[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W następnych wycieczkach przewiozłem jeszcze dwie skrzynie pięknego cukru, parę wo-rów kawy, dwa pudełka rodzynków, beczkę przedniej mąki, drugą ryżu, wreszcie wszystkiesuchary i wędliny zapasowe, żagle, sznury i liny, niewielką kotwicę od szalupy, szczotki,sztaby żelaza, mozdzierz, kilkanaście arkuszy blachy.Powyjmowałem okna z kajuty, wziąłemłańcuch, kompas mały, lusterko, nożyczki i igły, oraz całe płótno, jakie gdziekolwiek dało sięwynalezć.Powydobywałem ze ścian gwozdzie i haki, zabrałem wszystek ołów i proch, niepogardzając nawet baryłką zamoczonego.Na koniec paręset flaszek próżnych, nie wiedzącnawet, na co by mi się przydać mogły.Zdawało mi się, że już wszystko pozabierałem, cokolwiek mogło mieć jakąkolwiek war-tość, a przeglądając raz jeszcze skrzynie i skrzynki podróżnych i obsady, znalazłem niecobielizny i zbiór różnych monet, wartości razem przeszło sto funtów szterlingów.Na koniec,patrząc na działa okrętowe, umyśliłem zabrać chociażby jedno, dla dawania sygnałów wprzypadku, gdyby mi się udało ujrzeć jakikolwiek okręt.Bardzo wiele trudów kosztowało mnie spuszczenie działa na tratwę, umyślnie z grubychpowiązaną belek.Na szczęście winda do wciągania towarów dała się do tego użyć.Nierówniełatwiej poszło z trzema małymi falkonetami4, które miały jednofuntowy kaliber.Wziąłemtakże lawety do wszystkich czterech sztuk, a nadto kilkadziesiąt kul sześciofuntowych i parę-set kulek falkonetowych.XXXIIZabezpieczenie zdobyczy.Palisady.Kuchnia i kuznia.Rocznicauroczystości domowej.Budowanie czółna.Opuszczam wyspę.Prąd morski.Niebezpieczeństwa.Głos ludzki budzi mnie z uśpie-nia.Wylądowawszy szczęśliwie, postanowiłem nie wracać już na okręt, chyba po przeniesieniuwszystkiego w bezpieczne miejsca.Przychodziło mi bowiem na myśl, że jeżeli dzicy z są-siedniego lądu w istocie przybijają niekiedy do mojej wyspy, to obecnie, znęceni widokiemokrętu, mogliby się skierować w tę stronę, a zobaczywszy na brzegu takie mnóstwo pak, na-padliby mnie i zrabowali.Po wtóre, na okręcie nic już nie było godnego zabrania, a wreszcielada burza mogła zniszczyć zupełnie owoce mojej pracy, zamoczywszy proch, cukier, mąkę isuchary.Przypuszczenie to przejęło mnie dreszczem.Natychmiast zacząłem przenosić rzeczy do ja-skini, ale niektóre były tak ciężkie, że podzwignąć ich nie mogłem.Z okrętu spuszczałem jena tratwę za pomocą windy.Przyszło mi na myśl urządzić wózek, co poszło bardzo łatwo.Użyłem do tego lawet od falkonetów i w ciągu ośmiu dni poprzewoziłem wszystko pod oko-py mego zamku.Ażeby zaś niespodzianie nie zaskoczyła mnie ulewa, rozpiąłem ogromny4Falkonetem nazywano rodzaj małego działka dawniej używanego.83namiot z wielkiego żagla zapasowego.Ostrożność ta na złe mi nie wyszła, albowiem dzie-wiątej nocy powstała znowu burza z deszczem i piorunami.Nie lękałem się o przedmioty ulegające zepsuciu od wody, gdyż wszystkie znajdowały sięw jaskini, ale kiedy piorun zgruchotał niezbyt odległe drzewo, straszliwa ogarnęła mnie trwo-ga.Przypomniałem sobie, że tuż obok mnie znajduje się do czterechset funtów prochu.Gdybypiorun weń uderzył, wyleciałbym w powietrze z całą jaskinią.Klęcząc i modląc się, przepę-dziłem resztę nocy na kolanach, drżąc za każdą błyskawicą i polecając się Bogu.Na koniecnad ranem burza uspokoiła się i piękna zajaśniała pogoda, ale mimo to, przez długi czas niemogłem przyjść do siebie z przerażenia.Po śniadaniu umyśliłem przenieść proch do kozlej jaskini.Ażeby nie zamókł, pakowałemgo w próżne flaszki, przywiezione z okrętu, a potem biorąc po kilkanaście do kosza, nosiłemdo mojego skalistego magazynu, umieszczając je w brylantowej grocie, to jest w drugiej ja-skini.Zostawiłem sobie tylko do użycia z dziesięć funtów prochu, zakopanego w ziemi wbutelkach.Do jaskini zaniosłem też znaczną część innych zapasów i narzędzi, aby w razienapadu dzikich i niepomyślnego obrotu walki mieć pewność, że nie utracę mych skarbów,chociażbym był zmuszony uciekać.Duże działo wywindowałem, przy pomocy kółek odjętych od falkonetów i lin, na strażni-cę, tam je przymocowałem na lawetach częściami poprzenoszonych, a wreszcie przykryłembudką z desek, aby je zabezpieczyć od deszczy.Skierowałem wylot ku morzu, aby gdy nadej-dzie potrzeba dawania sygnałów okrętom, odgłos szedł w tamtą stronę.Mając teraz znaczny zapas broni i amunicji, jak również narzędzi ciesielskich, umyśliłemobwieść mój zamek palisadą.Zaopatrzony w siekierę i piłę, w towarzystwie psa wyszedłemdo lasu na ścinanie drzew.Wybierałem na ostrokół drzewa średnicy 5 do 20 centymetrów, anadciąwszy pień z boku, piłowałem do reszty.Potem po obydwóch końcach zaostrzałem to-porem.Pale te były długie na pięć i pół metra.Aadowałem je po kilka na wózek i transporto-wałem do siebie.Pomimo usilnej pracy z wyjątkiem świąt, zaledwie w sześć tygodni przy-sposobiłem około dwustu sztuk i teraz mogłem przystąpić do palisadowania.Wykopawszy rów w odległości trzech metrów dookoła muru, ustawiłem pale jeden przydrugim, a potem, obrzuciwszy je kamieniami, przysypywałem ziemią.Tym sposobem utwo-rzył się gęsty ostrokół, wysoki na trzy metry.Zostawiłem w nim co kilka metrów otwór czylistrzelnicę do ręcznej broni, falkonety zaś umieściłem na trzech wystających rogach, obwódbowiem miał kształt pięciokąta z szeroką podstawą, którą formowała jaskinia.Po ukończeniu tej pracy, byłem zupełnie zabezpieczony od nieprzyjaciela, chociażby na-wet w bardzo wielkiej liczbie podstąpił pod zamek.Ponieważ pora deszczowa wkrótce miała się rozpocząć, a ja wciąż zajęty to sprowadza-niem rzeczy z okrętu, to zwożeniem ich, to wreszcie palisadowaniem zamku, nie mogłemwcale myśleć o uprawie roli i zasiewach, postanowiłem ustawić sobie kuchnię i kuznię.Na cegłę trzeba było kopać glinę [ Pobierz całość w formacie PDF ]