[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale mówi pan, że to może nie być Bourne?- Powiedziałem, że nie wiemy.Bourne z pewnością był w banku, co potwierdzają jego autentyczne podpisy.Ale czy teraz to jest Bourne? Dowiemy się w ciągu najbliższych dni.- O ile się pokaże - dodał Webb.- To sprawa delikatna - mówił dalej stary człowiek.- Jest tyle niewiadomych.Jeżeli to nie jest Bourne - albo jeżeli zmienił front, zdradził - tłumaczyłoby to ten telefon do Ottawy, zabójstwo na lotnisku.Z tego, co wiemy, biegłość kobiety posłużyła do podjęcia pieniędzy w Paryżu.Carlosowi pozostało wtedy tylko wyjaśnienie paru spraw w kanadyjskim Ministerstwie Finansów; reszta była już dla niego dziecinną igraszką.Zabić człowieka, z którym się kontaktowała, wpędzić ją w popłoch, odciąć i wykorzystać do ujęcia Boufne’a.- Czy był pan w stanie się z nią porozumieć? - spytał major.- Próbowałem, ale nie udało mi się.Poleciłem Hawkinsowi skontaktować się z człowiekiem, który też był bliskim współpracownikiem tej St.Jacques; Alan jakiś tam.Kazał jej wracać natychmiast do Kanady.Przerwała z nim rozmowę.- Do cholery! - wybuchnął Webb.- Właśnie.Gdyby udało nam się zmusić ją do powrotu, moglibyśmy się wiele dowiedzieć.Ona stanowi klucz.Dlaczego została z nim? Dlaczego on jest z nią? Nic się tu nie trzyma kupy.- Zwłaszcza dla mnie! - powiedział Stevens, którego zdumienie przechodziło w złość.- Jeśli liczycie na współpracę prezydenta - chociaż ja nic nie przyrzekam - to radzę wyrażać się jaśniej.Abbott zwrócił się do niego:- Sześć miesięcy temu Bourne zniknął.Coś się stało.Nie jesteśmy pewni co, ale można się domyślać prawdopodobnej wersji wypadków.Dostał wiadomość w Zurychu, że Carlos jest w drodze do Marsylii.Później - zbyt późno - zrozumieliśmy.Bourne dowiedział się, że Carlos zawarł kontrakt na zabójstwo Howarda Lelanda, i próbował temu przeszkodzić.potem - nic.Zniknął.Został zabity? Załamał się? A może.się poddał?- Tej wersji przyjąć nie mogę - przerwał Webb.- Nie przyjmuję.- Wiem, że pan nie przyjmuje - powiedział Mnich.- Dlatego chcę, żeby pan przejrzał te akta.Zna pan jego szyfry; są tu wszystkie.Niech pan zwróci uwagę, czy w Zurychu nie było jakichś nieprawidłowości.- Proszę! - wtrącił Stevens.- Co pan sobie właściwie wyobraża? Musiał pan znaleźć coś konkretnego, coś na czym opiera pan swój sąd! To mi jest potrzebne, panie Abbott.Prezydentowi jest to potrzebne.- Sam bym wiele za to dał.Ale cośmy znaleźli? Wszystko i nic.Dwa lata i dziesięć miesięcy najstaranniej przygotowanego oszustwa.Każdy fałszywy dokument w naszym archiwum został uwiarygodniony, każde posunięcie wyjaśnione i uzasadnione; każdy informator, mężczyzna czy kobieta, wszystkie kontakty, źródła - otrzymały twarze, głosy, historie do opowiedzenia, i z każdym miesiącem z każdym dniem troszkę bliżej Carlosa.Potem nic.Milczenie.Sześć miesięcy próżni.- Nie teraz - zaprzeczył doradca prezydenta.- Milczenie zostało przerwane.Tylko przez kogo?- To jest główne pytanie, prawda? - powiedział stary człowiek zmęczonym głosem.- Miesiące milczenia, potem nagle wybuch samowolnej, niezrozumiałej aktywności.Konto wykorzystane, treść fiche zmieniona, miliony przekazane do innego banku - według wszelkiego prawdopodobieństwa ukradzione.Ponadto zabici ludzie; na innych zastawione pułapki.Ale na kogo? I przez kogo? - Mnich ze znużeniem potrząsnął głowa.- Kim jest ten człowiek?20Limuzyna stała zaparkowana między dwiema latarniami, po drugiej stronie ulicy, ukośnie do ciężkich rzeźbionych drzwi budynku z brunatnego piaskowca.Za kierownicą siedział szofer w liberii, którego obecność na tej zadrzewionej ulicy, w tego rodzaju pojeździe nie była niczym nadzwyczajnym.Niezwykły był jednak fakt, że dwaj inni ludzie pozostawali ukryci w cieniu głębokich tylnych siedzeń samochodu, nie próbując z niego wysiąść.Obserwowali drzwi budynku, pewni, że nie zostaną wykryci przez promieniowanie podczerwone elektronicznej kamery.Jeden z mężczyzn poprawił okulary.Jego oczy za grubymi szkłami przypominały oczy sowy, jednakowo podejrzliwe wobec wszystkiego, co znalazło się w ich zasięgu.Był to Alfred Gillette, dyrektor Wydziału Oceny Kadr z Rady Bezpieczeństwa Narodowego.- Cóż za radość uczestniczyć w klęsce arogancji.Tym większa, jeśli się jest sprawcą tego zdarzenia - powiedział.- Musisz go rzeczywiście nie cierpieć, prawda? - spytał towarzysz Gillette’a, mężczyzna o potężnych barach, w czarnym deszczowcu; jego akcent zdradzał słowiańskie pochodzenie.- Nienawidzę go.Uosabia to wszystko, czego nie znoszę w tym mieście.Odpowiednie szkoły, domy w Georgetown, farmy w Wirginii, spotkania w zaciszu klubów.On i jemu podobni skurwysyni mają tu swój ciasny, mały światek, do którego nie dopuszczają nikogo - i sami wszystkim rządzą.Kurewskie pomioty.Pewna siebie, nadęta arystokracja waszyngtońska.Żerują na naszej inteligencji i pracy, a potem tylko podejmują decyzje i przypisują sobie cały sukces.Jeśli jesteś spoza, zawsze będziesz dla nich częścią bezosobowej masy, ich „kochanym personelem”.- Przesadzasz - powiedział Europejczyk, wpatrując się w budynek z piaskowca.- Radziłeś sobie wśród nich całkiem dobrze.W przeciwnym razie nigdy nie związalibyśmy się z tobą.Gillette rzucił mu spojrzenie spode łba.- Jeśli mi się powiodło, to jedynie dlatego, że stałem się niezbędny dla wielu takich jak Dawid Abbott.Mam w głowie tysiące rzeczy, których oni nigdy nie byliby w stanie spamiętać.Wiedzą, że tam, gdzie są pytania wymagające odpowiedzi i sprawy do załatwienia, lepiej mieć kogoś takiego jak ja.Stanowisko dyrektora Wydziału Oceny Kadr wymyślili specjalnie dla mnie.A wiesz dlaczego?- Nie, nie wiem.Alfredzie - odpowiedział Europejczyk spoglądając na zegarek.- Bo nie mają cierpliwości ślęczeć nad tysiącami życiorysów i akt.Wolą obiady w „Sans Souci” albo popisy przed komisjami senackimi, gdzie czytają dokumenty sporządzone przez innych - przez tych niedostrzeganych, bezimiennych - ten ich „kochany personel”.- Jesteś zgorzkniały - stwierdził Europejczyk.- Bardziej, niż ci się zdaje.Straciłem całe życie na robieniu tego, co powinny robić te sukinsyny, i w zamian za co? Za tytuł, za okazjonalny lunch, w trakcie którego między krewetkami a przystawka konsumują się mój mózg.Ten bezczelny Abbott i jemu podobni faceci byliby zerem bez takich jak ja.- Nie powinieneś lekceważyć Mnicha.Carlos jest pełen uznania dla niego.- Bo nie zna prawdy! Wszystko, co robi Abbott, jest osnute tajemnicą; nikt nie wie, ile ten człowiek popełnił błędów.Nawet jeśli coś wyszło na jaw, błędy przypisywano takim jak ja.Europejczyk przeniósł wzrok z szyby na Gillette’a.- Jesteś bardzo pobudliwy, Alfredzie - zauważył chłodno.- Wystrzegaj się tego.Na twarzy biurokraty pojawił się uśmiech.- Moje zasługi dla Carlosa chyba najlepiej świadczą o tym, że pobudliwość nie przeszkadza mi w pracy.Po prostu przygotowuję się teraz psychicznie do konfrontacji, której nie wyrzekłbym się za nic na świecie.- Szczere wyznanie - zauważył barczysty mężczyzna.- A twoje powody? To ty mnie zwerbowałeś.- Wiedziałem, jak się do ciebie zabrać - Europejczyk skierował wzrok z powrotem w stronę budynku.- Chodzi mi o to, dlaczego ty pracujesz dla Carlosa?- Moje powody nie są takie skomplikowane [ Pobierz całość w formacie PDF ]