[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był nim też, o ile w ogóle bohaterowie istnieją.- A jeżeli istnieją świnie, to Witterer jest jedną z nich.- Vierbein nie żyje - powiedział Bock żując czekoladę - a Witterer żyje i jest tutaj dowódcą baterii.Czy pojmujesz tę delikatną różnicę?- Masz rację, przywrócić do życia nie potrafimy nikogo.Ten, kto żyje, ma z życia więcej.- A jednak - zauważył Bock - śmierć ta niezupełnie do Vierbeina pasuje.Moim zdaniem powinien był umrzeć trochę inaczej.- Jakże to?- Mógłby zamarznąć! - powiedział Bock.- Przypuśćmy, że stał gdzieś na posterunku i nie został zluzowany.I cóż się dzieje? Zamarza.Taki Vierbein wolałby zamarznąć na śmierć, niż zejść z posterunku.- W zasadzie zupełnie słusznie - zgodził się Soeft.- Dochodzi jednak do tego drobna okoliczność - nie mógł bowiem opuścić swego posterunku, nawet gdyby chciał.Jego własny kapitan nie dał mu po.temu okazji.Powiedziałeś coś?- Czekolada jest wspaniała.- Mam tego sześć skrzyń.Kapitanowie Wedelmann i Witterer stali nad świeżo usypaną mogiłą i patrzyli na krzyż, na którym wisiał podziurawiony kulami hełm.Napis na tablicy głosił: "Tu spoczywa kapral Vierbein z obsługą swego działa".Potem następowało siedem nazwisk poległych żołnierzy.Poniżej można było odczytać: "Polegli, ponieważ byli żołnierzami".- Polegli powiedział kapitan Witterer - za Führera i Wielkie Niemcy.Pan szczególnie, panie kapitanie, będzie umiał to chyba ocenić.- Kapral Vierbein był mi bardzo bliski - powiedział Wedelmann.- Jak każdy chyba żołnierz baterii.- Jak żaden inny.- No tak, ale musimy przecież ponosić ofiary.- Wraz ze śmiercią Vierbeina straciliśmy najprzyzwoitszego człowieka, jakiego kiedykolwiek znałem.Mam niemal uczucie, że bez niego wojna stanie się nie dość czysta.- Ależ prósz«; pana, panie kolego!- Nie jestem pańskim kolega! - powiedział Wedelmann i odszedł.Pułkownik Luschke długo przyglądał się ogniomistrzowi Aschowi.Potem spojrzał na Wedelmanna, który stał obok niego.Wysłuchał ich meldunków i milczał.- Żyjemy - powiedział wreszcie - w wielkiej epoce.A w wielkich czasach niejedno jest niezwykłe.Jak wielkie są te czasy, czytamy o tym codziennie.- Sięgnął półleżący na stole stos rozkazów dziennych, przysunął go do siebie i zaczął przerzucać poszczególne kartki.Zacytował z pierwszego rozkazu: Führer i Wódz Naczelny: Przyleciałem więc do was, by wyczerpać wszystkie środki, ułatwić waszą walkę, obronną i zmienić ją w końcu w zwycięstwo.Jeżeli każdy z was dopomoże mi w tym, uda nam się to i tym razem przy pomocy Wszechmocnego.Zacytował z rozkazu drugiego: Generał dowodzący: Leżą za nami dni najsilniejszych przeżyć historycznych.Kiedy Führer powiedział nam w Kwaterze Głównej, że nasza dzielna obrona przeszła jego oczekiwania, i kiedy oburącz uścisnął moją dłoń, przyjąłem ten uścisk jako podziękowanie dla was, jego żołnierzy.Zacytował z rozkazu trzeciego: Dowódca dywizji: Dywizja osiągnęła w licznych ciężkich walkach równie liczne, wspaniałe sukcesy.Stało się to możliwe jedynie dlatego, że każdy spełniał na swoim posterunku bez wahania swoje obowiązki.Niechaj tak będzie i w przyszłości![4]Pułkownik odsunął na bok papiery i mrugnął okiem w stronę ogniomistrza Ascha.- Oto - powiedział po chwili - parę próbek z wielkiej epoki, w której wolno nam żyć.Co o tym myślicie, Asch?- Czy muszę to powiedzieć, panie pułkowniku?- A pan.panie kapitanie Wedelmann?- To samo, panie pułkowniku.- Jeszcze jedna próbka - powiedział Luschke.- Tym razem zacytuję marszałka polnego: Kategorycznie wymagam od was wszystkich, żołnierze podległych mi oddziałów, świadomej, fanatycznie wzrastającej i w każdym wypadku bezwarunkowej woli zwycięstwa.Rozkazuję, by na znak naszej wspólnej woli walki dodawano do każdego hasła dnia słowa: "Żaden żołnierz nie będzie ode mnie lepszy!"Wedelmann patrzył w kąt z zakłopotaną miną i machinalnie obciągał na sobie mundur [ Pobierz całość w formacie PDF ]