[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A co, kto mu zabroni? Chce, to notuje! Przed.I po.I w czasie.Picia.Coraz bardziej ten bloczek był zatłuszczony, zabrudzony, powiedziałby, że klejący się nawet.Chyba mu się też trochę drogocennego proszku wysypało na te kartki, przykleiło na tej stronie, którąwłaśnie czyta.Koniec z proszkiem pomyślał na wszelki wypadek.Nie ma dla niego proszku.Alkoholu też nie.Nic.Może potem.Ale takie radykalne zmiany? Tak zupełnie nic? Tak nagle? To wstrząs dla organizmu.I niezdrowe.A o zdrowie trzeba dbać.Nie ma dwudziestu lat, więcej już ma.Sporawo nawet.Dojrzałymczłowiekiem jest.Powiedziałby nawet, że w kwiecie wieku.A o kwiat dbać trzeba i podlewać.Pozatym w knajpie siedzi.Nie wypada.Dlatego powoli.Bez niepotrzebnych skrajności.Podrapał się po głowie i dopisał coś na zatłuszczonej kartce, coś, co już od rana chodziło mu pogłowie.Tłukło się nawet.Przeczytał, co się dało przeczytać, bo jednak coś się tam w tym plugawymbloczku Flatowa nadawało do czytania.Kreślił, poprawiał, stawiał znaki zapytania.Tak całkiem niebyło, że tylko pił.No, pił, pił bez dwóch zdań, ale kto powiedział, że nie pracował? Faktem jest, żemózg Kowalskiemu pracował.Podlewany, to i pracuje.Myślał o tym bidulu bez rąk i bez oczu na sraczu u Romów.Sporo o nim myślał.Kto by niemyślał?Kilka dni temu Kowalski jeszcze nie wiedział, ale teraz wiedzieli już o tym wszyscy, i on też:zamordowany, Frank Derbach, pracował w urzędzie Gaucka.Nic takiego niby.Niby.Na niby.Gdyby.A gdyby& Poszedł więc tym tropem i jego instynkt,najwierniejszy jego towarzysz, tym razem też go nie zawiódł.Sprawdził.Poszukał.Pogrzebał.I jużwiedział.Poczciwy Frank, którego poznał bez rąk, oczu i kropli krwi, to Franek Derbach, z zawoduinżynier telekomunikacji.Wystudiował to sobie jeszcze w poczciwym NRD-owie, na renomowanejuczelni.Poczyta sobie Kowalski i o akademii.No i poczytał, i już wie.Pracę otrzymał Franekpierwszorzędną, bo kto by nie chciał pracować oficjalnie w dziale technicznym, i to dla MinisterstwaSpraw Wewnętrznych? Zrobiłby pewnie Franek niemałą karierę, ale padł mur.Komisarz wciąż za mało wie, był z Franka karierowicz czy nie był? Kim był Franek naprawdę?Tak go będzie teraz komisarz Kowalski nazywać Franek.Frank to ten bez rąk, a ten z rękoma todawny i zarazem jego nowy Franek.Do tego niegdyś, w epoce lodowcowej, czyli jeszcze w NRD-owie, były pracownik Stasi.A potem jeden z siedemdziesięciu dziewięciu pracowników bezpieki poupadku muru w 1991 roku zatrudnionych przez wielkiego Gaucka, tego, w którym komisarz widziprzyszłego prezydenta Niemiec, dzisiejszych Wielkich Zjednoczonych Niemiec, tak więc przeznikogo innego, lecz przez niego osobiście Franek został zatrudniony w 1991 roku w UrzędziePełnomocnika Federalnego do spraw Materiałów Stasi.Bo tak się ten urząd oficjalnie nazywa, alewszyscy mówią o nim po prostu urząd Gaucka i jako taki na zawsze wryje się w pamięć.Bo pozjednoczeniu właśnie Gauck został pierwszym dyrektorem tej zacnej placówki.I Gauck uznał zarazna początku, że dawni pracownicy bezpieki są mu niezbędni przy badaniu akt, że bez nich ani rusz.Franek był jednym z nich.Tak.Jednym z tych Franków, Hansów, Hermannów i Wolfgangów,którzy byli zli, a teraz są dobrzy.Tak z dnia na dzień.Buszownicy akt.Zaklinacze.Buchalterzy akt,analitycy, doradcy.Siedemdziesięciu dziewięciu wspaniałych.No ale niezbędni byli fakt.Bo nikt lepiej od nich nie orientował się w tych milionach kartek,tylko oni je znali, może kochali, niektóre nawet sami pisali.Teraz to wcale nieważne i Kowalski mato kompletnie gdzieś. Gdzieś nie ma tylko to, że to oni pomagali, a wśród nich i Franek pomagał.Franek pomagałnowemu państwu w wygrzebywaniu, odtajnianiu, przypominaniu. Jego Franek , bo Kowalskiegotylko Franek interesuje.Najważniejszym z tych siedemdziesięciu dziewięciu był biedny Franek.Biedny, bo teraz bezoczny i bezręczny Frank.Franek-złota rączka.A teraz taki Frank tylko.Czknął i odsunął od siebie kieliszek, który stał przed nim przecież wciąż nieruszony.Więc czemuczkał?Kowalski, pomimo że pił, pracował.Dowiadywał się, sprawdzał, potem to składał do kupy,czytając sobie w internecie historię nieskończenie długą, miejscami fascynującą i jak kupa gównaśmierdzącą.Wygrzebywał informacje, do których nie dotarł do tej pory nikt.I to było niepokojącew tej sprawie najbardziej.On dotarł.Inni nie.I nie było to aż tak trudne, wcale nie było trudne.A inninie dotarli.Może nie tym szlakiem szli co trzeba, może tym szlakiem iść nie chcieli.Chciał jeszcze więcej poznać, pogrzebać, ale czasopismo, z którego mógł się czegoś dowiedzieć,przed dziesięcioma laty przestało istnieć, inne za darmo nie udzielało informacji.A z domu niechciał się logować, płacić, zapisywać się w pamięć nie tym co trzeba.Lata pracy w policji nauczyłygo wiary w teorie, które innym jawiły się jako spiskowe, ale Kowalski i jemu podobni swojewiedzieli.Podsłuchiwany był każdy w tym kraju, i to niekoniecznie przez obce wywiady.Wyciągałosię to, co potrzebne na daną okoliczność, i z usłyszanego robiło użytek.Chcesz więc sprawdzać,sprawdzaj, grzeb, szukaj, ale uważaj.Nie ze swego komputera więc sprawdzaj.Kowalski przepisałnumery i adres, pod którym można było dostać to, czego chciał, i nie był to link, lecznajzwyczajniejszy w świecie adres, instytucja publiczna pod starymi lipami w centrum jego miasta.Biblioteka.Miejsce dość pewne, jak dowiedział się ostatnio od znajomego, jedno z ostatnich w tym mieściebez podsłuchu.Podobno ci, których warto podsłuchiwać, nie chodzą do bibliotek, tłumaczyłkomisarzowi zaprzyjazniony inżynier, specjalista od dzwięku i fonoskopii, śmiejąc się przy tymgłośno.Bo po co książki tym, co pociągają za sznurki. Ja na ten przykład nie czytam wcale! zaśmiał się ponownie inżynier, absolwent prestiżowegouniwersytetu, jeszcze straszniej i jeszcze głośniej.Kowalski uważał za słuszne przytoczyć w tym miejscu słowa matki, która powtarzała, żebywystrzegał się ludzi, którzy przeczytali w życiu tylko jedną książkę.Inżynier się oburzył. Ja nie przeczytałem żadnej! deklarował uparcie pijackim tonem [ Pobierz całość w formacie PDF ]