RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym zawodzie prawie tak, jak w medycynie.- Konkretnie w proktologii - odrzucił Jack otwierając drzwi.Daniel Bufo wstał, by go odprowadzić, lecz Jack osadził go machnięciem ręki.- Jeśli pańscy klienci zmienią zdanie, może mnie pan osiągnąć w motelu Howarda Johnsona przy dziewięćdziesiątej czwartej szosie.- Sięgnął do kieszeni palta i cisnął Danielowi Bufo książeczkę zapałek.Jest tu podany numer telefonu.- Panie Reed.doprawdy nie sądzę.- Panie Bufo, ta informacja jest mi pilnie potrzebna.Sprawa życia i śmierci.Przynajmniej proszę sobie zadać trud spytania pańskich samotniczych klientów, czy rozważą możliwość porozmawiania ze mną bezpośrednio.Tylko rozważą, dobra?Zamknął drzwi, zostawiając za nimi Daniela Bufo, patrzącego jak wielkie, sfrustrowane dziecko ze skrzywioną miną na kubek gorącej czekolady.Jego następnym przystankiem była redakcja „Madison Times-Dispatch”.Mieściła się w niepociągającym, betonowym budynku, tuż obok szeregu ledwie zipiących sklepów z częściami zamiennymi do samochodów oraz chińskich restauracji.Jack większość popołudnia spędził w ciasnym pokoiku od podwórza, próbując przekopać się przez ich zszywkę z roku tysiąc dziewięćset dwudziestego szóstego.Jak dotąd przenieśli na mikroklisze tylko roczniki do tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego.Wyglądająca na starą pannę kobieta w czarnym kardiganie i szarej spódnicy naklejała wycinki.Za każdym razem, gdy wyciągała kolejny tom, cmokała z irytacją.W pokoju wisiał kwaśny zapach starych gazet oraz różanych perfum.Deszcz dzwonił i bębnił o jedyne okno, a Jack zaczął uginać się pod ciężarem zmęczenia.Tuż po drugiej po południu stara panna zapytała go:- Czy pan nigdy nie jada?- Pewne rzeczy są ważniejsze od jedzenia.- Zmusił się do uśmiechu.Wreszcie na samym dnie sterty zszywek z połamanymi grzbietami i napisem na każdej „Do ponownego oprawienia”, odnalazł „Madison Timesa” z czerwca tysiąc dziewięćset dwudziestego szóstego roku.Rozłożył go na stole i uważnie czytał stronę za stroną, szpaltę za szpaltą.Po godzinie okazało się, że nie było żadnej wzmianki ani o Dębach, ani o doktorze Estergomym.Wyprostował się na krześle i pozwolił zszywce się zamknąć.Kiedy kobieta spytała: - Nie może pan znaleźć tego, czego pan szuka? - była już prawie czwarta po południu.Jack pokręcił głową.- Wszystko tu jest.Konkursy piękności noworodków, małżeństwa, kto umarł i kto nie.Mógłbym pomyśleć.no, nie wiem.Przyjrzała mu się uważnie spoza uniesionych okularów.- A czego w szczególności pan szuka? W którym roku?- Dziewięćset dwudziestym szóstym.- Mieszkałam wtedy tutaj, w Madison.Mój ojciec był profesorem historii na uniwersytecie.Douglas Mansfield, mógł pan o nim słyszeć.Napisał bardzo słynną książkę o inskrypcjach etruskich.- Wstała i podeszła do miejsca, gdzie siedział.Wyciągnęła dłoń.- Helena Mansfield - przedstawiła się.Jack wstał również i potrząsnął jej dłonią.- Jack Reed.- Nie z tej okolicy?- Mhm, z Milwaukee.Tłumiki i Opony Reeda, pięć warsztatów po całym mieście.Helena Mansfield przysiadła na brzegu jego stołu.Mimo swego wieku poruszała się z ptasim wdziękiem.Szpakowate włosy zaczesywała do tyłu i wiązała czarną, aksamitną kokardą i chociaż obecnie skórę miała pomarszczoną, niegdyś jej twarz musiała robić wrażenie.W jakiś sposób przypominała Jackowi Katherine Hepburn.- Czego szuka w Madison sprzedawca tłumików i opon, wertując gazety z roku tysiąc dziewięćset dwudziestego szóstego.- Jakiejkolwiek wzmianki o Dębach.To prywatna klinika koło jeziora Wisconsin.- Znam Dęby.A raczej wiem o Dębach.- Doprawdy? Wydaje się, że prawie nikt nic nie wie, a jeśli wie, to nie mówi.- Cóż, to był szpital psychiatryczny, a nie prywatna klinika, oto powód.Wielu tutejszych mieszkańców sprzeciwiało się jej istnieniu, gdy odkryli, z czym mają do czynienia.Ale w końcu i tak została zamknięta.- Tak, wiem o tym - powiedział Jack.- Byłbym zainteresowany wykryciem, czemu ją zamknięto i w jakich okolicznościach.Helena Mansfield pytająco przekrzywiła głowę na ramię.- Prawdę powiedziawszy, myślałem o jej zakupieniu - rzekł Jack.- Przekształceniu w hotel wczasowy.Dlatego chciałem dowiedzieć się czegoś o jej dziejach.Helena Mansfield zastanawiała się nad tym przez chwilę, spoglądając na pierścionek z brylantem na swej lewej ręce.Wreszcie odezwała się, bardzo wyraźnie wymawiając słowa.- Zechce mi pan wybaczyć wścibstwo, panie Reed.Ale wydaje mi się, że stara się pan dowiedzieć czegoś o tej historii z żywszym niż to, które się zwykło określać jako przypadkowe, zainteresowaniem.- Aż tak bardzo to widać? - odpowiedział jej Jack z krzywym uśmiechem.- No cóż.siedział pan tutaj przez prawie całe popołudnie, nic nie zjadłszy.Jak na człowieka, który kupuje hotel wczasowy, ma pan wygląd nieco zaniedbany.A także, jeśli zechce mi pan wybaczyć to określenie, szalony.- Panno Mansfield.- spróbował Jack - czy przypadkiem nie wie pani, kto jest właścicielem Dębów?- Oczywiście.Znam ją od lat, od chwili gdy się tu sprowadziła.Olive Estergomy, średnia z trzech dziewcząt Estergomych.- I były one córkami doktora Estergomy, poprzedniego właściciela Dębów?- Zgadza się.Piękne dziewczyny, wszystkie trzy.Alice, Olive i Lucy.Piękne! Ale i ich matka była bardzo przystojna.- Czy nie wie pani przypadkiem, czemu doktor Estergomy zamknął Dęby tak nagle?Helena Mansfield potrząsnęła głową.- Nikt tego nie wiedział.Przez całe miesiące nie wiedzieliśmy, że zostały zamknięte.Aż wreszcie jeden z tutejszych kupców wspomniał przypadkiem, że Estergomy'owie anulowali wszystkie zamówienia na żywność.- Wstała i powróciła do stołu, przy którym pracowała.- W tym samym czasie wyprowadzili się.Jedyną z nich, która tu powróciła, jest Olive.Kiedykolwiek pytałam ją o Dęby, nigdy wiele nie powiedziała.Nie chciała też mówić o swej rodzinie.Wreszcie zrozumiałam, że nie życzy sobie rozmawiać na ten temat, więc dałam jej spokój.A jednak to smutne.Niegdyś Estergomy'owie byli naszymi dobrymi przyjaciółmi.Mój ojciec i doktor Estergomy żyli jak rodzeni bracia.Ale gdy się wyprowadzali, nawet nie wpadli, by się pożegnać.- Więc nigdy się pani nie dowiedziała, co się stało?- Nie - odparła Helena Mansfield.- Były całe tuziny plotek.Jak się domyślam, tutejszym mieszkańcom udało się wywrzeć na stanową komisję więziennictwa taki nacisk, że przestała finansować Dęby.Jack przez chwilę się nie odzywał.Gdy Helena Mansfield ciągnęła swe opowiadanie, nieoczekiwanie objawił mu się Randy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl