[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proceder trwał dalej.Marcin wysłał do kumpla list ze spisemznaczków, które należy kupić, i zaczął wypełniać formularz paszportowy,równocześnie poprzez różnych zagranicznych znajomych poszukując właścicieliMauritiusów.Szajka ujrzała przed sobą bliski już kres przestępczych udręk.Iwtedy właśnie padł cios.Przez całe dziesięć dni Baśce udawało się ukrywaćprzed wspólnikami związek ich działalności ze śmiercią Waldemara Dutkiewicza.Pierwszy Paweł, a za nim kolejno Marcin i Donat odgadli prawdę.Wstrząs byłpotężny, ogłuszył ich, spadło to na nich niczym grom z jasnego nieba.Po dwóchdniach odzyskali jaką taką równowagę i nadawali się już do rozmowy.Sytuacjauległa zmianie, wszystko nabrało nagle innego charakteru i należało się do tegojakoś przystosować.Ktoś tu ponosił winę, ale niedokładnie było wiadomo, kto i wjakim stopniu.- Ja wysiadam - oznajmił Marcin sucho.- Nie znałem ofiary, alemi leży na sumieniu.Chyba w końcu odsiedzę te cholerne znaczki.- Należało toprzewidzieć - mruknął Paweł z rozgoryczeniem.- Należało przestać wcześniej.-Nie mogliśmy wcześniej - powiedział rzeczowo Donat.- W tej chwili mamy na tymkoncie pięćset siedemdziesiąt dziewięć tysięcy sześćset dwadzieścia dolarów.Możliwe, że czegoś tam się nie odkupi.- Niczego się nie odkupi, bo ja teraz opaszport nie będę się starał.- Zaraz, nie o to chodzi.Owszem, jesteśmy winni,bo nie trzeba było wciągać w to obcego człowieka, ale co do przewidywania, tonie zgadzam się z tobą.Można było przewidzieć, że mu dadzą wycisk, ale nie żego zabiją.Coś tu jest cholernie niedobrze.Ja też go mam na sumieniu.- Jeżeliktokolwiek miałby go mieć na sumieniu, to tylko ja - oświadczyła Baśkastanowczo.- Ja go w to wplątałam i koniec.A gdybym go nie wplątała, to terazktóryś z was leżałby w grobie.Też by mi się to nie podobało.- Utłukli gowaluciarze, to pewne - rzekł Paweł ponuro.- Co za skończone świnie.Wiecie,przyznam się wam, ja nawet jestem zadowolony, że te swołocze straciły tyleforsy.I, jak Boga kocham, teraz bym już napadał! - Rychło w czas - mruknęłaBaśka.- To nie waluciarze bezpośrednio, tylko ta ich obstawa.Różne wynajmowanegoryle.A najgorsze jest to, że musimy im życzyć wszystkiego najlepszego, bojeśli ich złapią, mogą przez nich trafić do nas.- Mnie już wszystko jedno -zakomunikował Marcin.- Ja chyba tę całą forsę odeślę.- I co, uważasz, żeWaldemar przez to ożyje? - Nie wiem.Depozytu jak nie było, tak nie ma, asiedzieć chyba przyjdzie.Mienie państwowe powyżej pół miliona, dożywociemurowane.W ogóle już nie wiem, co zrobić.- Może milicja ich znajdzie, a nasnie? - powiedział Paweł dość beznadziejnie.- Czyście zgłupieli? - spytałagniewnie Baśka.- O czym wy mówicie? Przecież z tym Waldemarem nie mieliście nicwspólnego, któryś z was go zabił czy co? Wykończyły go jakieś bandzioryprawdopodobnie na polecenie łajdaków, których w ogóle nie znamy! Nie wiemynawet, kto ich ograbiał! - Ale wiemy, kogo ograbiał.I dla nas ograbiał.- Wkażdym razie utłukli go z naszego powodu.Myśmy go namówili, żeby w tym brałudział.- Nie wy, tylko ja.- Poza tym on przecież o niczym nie wiedział.%7łebymogli znalezć mordercę, musiałaby wyjść na jaw cała nasza afera.Inaczej nikt zaniczym nie trafi! - Rany boskie, co za melanż się zrobił.- Słuchajcie,spróbujmy pomyśleć rozsądnie - zaproponował Donat.- Powinniśmy mieć jasnypogląd na sytuację.Przede wszystkim, kto go zabił? - A cholera wie.- Jakichśdwóch - przypomniał jadowicie Marcin.- Nie wiem, czy to nie byli znajomi.Powiedział przecież przez telefon "to ci dwaj".Jak uważacie, co to znaczy?Wszyscy spojrzeli na niego w milczeniu.Baśce zrobiło się dziwnie zimno wśrodku.- Co to znaczy? - spytał Donat nieufnie.- Nie wiem, co to znaczy.Alenasuwa się przypuszczenie, że rozpoznał jakichś dwóch, z którymi miał doczynienia.Nie chcę się posuwać za daleko, ale najprostsze jest skojarzenie ztymi dwoma, którzy go napadali poprzednio.- Zwariowałeś! - przerwała Baśkanieswoim głosem.- To nie byli ludzie waluciarzy! Donat, niepojętym sposobem,zachował trzezwość umysłu.- Mało prawdopodobne.Raczej można przypuszczać, żezwrócił na nich uwagę przy transakcjach.Wpadła mu w oko obstawa, może gośledzili, chodzili za nim.Załóżmy, że tak było.Załóżmy, że ich złapią.Powiedzą, że wynajęli ich waluciarze.Waluciarze powiedzą, że ten Waldemarnaprowadzał na nich jakichś bandytów.Waldemar nie żyje, koło się zamknęło, nanas tu nie ma miejsca.- Ale jeśli zabili go nie ludzie waluciarzy, tylko naszpersonel.- To wtedy jest w tym jeszcze coś, co nie ma żadnego sensu.Ja tegow ogóle nie rozumiem.Chyba, że Baśka kazała go zabić, w co wątpię.Baśkawzruszyła ramionami, a po namyśle popukała się jeszcze palcem w czoło.Pawełspojrzał na nią, następnie na Donata.- Ja myślę, że było tak, jak on mówi -rzekł, wskazując go fajką.- Jeśli się afera nie wykryje, do nas nie trafią.Alewszystko jedno, Waldemara mam na sumieniu.Marcin, rób co chcesz, ale odkup teznaczki, niech chociaż tyle z tego będzie! - Jak? Skąd? - Przez tego kumpla.Zapieniądze najgorszy jełop potrafi kupować.Jest tam tego te pięćsetsiedemdziesiąt ileś tysięcy, brakuje ledwo parę groszy, to już mięta.- Mójszwagier ma w Londynie jakichś znajomych filatelistów - rzekł Donat.- Wezmę odniego adresy, a twój kumpel do nich się zwróci.Wspólnie zaczęli rozważaćkwestię dokonania całego zakupu na odległość.Baśka milczała.Ona jednawiedziała, że suma na koncie w rzeczywistości jest znacznie mniejsza, ponieważznajduje się tam udział Gawła.Wiedziała też, że Gaweł ze swojego udziału niezrezygnuje.Gaweł nie tylko nie zrezygnował, ale nawet podniósł wysokośćroszczeń.- Ktoś tu musiał nawalić - powiedział gniewnie od razu na wstępie jejwizyty.- Coś za łatwo wytropili tego Waldemara.Po pierwsze nie przychodz domnie więcej, bo gliny węszą, a po drugie to ja przez wasze wygłupy nie będęponosił strat.Proponuję taki układ: albo biorę połowę, albo pożyczacie micałość na pół roku i potem dostajecie swoją część z procentem.Powiedzmy sześćprocent.Co wolisz? - Zwariowałeś? - odparła Baśka z irytacją.- Z jakiej racjipołowę? - Z takiej, że na tyle liczyłem.Poszło dwieście osiemdziesiąt tysięcy,liczyłem na sto pięćdziesiąt dla siebie.I miałbym tyle za parę tygodni, gdybynie to, że ktoś się wygłupił.Nie wiem, czy ten Waldemar nie puścił farby.- JakWaldemar mógł puścić farbę, skoro o niczym nie wiedział.Był ofiarą napadów inic więcej.- No to nie wiem, może ty sama [ Pobierz całość w formacie PDF ]