[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtem drzwi siê otworzy³y z trzaskiem i wszed³ w czarnym p³aszczu cz³owiek jeszcze wy¿szy,jeszcze suchszy, jeszcze bledszy od mego stra¿nika; za nim, tak¿e w czarnych p³aszczach,sz³o czterech; na koñcu musia³ iSæ pisarz, mia³ bowiem u pasa wisz¹cy ka³amarz i w rêkupapiery.Zasiedli miejsca oko³o sto³u, a najpierwszy, który na krzeSle usiad³, kaza³ mi siê przybli¿yæ,klêkn¹æ, oczy spuSciæ, rêkê podnieSæ.Uczyni³em, co kaza³: dyktowa³ za tym formularz przy-siêgi, jako wiernie, szczerze, dok³adnie, dostatecznie, nale¿ycie i przyzwoicie odpowiedaæbêdê na zadawane mi pytania.By³o ich bardzo wiele.Najpierwsze: z którego kraju jestem i jak siê zowiê? Chc¹c rzeteln¹prawdê powiedzieæ przyzna³em siê, ¿em zmySlone nazwisko nosi³, moje zaS prawdziwe Do-Swiadczyñski.Nie przyzwyczajony do naszych nazwisk pisarz za pi¹tym a¿ razem wpisa³i w akta ingrosowaæ potrafi³ moje przezwisko, i to jeszcze musia³em je sylabami dyktowaæ.Insze pytania Sci¹ga³y siê do wszystkich spraw ¿ycia mojego, a gdy przysz³o do dyskursówu sto³u w austerii miasta Kadyks powtarzanych, uwa¿a³em, i¿ sêdziowie powiêkszali atencj¹i najdok³adniejsz¹ chcieli mieæ informacj¹.Gdy przysz³o czyniæ wzmiankê o mojej wyspie, zacz¹³em szeroce opisywaæ obyczaje, rz¹d,sposób ¿ycia, mySlenia obywatelów Nipu; ich przymioty, ich cnoty zacz¹³em wys³awiaæ op³a-kuj¹c nieszczêScie moje, ¿em siê od tak zbawiennego towarzystwa oddali³.Zrazu s³uchalimnie pilnie, a gdym by³ prawie na po³owie naj¿ywszego opisu, ów powa¿ny sêdzia, zapo-mniawszy wspania³oponurej reprezentacji swojej, wielkim g³osem tak siê Smiaæ pocz¹³, i¿ledwo z krzes³a nie zlecia³; dopomogli mu szczerze jego asesorowie; jam oniemia³.Wtem jeden, wstawszy z miejsca swego i ledwo mog¹c iSæ od Smiechu, wzi¹³ mnie za rêkê,wypchn¹³ z izby i drzwi za sob¹ zamkn¹³.Jeszcze wiêcej jak przez pó³ godziny trwa³ tenSmiech dla mnie niepojêty.Zadzwoniono w izbie; przyszed³ do nich mój stra¿nik, a odebraw-szy, jakem siê domySla³, instrukcj¹, co mia³ ze mn¹ czyniæ, sprowadzi³ mnie ze wschodówdo inszej izby, tam wsadzono mi na rêce pêta, przyszed³ wkrótce cerulik i najprzód ostrzyg³w³osy, potem g³owê zupe³nie ogoli³.Z pocz¹tku nie wiedzia³em, co siê ze mn¹ dzieje.Po tej ostatniej ceremonii pozna³em, i¿by³em os¹dzony za szalonego.Zaszed³ wóz nie bawi¹c - natrz¹sn¹wszy trochê s³omy wsa-dzono mnie nañ i tym sposobem zajecha³em do szpitala g³upich.Musiano powiedzieæ star-szemu, ¿e nie by³em z rodzaju g³upich szkodliwych, bo mi zaraz na pierwszym wstêpie pêtaz r¹k zdjêto i osadzono w k¹cie bardziej do klatki ni¿ izby podobnym.Ba³em siê zwyczajnej,jakem s³ysza³, przy takowym wejSciu ceremonii, ale na moje szczêScie nie by³o tego zwycza-ju w Sewilii, ¿eby plagi na przywitaniu dawaæ.98Przyniesiono mi na kolacj¹ ry¿u trochê, suchar i dzbanek wody.Przyuczony ju¿ do tych przy-smaków, jad³em smaczno.Gdy noc przysz³a, po³o¿y³em siê na s³omie.Nowa postaæ sytuacjimojej d³ugo nie da³a mi oczów zmru¿yæ, przyzwyczajony jednak do nieszczêScia, nie wpada-³em w rozpacz; owszem, zda³o mi siê to, czego doSwiadcza³em, ul¿eniem sytuacji przesz³ej.Niepodobna, mówi³em sam sabie, ¿eby tutejsi starsi, urzêdnicy, lekarze, nie mieli kiedy¿kol-wiek poznaæ tego, ¿em ja nie szalony, gdy zaS poznaj¹, odzyskam wolnoSæ.¯e zaS powieSæ o Nipuanach uczyni³a mnie szalonym, a bardziej podobno jeszcze maksymyod nich powziête, uczyni³em przeto mocne u siebie postanowienie, le¿eli nie tak ¿yæ, przy-najmniej tak gadaæ jak i drudzy.W Nipu gada³em i mySla³ po europejsku - os¹dzili mnie zadzikiego; w Europie chcia³em po nipuañsku sobie poczynaæ - zosta³em szalonym.Ta reflek-sja, stawiaj¹c mi przed oczy osobliwoSæ logu mojego, wprowadzi³a mnie nieznacznie w do-bry humor; ledwom móg³ na koniec Smiech przezwyciê¿yæ patrz¹c siê na moj¹ ogolon¹ g³o-wê i miejsce, gdzie mnie nauki owego dobrego mistrza Xaoo osadzi³y.Nazajutrz rano przyniesiono mi naczynie pierza i pêk we³ny do czesania; oddawca pokaza³mi doSæ wyraxnym gestem, i¿ lenistwo w tym domu karz¹.Odby³em tego dnia i nastêpuj¹-cych pracê ³atw¹ do wykonania.Nawiedzali mnie i moich kompanów mi³osierni ludzie; ja³-mu¿n¹ ich opatrywa³em nieodbite potrzeby i ³agodzi³em niekiedy surowoSæ nieobyczajnychdozorców naszych.Kapelan miejsca tego, staruszek przystojny, cieszy³ mnie czêstokroæ w utrapieniu, alem goprzeprzeæ nie móg³ nigdy w tym punkcie, ¿em nie by³ szalonym.Prawi³ mi egzorty o dopusz-czeniu bo¿ym, o rezygnacji, któr¹ mieæ powinien ten, który rozum z dopuszczenia bo¿egostraci³; bako moje niedowiarstwo najwiêkszym jest znakiem szaleñstwa; jako, na koniec,wiêkszym by³ dowodem mojego g³upstwa wyrok starszych ni¿ wszystkie, którem tylko móg³daæ, przeciwne proby.Tak zaS to mówi³ z serca, i¿ mo¿e by by³ i wyperswadowa³ drugiemuszaleñstwo.Widz¹c, ¿e go ¿adnym sposobem racjami moimi nie skonwinkujê, prosi³em, ¿ebyprzyprowadzono doktora, który by wyegzaminowawszy wszystko nale¿ycie, da³ s¹d o mojejsytuacji.Przyszed³ cz³owiek letni, w wielkiej peruce, w wielkim kapeluszu, w wielkim p³aszczu,z wielkimi na nosie okularami, wzi¹³ mnie za rêkê, próbowa³ pulsu, spojxrza³ dwa razyw oczy, ruszy³ potem g³ow¹ kilka razy, oczy zamkn¹³; w tym stanie przetrwawszy mo¿e dwieminuty obróci siê do starszego, rzek³ powa¿nie: Szalony , i z izby wyszed³.Ten wyrokw tak¹ mnie z³oSæ wprawi³, i¿ by³bym owego doktora dogna³ i ukara³, gdybym siê nie ba³przez tê¿ sam¹ akcj¹ potwierdzenia zdania jego.Siedzia³em spokojnie kilka niedziel po tym przypadku, gdy razu jednego postrzeg³em, i¿ cu-dzoziemcy na ogl¹danie szpitala naszego przyszli.Niech ka¿dy imaginuje sobie, jaka radoSæwskróS przeniknê³a serce moje, gdym postrzeg³ margrabiego De Vennes.Pad³em mu do nóg;on stan¹³ jak martwy, a podniós³szy mnie z ziemi, gdy sil dowiedzia³ o moich przypadkach,pobieg³ natychmiast do najwy¿szego rz¹dcy i w dwie godziny powróciwszy z rozkazem uwol-nienia, do stancji mnie swojej zaprowadzi³.99ROZDZIA£ JEDENASTYTyle razy doznawszy najosobliwszych fortuny odmian, ledwom móg³ z pocz¹tku wierzyæ,¿e to, co widzia³em i czu³em, by³o na jawie.Dzie³a dobroczynne, sposób postêpywania³agodny, sentymenta gruntowne przyjaciela mojego da³y mi uczuæ szczêSliwoSæ w jego naj-po¿¹dañszym towarzystwie.Nied³ugo bawi¹c porzuciliSmy Sewili¹, sto³eczne nuasto An-daluzji.Kraj ten fest przedziwny, gdyby mi go nie obmier¿a³o przypomnienie nieszczêSli-wych przypadków.StanêliSmy wkrótce w Madrycie, gdzie nieed³ugo przemieszkawszy puSciliSmy siê ku Fran-cji, a przebywszy Góry Pirenejskie, w swojej ojczyxnie przywita³ mnie margrabia.Nie zasta-nawiam siê nad opisaniem krajów i miast; zostawujê ten obowi¹zek geografom [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]