[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli, zgodnie z tym, co mówił Cortath, smoki lubią muzykę, to może spodobają się im melodie Robintona i nikt nie sprzeciwi się, że jeden z jeźdźców będzie miał muzyczne wyszkolenie? Kiedy dorośnie na tyle, by smoki wzięły go pod uwagę przy Poszukiwaniu, będzie już co najmniej uczniem drugiego roku…Kiedy smocze skrzydło wylądowało na dziedzińcu Warowni Fort, bawił się z Lexeyem, Libby, Curtosem i Barbą.Naturalnie znowu grali w klasy.Nie przepadał za Barbą, która strasznie lubiła wszystkimi rządzić, ale na szczęście w chwili, gdy smoki wylądowały, zaczęła wrzeszczeć i pobiegła do domu.Robinton też pobiegł: prosto do smoków.— Cortath? — zawołał, pędząc z całych sił przez szeroki dziedziniec ku trzem spiżowym smokom, które wylądowały po drugiej stronie.Przebiegł pod brzuchami zielonych i niebieskich, zupełnie nieświadomy, że to właśnie one były wyczulone na młodzież, która mogła Naznaczyć smocze pisklę.Cortath dziś nie przyleciał.Robie zatrzymał się nagle, zdyszany, i spostrzegł, że rzeczywiście nie ma tu jego przyjaciela.— A ja tak chciałem z nim porozmawiać — odpowiedział, o mało nie płacząc z rozczarowania.Powiem mu, że chłopiec–harfiarz żałował, że go nie było.— Nie jestem harfiarzem… jeszcze — przyznał się Robinton, jednocześnie wypatrując, który ze spiżowych smoków się do niego odezwał.Był nieco mniej lśniący niż Cortath.— A mogę porozmawiać z tobą, jeśli akurat nie masz nic lepszego do roboty? Czy mógłbyś mi powiedzieć, jak masz na imię? — Rob skłonił się lekko, by wyrazić swój szacunek.Bardzo proszę.Nazywam sięKilminth, a mój jeździec S’bran.A jak brzmi twoje imię?Akurat je zapamiętasz — odezwał się inny smoczy głos.To był ten bardzo ciemny, spiżowy smok.— Przecież to tylko dziecko.Dziecko, które rozmawia ze smokami.Chętnie porozmawiam z nim teraz, kiedy jeźdźcy są zajęci.Miło jest pogawędzić z dzieckiem, które nas słyszy.Jest za mały do Naznaczenia.Nie zwracaj uwagi na Calanutha — zwrócił się Kilminth do Robiego z pewną wyższością w głosie.— Jest jeszcze młody i nierozsądny.I kto tu mówi o rozsądku!Och, idź się pogrzać na słonku — odparł Kilminth i zniżył głowę w stronę Robintona.Robie trochę się speszył, bo smocza paszcza była taka wielka.Zielone oko tuż przy jego buzi — niemal większe niż całe chłopięce ciało — wirowało leniwie.Widział swoją postać po wielekroć odbijającą się w najbliższych mu fasetach i o mało nie zakręciło mu sią w głowie.Za to górne fasetki odbijały niebo i słońce.Czy widok tylu różnych rzeczy naraz nie przyprawiał smoków o zawrót głowy?Nie, to pomoże widzieć spadające z góry Nici, gdy nadejdzie opad.— Kiedy to będzie?Smok zastanawiał się nad tym pytaniem bardzo długo.W końcu Robinton nie był pewny, czy dobrze zrobił, że je zadał.Gwiezdne Kamienie nam powiedzą.— One mówią? — Robinton nic jeszcze nie wiedział o Gwiezdnych Kamieniach.Uczył się o Skalnym Oku i Palcu, ale nie o Gwiezdnych Kamieniach.Są Gwiezdnymi Kamieniami.— Aha.Smok płynnym ruchem uniósł głowę w górę, wpatrując się w odległy górski szczyt.Ruch ten troszkę przestraszył małego chłopca, stojącego bardzo blisko bestii, ale honor za nic nie pozwoliłby mu się cofnąć.Rozmowa ze smokiem była zbyt cennym przeżyciem, żeby pozwolić sobie na strach.Nie widziałeś Gwiezdnych Kamieni w Weyrze Fort?— Nikomu nie wolno tam wchodzić — odpowiedział, szeroko otwierając oczy.Aha.— Dlaczego tak posmutniałeś, Kilminthu? — spytał Robie.Smok znów opuścił głowę, a jego oko pociemniało; to ze smutku, pomyślał Robinton.Weyr od tak dawna jest już pusty.— Czy ktoś tam kiedyś wróci? — Właśnie to pytanie, według Robintona, smok chciał usłyszeć.Kiedy Nici znów zaczną opadać.— A więc w Warowni Fort znalazł się jeden odważny, co? — Wysoki jeździec, szczuplejszy niż partner Cortatha, podszedł do Robintona i rozczochrał mu ręką włosy.— Jestem z Cechu Harfiarzy, spiżowy jeźdźcze S’branie — odparł Robie.— Ach, widzę, że mój drogi przyjaciel z tobą rozmawiał, skoro znasz moje imię! — S’bran ukucnął, by znaleźć się na jednym poziomie z Robintonem [ Pobierz całość w formacie PDF ]