[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Upewnia mnie o tym drżenie mojej ręki, bicie megoserca.Nie, nie czuję się dość silnym, aby nie zdradzić w owej chwili tajemnicy mej duszy.Jestem jeszcze istotą na wpół dziką; strój, który przywdziałem, nie mógł zmienić całkowiciemojej natury.A zatem, drogi Sawiniuszu, jeżeli nie zdołam zdusić w sobie głosu, który wołanieustannie: Kochaj i rzuć serce swe pod stopy ukochanej , jeżeli będę musiał być nikczem-nikiem i zdradzić zaufanie swego brata, pójdę prosto do niego i powiem: Wypędz mnie, Ro-landzie, zapomnij, że istnieję, wróć mi moje łachmany i moją nędzę, ale nie żądaj ode mnie,abym się wyparł swej miłości. A potem co? zapytał zimno Cyrano, nie zdając się nazbyt przejmować zapałem mło-dzieńca. Potem? powtórzył Manuel. Alboż mi w każdym razie nie pozostanie moje własne na-zwisko? Skromne to uposażenie. Wystarczy ono, aby król przyjął mnie na żołnierza.Przy odwadze i dobrej woli dojśćmożna do wszystkiego. Szpada i mundur to diablo mało, mój drogi, a herby na zamku Faventines gwałtowniedomagają się pozłocenia.Manuel nie słuchał już przyjaciela.Zapadł w marzenie; wyobraznia jego budowała noweczarodziejskie pałace w powietrzu. Już pózno rzekł Cyrano, wstając do odejścia. Raz jeszcze rozważ dobrze tę sprawę,choć byłoby najroztropniej o wszystkim zapomnieć. Nigdy! zakończył silnym głosem Manuel. W każdym razie rzucił na odchodnym Cyrano, szpadę poprawiając ja zawsze trzy-mam z tobą. Wiem już dość pomyślał hrabia Roland, odchodząc od swej dostrzegalni i wracając dosiebie skryta i głucha walka nie wystarczy do powalenia tego człowieka; tu trzeba uderzeniagromu.Uczyniwszy tę uwagę, zadzwonił.W sypialni zjawił się służący.47Zachowanie się jego wskazywało od razu, że znajduje się on tu na prawach wyjątkowych.Po jego twarzy, koloru bistru, przebiegał uśmiech poufały, prawie bezczelny.Odgadywało sięw nim bez trudności jednego z tych skrytych zbirów, a otwartych łotrów, którzy bywają nie-zbędni w pewnych okolicznościach i dla których wszelkie skrupuły przeszły już od dawna wkrainę baśni.Zbliżył się spokojnie do hrabiego i stanął przed nim w postawie wyczekującej. Rinaldo przemówił Roland pamiętasz, o czym mówiłem ci wczoraj wieczorem? Mam dobrą pamięć, jaśnie panie.Jaśnie pan mówił mi o powrocie swego brata i o pew-nych kłopotach, jakie ma z tego powodu. Mówiłem także, że będziesz mi potrzebny. Przyszedłem właśnie oświadczył po prostu Rinaldo z odcieniem dumy w głosie. W ciągu tygodnia podjął Roland nie będzie w tym domu innego pana prócz mnie. Tak prędko? zauważył powiernik. Zdaje mi się, jaśnie panie, żeśmy to przygotowalina pózniej. Zmieniłem zamiar oświadczył krótko Roland. W takim razie wypada nam już tylko zastanowić się nad środkiem uczciwego pozbyciasię młodzieńca. O to mi właśnie chodzi. Mamy tu najpierw: całkowite i ostateczne usunięcie zawady. Nie, nie chcę rozlewu krwi.na teraz przynajmniej. Zaprzeczenie okazanym dowodom? Być może. Zeznania kilku pewnych ludzi, których obowiązuję się dostarczyć? Pomyślimy o tym.Tymczasem przygotuj się; pójdziesz ze mną.Trzeba przede wszyst-kim pozyskać człowieka, w którego rękach znajduje się tajemnica urodzenia Manuela.Co siętyczy Cyrana, który sprowadził mi na kark tę śliczną awanturę, zajmiemy się nim pózniej. Dokąd idziemy? Do Domu Cyklopa.Choć była to już noc pózna, hrabia i Rinaldo, obaj zresztą dobrze uzbrojeni, dotarli bezprzeszkody do legowiska Ben Joela.Na widok Rolanda de Lembrat twarz opryszka rozpromieniła się.Po ustach jego przebiegłuśmiech wymowny. Oczekiwałem jasnego pana rzekł, nisko się kłaniając. Oczekiwałeś mnie? I z czegóż to wniosłeś, że przyjdę? Mam zwyczaj, jasny panie, na wszystko zważać, a potem wszystko rozważać odpo-wiedział z bezwstydną czelnością.Wszyscy trzej zamknęli się w komnacie Zilli i mieli długą, tajemniczą naradę.W chwili, gdy hrabia opuszczał Dom Cyklopa, słaby blask występował na niebo.Zwitało.Roland de Lembrat wydawał się bardzo zadowolonym.W otwartym oknie siedziała Zilla, chłodząc rozpalone czoło świeżym tchnieniem poranku,a uśmiech nieokreślony błądził po jej półotwartych ustach.XIIRoland nie spieszył się bynajmniej z przedstawieniem brata margrabiemu de Faventines,ale ten ostatni położył koniec jego namysłom, przybył bowiem pierwszy do pałacu przy ulicyZwiętego Pawła, aby powinszować obu braciom tak szczęśliwego zdarzenia.48Wieczorem tegoż samego dnia Roland i Ludwik udali się do margrabiego, na szczególnejego zaproszenie, i po raz pierwszy od pamiętnej sceny improwizacji Manuel znalazł się okow oko z Gilbertą. Pani! rzekł Roland de Lembrat do narzeczonej z lekkim uśmiechem, którego zdra-dziecka słodycz nie została przez nikogo zauważona oto ów śmiały poeta, którego natchnie-niem stałaś się pani dnia pewnego.Wolno mu teraz prawić pani tyle wierszy, ile mu się podo-ba.Nie jest to już człowiek obcy, jest to brat mój.i pani także dodał z naciskiem.Spojrzenia Gilberty i Manuela spotkały się i twarz panny de Faventines oblała się silnymrumieńcem, młodzieniec zaś, nadzwyczaj pomieszany, wyjąkał kilka słów bez związku.Dopełniwszy nieuniknionej formalności, Roland pozostawił brata sam na sam z narzeczo-ną i zajął miejsce obok margrabiny.Znajdował dziką rozkosz w igraniu z ogniem, w pozo-stawieniu pozornej swobody miłosnym zabiegom Manuela.Możliwe następstwa tego zbliżenia mało go obchodziły.Alboż nie miał poczucia swejwielkiej siły? Alboż nie wiedział, że gdy zechce, jedno słowo jego wystarczy do rzuceniabrata w ściek, z którego wyciągnął go Cyrano?Ochłonąwszy nieco, Manuel usiadł odważnie obok Gilberty i postanowił nie tracić ani mi-nuty, aby wydobyć się z położenia, którego delikatność umiał ocenić właściwie jedynie Ber-gerac.Wiemy już, że był to charakter łatwo zapalny i skłonny do wybuchów; osobliwa mieszani-na odwagi i obawy; umysł niedostatecznie jeszcze zrównoważony i może niezupełnie dora-stający zadania, które los przed nim postawił.Gdy Manuel odnalazł brata, przyrzekł mu posłuszeństwo, przyjazń i szacunek, a oto naglewidzimy go zapominającego najzupełniej, pod wpływem miłości, o wszystkich przyrzecze-niach.Osądził, że dość czyni, zrzekając się majątkowych korzyści, jakie mu zapewniało urodze-nie, i że za tę cenę wolno mu już słuchać głosu serca [ Pobierz całość w formacie PDF ]