RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Już?  jęknął Mat. Nie przespaliśmy nawet godziny. Godziny?  spytała. Spaliście cztery.Pośpieszcie się, nie mamy czasu.Rand wymienił z Matem zmieszane spojrzenia.Pamiętał wyraznie każdą sekundęsnu.Sen przyszedł jednocześnie z chwilą, w które, zamknął oczy i trwał zaledwie kilkaminut.Coś z tej wymiany musiało dotrzeć do Moiraine.Obdarzyła ich przenikliwymspojrzeniem i z miejsca zajęła się sprawą. Co się stało? Sny? On wie, kim ja jestem  wyznał Mat. Czarny zna moją twarz.Rand bez słowa podniósł rękę, wnętrzem dłoni w jej stronę.Krew było widać nawetw mętnym świetle świecy.Aes Sedai zrobiła krok do przodu i ścisnęła jego uniesionąrękę, przykładając kciuk do rany na dłoni.Chłód przeszył go do kości, tak lodowaty,że skurczyły mu się palce i musiał dołożyć wszystkich sił, żeby je rozprostować.Kiedyodjęła palce, chłód też odszedł.Odwrócił wtedy rękę, oszołomiony, wytarł cienką warstwę rozmazanej krwi.Ranazniknęła.Powoli podniósł oczy i napotkał oczy Aes Sedai. Zpieszcie się  powiedziała cicho. Czas się kurczy.Wiedział, że tym razem nie mówiła o czasie, który im został do wyjazdu. CIEMNE DROGITuż przed świtem Rand zszedł w ślad za Moiraine na dół, gdzie czekali już pan Gilli pozostali.Nynaeve i Egwene zachowywały się równie niespokojnie jak Loial, Perrinz nieomal takim samym opanowaniem jak Strażnik.Mat deptał Randowi po piętach,jakby się bał zostać teraz choć na chwilę sam, nawet jeśli miała ich dzielić odległośćkilku stóp.Kucharka i jej pomocnice wyprostowały się, zagapione na ludzi wchodzącychkolejno do kuchni, już jasno oświetlonej i rozgrzanej przygotowaniami do śniadania.Goście karczmy zazwyczaj nie wstawali i nie wyjeżdżali tak wcześnie.Pod wpływemuspokajających słów pana Gilla kucharka pociągnęła głośno nosem i z całej siły cisnęłabryłę ciasta na stolnicę.Wszystkie jej pomocnice zabrały się ponownie za doglądaniepatelni i zagniatanie ciasta, jeszcze zanim Rand dotarł do drzwi stajni.Na zewnątrz panowały ciemności, że oko wykol.Sylwetki pozostałych wyglądały conajwyżej jak ciemniejsze cienie.Szedł po omacku za karczmarzem i Lanem, właściwiezupełnie na ślepo, licząc na to, że dzięki wiedzy pana Gilla o jego własnej stajnioraz instynktem Lana dotrą do niej, nie łamiąc sobie przy tym nóg.Loial nie raz siępotykał, Nie rozumiem, dlaczego nie możemy mieć choć jednego światła  zadudnił Ogir. My nie biegamy w ciemnościach po stedding.Jestem Ogirem, nie kotem.Rand wyobraził sobie nagle drgające nerwowo kępki na czubkach uszu Loiala.Niespodzianie z mroku wyłonił się zarys stajni, ogromnej bryły budzącej grozędopóty, dopóki nie rozległo się głośne skrzypienie drzwi, zza których wylał się nadziedziniec wąski strumyk światła.Karczmarz uchylił drzwi na taką tylko odległość,dzięki której mogli kolejno wejść do środka i pośpiesznie zamknął je za Perrinem,o mały włos nie przytrzaskując mu pięt.Rand zamrugał, gdy oczy niespodzianieporaziło mu światło.Stajenni nie zdziwili się na ich widok tak jak kucharka.Konie były już osiodłanei gotowe do drogi.Mandarb stał wyniośle, ignorując wszystkich prócz Lana, natomiastAldieb wyciągnęła pysk, chcąc trącić dłoń Moiraine.Był tam również koń juczny,obładowany wiklinowymi koszami i ogromne zwierzę z kudłatymi pęcinami, wyższe230 jeszcze od rumaka Strażnika, przeznaczone dla Loiala.Wyglądało na tak duże, jakbymogło w pojedynkę uciągnąć furę załadowaną sianem, jednakże w porównaniuz Ogirem przypominało kucyka.Loial zmierzył wzrokiem wielkiego konia i mruknął powątpiewawczo. Dotychczas wystarczały mi własne nogi.Pan Gill machnął ręką w stronę Randa.Karczmarz pożyczał mu gniadosza o sierścinieomal tej samej barwy co jego włosy, wysokiego i szerokiego w piersi, jednak beztego ognia w chodzie, jaki miał Obłok, co Rand z zadowoleniem zauważył.Pan Gillpowiedział, że koń nazywa się Rudy.Egwene ruszyła od razu w stronę Beli, a Nynaeve do swej długonogiej klaczy.Mat podszedł ze swym ciemnobrązowym koniem do Randa. Perrin mnie denerwuje  wymamrotał.Rand spojrzał na niego przenikliwie. No, zachowuje się dziwnie.Nie widzisz tego? Przysięgam, że to nie moja wyobrazniaalbo.albo.Rand pokiwał głową. Tym razem to nie wpływ sztyletu, dzięki Zwiatłości. To prawda, Mat, ale tak się tym nie przejmuj.Moiraine wie, co.cokolwiek tojest.Z Perrinem wszystko w porządku. Bardzo pragnął w to wierzyć, ale Mata towyraznie zadowoliło, przynajmniej trochę. Oczywiście  powiedział pośpiesznie Mat, nadal kątem oka obserwując Perrina. Nigdy nie mówiłem, że jest inaczej.Pan Gill omawiał coś z głównym stajennym, człowiekiem o stwardniałej skórze,z twarzą przypominającą koński pysk.Stajenny potarł kłykciem czoło i pośpiesznieprzeszedł na tył stajni.Karczmarz odwrócił się do Moiraine z uśmiechem satysfakcji naokrągłej twarzy. Ramey twierdzi, że droga wolna, Aes Sedai.Tylna ściana stajni wyglądała na twardą i mocną, stał pod nią rząd stojakówz narzędziami.Ramey i drugi stajenny odstawili na bok widły, grabie i szpadle, potemweszli za stojaki, żeby odsunąć ukryte rygle.Nagle ta część ściany otwarła się dowewnątrz na zawiasach tak dobrze ukrytych, że Rand nie był pewien, czy zauważyłbyje nawet wtedy, gdyby tajemne drzwi były otwarte na oścież.Zwiatło padające ze stajnioświetliło ceglany mur znajdujący się w odległości zaledwie kilku stóp. To tylko wąski pasaż między budynkami  wyjaśnił karczmarz  ale niktspoza tej stajni nie wie, że można tu z niego wejść.Białe Płaszcze czy białe kokardy niezauważą, którędy wyszliście.Aes Sedai skinęła głową. Pamiętaj, dobry karczmarzu, jeśli kiedyś będziesz miał z naszego powodu jakieśkłopoty, napisz do Sheriam Sedai, z Błękitnych Ajah, w Tar Valon, ona ci pomoże.Obawiam się, że moje siostry i ja jesteśmy wiele winne tym, którzy mi pomogli.231 Pan Gill zaśmiał się; nie był to śmiech człowieka zatroskanego. Ależ Aes Sedai, dzięki tobie mam jedyną karczmę w Caemlyn, w której nie maszczurów.O co więcej mógłbym prosić? Już dzięki temu liczba mych gości może uleczdwojeniu. Jego uśmiech zbladł, ustępując miejsca powadze. Nieważne, czymsię kierujecie, Królowa popiera Tar Valon, a ja popieram Królową, więc życzę wamjak najlepiej.Niech cię Zwiatłość oświeci, Aes Sedai.Niech Zwiatłość oświeci waswszystkich. Niechaj i was oświeci Zwiatłość, panie Gill  odparła Moiraine, pochylając głowęw ukłonie. Jeśli jednak Zwiatłość ma przyświecać nam wszystkim, to musimy siępośpieszyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl