RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Masz moje pozwolenie, wodzu klanu - odpowiedzia­ła oficjalnie złotowłosa, równie głośno.Potem uśmiechnęła się i dodała cieplejszym tonem: - Cieniu mego serca, zawsze otrzymasz moje pozwolenie.- Dziękuję ci, pani tego dachu i mego serca.- To rów­nież nie brzmiało szczególnie oficjalnie.Heirn wystąpił naprzód.- Pani tego dachu, proszę o pozwolenie na wejście pod twój dach.- Masz moje pozwolenie, Heirn - oznajmiła Lian krę­pemu mężczyźnie.- Pod moim dachem znajdzie się woda i cień dla ciebie.Szczep Jindo zawsze jest tu mile widziany.- Dziękuję ci, pani tego dachu.Herin klepnął Rhuarca w ramię i odszedł do swych ludzi.Ceremonie Aielów były najwidoczniej krótkie, ale treściwe.Couladin zadarł wysoko głowę i dołączył do Rhuarca.- Proszę o pozwolenie na wejście do twej siedziby, pani tego dachu.Lian zamrugała i marszcząc czoło, spojrzała na niego.Za Randem rozległy się głosy, zadziwiający szmer, jaki potrafi wydać kilka setek gardeł.Atmosfera nagle stała się napięta, jakieś niebezpieczeństwo zawisło w powietrzu.Mat bez wąt­pienia również to poczuł, ściskając bowiem mocniej drzewce włóczni, odwrócił się, by sprawdzić, co robi reszta Aielów.- O co chodzi? - zapytał Rand cicho, zwracając się przez ramię do Aviendhy.- Dlaczego ona nic nie mówi?- Poprosił w taki sposób, jakby był wodzem klanu ­wyszeptała w odpowiedzi Aviendha, w jej głosie brzmiało niedowierzanie.- Ten człowiek jest głupcem.Musiał osza­leć! Jeżeli ona mu odmówi, będzie to oznaczało kłopoty z Shaido, a wobec takiej obrazy ona może tak postąpić.Nie wyniknie z tego waśń krwi.on nie jest wodzem klanu, nie­zależnie od tego, jak wysoko zadziera nos.ale kłopoty z pewnością.Nagle, znienacka w jej głosie pojawiły się ostre tony.- Nie słuchałeś, nieprawdaż? Nie słuchałeś! Ona może odmówić pozwolenia wstępu nawet Rhuarcowi, a wówczas je­mu nie pozostanie nic innego, jak odwrócić się i odejść.To by zniszczyło klan, ale jest to w jej mocy.Może odmówić nawet Temu Który Przychodzi Ze Świtem, Randzie al'Thor.Wśród nas kobiety nie są zupełnie bezbronne, jak to jest z wa­szymi kobietami na mokradłach, które muszą być co najmniej królowymi lub szlachciankami, w przeciwnym razie skazane bowiem są na to, by tańczyć, jak im zagrają mężczyźni.Lekko pokręcił głową.Za każdym razem, kiedy już miał sam się skarcić za to, że tak niewiele nauczył się o Aielach, Aviendha przypominała mu, jak ona sama mało wie o wszy­stkich, którzy nie są Aielami.- Któregoś dnia z przyjemnością przedstawię cię Kołu Kobiet w Polu Emonda.Będzie.ciekawe.usłyszeć, jak im wyjaśniasz, jakie to są bezbronne.- Poczuł, że niespokojnie przesuwa się za jego plecami, usiłując zobaczyć wyraz jego twarzy, i na wszelki wypadek przybrał całkowicie obojętną minę.- Być może one również wyjaśnią ci kilka rzeczy.- Masz moje pozwolenie - zaczęła Lian, a Couladin uśmiechnął się jeszcze szerzej, nadymając się z przepełniającej go pychy - by zatrzymać się pod mym dachem.Tu znajdzie się dla ciebie woda i cień.Ciche westchnienia wydobywające się z setek ust tworzyły wspólnie całkiem spory hałas.Płomiennowłosy mężczyzna zachwiał się niczym trafiony strzałą, twarz poczerwieniała mu z gniewu.Wyglądało na to, że zupełnie nie wie, co począć.Ruszył wyzywająco do przodu, spojrzał na Lian i Amys, zaplótł dłonie, jakby nie chciał, by samowolnie pomknęły ku drzewcom włóczni, potem się od­wrócił i poszedł w stronę zebranych, obrzucając ich wściekłymi spojrzeniami.Na koniec zatrzymał się i popatrzył na Randa.Węgle w palenisku nie mogły chyba bardziej parzyć niż spoj­rzenie jego błękitnych oczu.- A teraz bez przyjaciół i samotny - wyszeptała Aviend­ha.- Powitała go jak żebraka.Śmiertelna obraza dla niego, ale nie dla Shaido.- Nagle ścisnęła Randowi żebra tak moc­no, że aż jęknął.- Ruszaj, mieszkańcu mokradeł.Cały ho­nor, jaki posiadam, spoczywa w twoich rękach, wszyscy będą wiedzieć, iż to ja ciebie uczyłam! Ruszaj!Przerzucając nogę nad grzbietem konia, zsiadł z Jeade'ena i stanął obok Rhuarca."Nie jestem Aielem - pomyślał.- Nie rozumiem ich i nie mogę sobie pozwolić, by się do nich nadto upodobnić.Nie mogę".Żaden z pozostałych mężczyzn tego nie zrobił, ale on ukło­nił się Lian; przecież tak go właśnie wychowano.- Pani tego dachu, proszę o pozwolenie wejścia pod twój dach.Usłyszał, jak Aviendha wstrzymuje oddech.Miał powie­dzieć coś innego, słowa, które wyrzekł Rhuarc.Oczy wodza klanu zwęziły się z niepokoju, patrzył na swą żonę, zaczerwie­nioną zaś twarz Couladina wykrzywił szyderczy uśmiech.W cichych szmerach tłumu pobrzmiewała konsternacja.Pani dachu spojrzała na Randa twardziej jeszcze niż na Couladina, mierząc go wzrokiem od stóp do głów, a potem znowu - na shoufę zwisającą z ramion i czerwony kaftan, którego z pewnością nie założyłby nigdy żaden Aiel.Następnie zerknęła pytająco na Amys, a tamta pokiwała głową.- Taka skromność - powiedziała Lian powoli - przy­stoi mężczyźnie.Mężczyźni rzadko wiedzą, jak się na nią zdobyć.Uniosła odrobinę spódnice i odkłoniła się niezgrabnie, nie była to rzecz, którą kobiety Aielów robiły na co dzień, ale jednak był to ukłon, odpowiedź na jego gest.- Car'a'carn otrzymuje pozwolenie wejścia do mej sie­dziby.Dla wodza wodzów zawsze znajdzie się woda i cień w Zimnych Skałach.Kobiety w tłumie wzniosły znowu przenikliwy lament, ale czy było to na jego cześć, czy też należało to do ceremonii, Rand nie wiedział.Couladin zatrzymał się na chwilę, by spoj­rzeć na niego z nieskrywaną nienawiścią, potem odszedł, po­trącając brutalnie Aviendhę, która niezgrabnie próbowała zsiąść z konia.Szybko wtopił się w tłum.Mat zamarł z nogą w strzemieniu, patrząc za nim.- Uważaj na swoje plecy w obecności Couladina, Rand - powiedział cicho.- Zważ na me słowa.Wiem, co mówię.- Wszyscy mi to powtarzają - odrzekł Rand [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl