, wydał na świat muzykę rock and rollową.Adam słuchał starej kasety Muddy Watersa wjeżdżając do okręgu Tunica, uznawanego za najbiedniejszy w kraju.Muzyka nie potrafiła go uspokoić.Nie zjadł śniadania u Lee, powiedział jej, że nie jest głodny, ale w rzeczywistości burczało mu w brzuchu.I to coraz głośniej z każdą milą.Odrobinę na północ przed Tunica pola rozszerzały się i biegły w każdą stronę aż po horyzont.Soja i bawełna sięgały już do kolan.Mała armia zielonych i czerwonych traktorów z pługami z tyłu przecinała nie kończące się płaszczyzny pól.Chociaż nie wybiła jeszcze dziewiąta, powietrze było już rozgrzane i duszne, a ziemia wysuszona i za każdym traktorem wzbijały się tumany kurzu.Czasem skowronek opadał w dół nie wiadomo skąd, akrobatycznie przemykał tuż nad ziemią i ponownie wzbijał się w powietrze.Samochody jechały powoli, a czasem musiały się niemal zatrzymywać, kiedy natrafiały na jakiś monstrualny kombajn, wlokący się jak gdyby nigdy nic środkiem drogi.Adam nie denerwował się zbytnio.Na spotkanie był umówiony dopiero o dziesiątej i wiedział, że jeśli się nawet spóźni, to nic się nie stanie.W Clarksdale zjechał z Trasy 61 i pojechał na południowy wschód Trasą; 49, mijając maleńkie osady Mattson, Dublin i Tutwiler i kolejne pola soi.Widział odziarniarki do bawełny, nieruchome teraz, czekające na zbiory.Widział gromady niszczejących szeregowych domów i brudne przyczepy mieszkalne, wszystkie stojące nie wiadomo czemu przy samej szosie.Czasem –pojawiał się ładniejszy dom, zazwyczaj w oddaleniu od innych, zawsze usadowiony majestatycznie pod grubymi dębami i wiązami, często z basenem w ogrodzie.Nie było wątpliwości, do kogo należą okoliczne pola.Drogowskaz oznajmiał, że od więzienia stanowego dzieli go jeszcze pięć : mil i Adam instynktownie zwolnił.Chwilę później ujrzał przed sobą gramolący się z trudem ciężki traktor i zamiast go wyprzedzić, jechał za nim.Kierowca, starszy biały mężczyzna w brudnej czapeczce, dawał mu znaki, żeby przyśpieszył.Odmachał przecząco i został za ciągnikiem, jadąc czterdzieści kilometrów na godzinę [ Pobierz całość w formacie PDF ]