RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- On posyła wielkie rzesze Aielów na południe, Wielka Pani, aczkolwiek ja nie znam powodu.Tairenianie i Cairhienianie zdają się tego nie zauważać, ale nie sądzę, by oni potrafili odróżnić jednego Aiela od drugiego.- On zresztą również tego nie potrafił.Nie odważyłby się jej okłamać, ale gdyby uznała, że wie coś więcej.- Założył coś w rodzaju szkoły, w pałacu w mie­ście, stanowiącym niegdyś własność Domu, z którego nikt nie przeżył.Z początku trudno było ocenić, czy jej się podoba to, co słyszy, ale w miarę, jak mówił dalej, twarz jej powoli ciemniała.- Co chciałaś, żebym zobaczył, Moiraine? - spytał zniecierpliwionym głosem Rand, uwiązując wodze Jeade'ena do koła wozu zamykającego szereg.Stanęła na palcach, by ponad burtą rzucić okiem na dwie faski, które wyglądały jakby znajomo.O ile się nie mylił, za­wierały dwie pieczęcie, dwa cuendillary, zawinięte dla ochrony w bawełnę, teraz, kiedy już w każdej chwili mogły popękać.Tu silnie poczuł skazę pozostawioną przez Czarnego; zdawała się niemalże dobywać z tych fasek, słaby miazmat, jaki bije od czegoś, co zgniło gdzieś w piwnicznym miejscu.- Tu będzie bezpiecznie - mruknęła Moiraine.Ruszyła wzdłuż linii wozów, z gracją unosząc spódnice.Lan deptał jej po piętach, podobny do na poły oswojonego wilka, w powie­wającym mu z ramion płaszczu, całym w niepokojących fał­dach mieniących się kolorami i nicością.Rand błysnął groźnym spojrzeniem.- Czy ona ci powiedziała, co to takiego, Egwene?- Tylko tyle, że musisz coś zobaczyć.Że niezależnie od wszystkiego musisz tutaj przyjść.- Powinieneś ufać Aes Sedai - powiedziała Aviendha, niemal równie obojętnym tonem, ale ze śladem powątpiewania.Mat parsknął.- No cóż, zaraz się dowiem.Natael, idź i powiedz Bae­lowi, że dołączę do niego za.Na przeciwległym krańcu szeregu eksplodował bok wozu Kadere, odłamki skosiły Aielów i mieszkańców miasta.Rand wiedział; nie musiał czekać, aż na skórze wystąpi mu gęsia skórka, by wiedzieć.Co sił w nogach pobiegł w stronę wozu za Moiraine i Lanem.Czas zwolnił, jakby wszystko działo się jednocześnie, jakby powietrze zamieniło się w galaretę, która oblepiała każdy moment.W tę ciszę osłupienia, przerywaną jedynie jękami i krzy­kiem rannych, wstąpiła Lanfear.Z ręki zwisało jej coś bez­władnego, białego, z pasmami czerwieni, wlokąc się za nią, kiedy zstępowała w dół po niewidzialnych schodach.Twarz Przeklętej przekształciła się w maskę wyrzeźbioną z lodu.- On mi powiedział, Lewsie 'Therinie - wrzasnęła nie­malże, ciskając biały strzęp w powietrze.Coś pochwyciło go, rozdęło, na moment ukazując zakrwawiony, przezroczysty po­sąg Hadnana Kadere; jego skórę, zdartą w całości.Pękła i upadła w momencie, gdy głos Lanfear spotęgował się do przeraźliwego skrzeku.- Pozwalasz, by dotykała cię inna kobieta! Znowu!Oblepione chwile, wszystkie zdarzenia równocześnie.Nim Lanfear zdążyła sięgnąć do kamieni porozrzucanych na molo, Moiraine uniosła jeszcze wyżej spódnice i zaczęła biec prosto na nią.Była szybka, lecz Lan, który zignorował jej okrzyk: "Lan, nie!" był jeszcze szybszy.Pojawił się miecz, długie nogi wyniosły go przed nią, za nim łopotały poły mie­niącego się płaszcza.Nagle jakby wbiegł na niewidzialny mur, bo odbił się i chwiejnymi krokami spróbował znowu biec.Je­den krok i jakby jakaś gigantyczna dłoń cisnęła go z całej siły w bok, przeleciał dziesięć kroków przez powietrze i rozbił się o kamienie.Kiedy jeszcze leciał, Moiraine wyrwała do przodu, sunąc stopami niemalże ponad chodnikiem, aż znalazła się twarzą w twarz z Lanfear.Tylko na chwilę.Przeklęta patrzyła na nią takim wzrokiem, jakby się zastanawiała, co zagrodziło jej dro­gę, po czym ciało Moiraine zostało ciśnięte w bok z taką siłą, że aż poturlało się po bruku i zniknęło pod wozami.Na nabrzeżu wybuchła panika.Zaledwie kilka chwil po wybuchu w wozie Kadere tylko ślepy mógł się nie zorientować, że kobieta w bieli włada Jedyną Mocą.Na nabrzeżach doków zamigotały topory przecinające liny, uwalniające barki, które ich załogi rozpaczliwie spychały na otwarte wody z zamiarem ucieczki.Dokerzy z obnażonymi torsami i mieszkańcy miasta w ciemnych odzieniach usiłowali wskakiwać na pokłady.W innym kierunku roili się rozkrzyczani mężczyźni i kobiety, którzy walczyli z sobą o wejście przez bramy do miasta.Wśród nich odziane w cadinsor postacie osłaniały twarze i rzucały się na Lanfear z włóczniami, nożami albo gołymi dłońmi.Nie mogło być wątpliwości, że to ona jest przyczyną zamieszania; żadnych wątpliwości, że w walce korzysta z Mocy.A jednak nie zważając na to, biegli, by tańczyć włócznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl