[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec zobowiązał sięwobec niego, że połowa majątku trafi do skarbu Argentyny.Oczywiście sam kurier miał być wynagrodzony osobno.– I?– Po przyjeździe do Szwajcarii dyplomata zadzwonił doojca z informacją, że spotkał się już z bankierem i że szanse napomyślne załatwienie sprawy są spore.Dwa dni później z Jeziora Zuryskiego wyłowiono jegociało.Miejscowe śledztwo ustaliło, że dyplomata poślizgnął się namolo, wpadł do wody i utonął.Ojciec nigdy w to nie uwierzył.Wiedział, że to musiało być morderstwo.– Jak się nazywał dyplomata?– Carlos Weber.– A czy pan, panie Voss – spytał Gabriel po dłuższymmilczeniu – nigdy nie próbował na własną rękę znaleźć tychpieniędzy?– Myślałem o tym.Uważałem, że przynajmniej część tejfortuny powinna wrócić do jej prawowitych właścicieli.Jednak wkońcu zrozumiałem, że w konfrontacji ze szwajcarskimibankierami nie mam żadnych szans.Ich banki wyglądają czysto iporządnie, ale to tylko fasada.Tuż po wojnie nie kto inny, tylko onisami często odprawiali z kwitkiem właścicieli depozytów.Ciludzie dawno zapomnieli, czym jest uczciwość.Synnazistowskiego zbrodniarza był z góry skazany na porażkę.– Czy pan zna nazwisko bankiera ojca?– Tak – odpowiedział Voss bez chwili wahania.– WalterLandesmann.– Landesmann? To nazwisko coś mi mówi.Peter Voss sięuśmiechnął.– Jego syn jest jednym z najbogatszych ludzi w Europie.Niedawno wystąpił w telewizji, wspierając program zwalczaniagłodu w Afryce.To.– Martin Landesmann? Peter Voss skinął głową.– Co pan o tym myśli? Przypadek?– Nie wierzę w przypadki, Herr Voss.Voss uniósł kieliszeki spojrzał pod słońce.– To tak jak ja, panie Allon.Tak jak ja.33.Mendoza, ArgentynaGabriel i Chiara opuszczali winnicę w chmurze motyli.Wieczorem poszli na kolację pod gołym niebem, do małejrestauracji przy Plaza Italia.– Spodobał ci się, prawda? – spytała nagle Chiara.– Voss? – Gabriel skinął powoli głową.– Chyba nawetbardziej, niż początkowo tego chciałem.– Uwierzyłeś mu?– Historia, którą nam opowiedział, jest niezwykła – odparłGabriel.– Ale możliwa.Po wojnie Kurt Voss rzeczywiście byłłatwym łupem dla nieuczciwego bankiera.Nikt się niepatyczkował ze zbrodniarzem wojennym poszukiwanym na całymświecie.Po dwudziestu latach Landesmann podjął decyzję ozamknięciu kont nazisty i zniszczeniu ich dokumentacji.– Fortuna zrabowana ofiarom Zagłady rozpłynęła się wpowietrzu – dodała Chiara gorzko.– Tak jak ludzie, do których kiedyś należała.– A obraz?– Gdyby Landesmann był ostrożniejszy, to by go spalił.Niezrobił tego, bo był chciwym łajdakiem.Nawet w roku tysiącdziewięćset sześćdziesiątym czwartym, na wiele lat przed hossą narynku dzieł sztuki, obraz ten był wart majątek.Podejrzewam, że to Landesmann przekazał go HoffmannGallery w Lucernie do cichej sprzedaży.– Czy wiedział o istnieniu listy?– Żeby do niej dotrzeć, musiałby rozciąć obraz.Tego niezrobił.– A więc lista została sprzedana z obrazem w roku tysiącdziewięćset sześćdziesiątym czwartym?– Nie mam najmniejszych wątpliwości, że właśnie tak było.– Jednej rzeczy nie rozumiem – powiedziała Chiara pochwili milczenia.– Dlaczego Carlos Weber musiał zginąć?Przecież wcześniej Landesmann odprawił z kwitkiem żonę Vossa,gdy przyjechała po pieniądze.Dlaczego nie postąpił podobnie wprzypadku Webera?– Może dlatego, że wizyta Webera miała statuspółoficjalny? Dyplomata reprezentował nie tylko Vossa, leczrównież rząd Argentyny.To sprawiło, że Landesmann uznał go zawyjątkowo niebezpiecznego.– Gabriel przerwał na chwilę.– Podejrzewam, że istniał też inny powód, dla któregoWeber musiał zginąć.Argentyńczyk mógł wiedzieć, że w obrazie Rembrandtaznajduje się lista kont, i dał to do zrozumienia Landesmannowipodczas ich pierwszego spotkania.– A wtedy bankier zrozumiał, że ma poważny problem –powiedziała Chiara.– W obrazie, który niedawno sprzedał,spoczywał dowód, że majątek Kurta Vossa został ukryty w bankuLandesmanna.Gabriel skinął głową.– Landesmann dał Weberowi nadzieję na pomyślnezałatwienie sprawy, skłaniając go do przedłużenia pobytu wZurychu.W tym czasie zorganizował zamach.Jestem pewny, że pośmierci Webera natychmiast podjął poszukiwania obrazu.– Dlaczego po prostu nie poszedł do Hoffmann Gallery inie poprosił o adres osoby, która w roku tysiąc dziewięćsetsześćdziesiątym czwartym go kupiła?– Bo w Szwajcarii prywatna sprzedaż to rzeczywiścieprywatna transakcja.Nawet dla takich ludzi jak Walter Landesmann.Zresztą, wtak dwuznacznej sytuacji Landesmann chyba nie bardzo chciałzwracać na siebie uwagę.– A Martin?– Podejrzewam, że w pewnym momencie ojciec wyznał muswoje grzechy i że dalsze poszukiwania prowadził syn.Ten obrazbył dla nich przez ponad czterdzieści lat jak tykająca bombazegarowa.Gdyby jego tajemnica ujrzała światło dzienne.– Wtedy świat Landesmannów ległby w gruzach.Gabrielskinął głową.– Zostaliby zarzuceni pozwami.Prawdopodobnie musielibywypłacić setki milionów, jeżeli nie miliardy dolarów odszkodowań.– To wygląda na bardzo konkretny motyw kradzieży –podsumowała Chiara.– Ale co w takim razie robimy? WalterLandesmann już dawno umarł.A my nie możemy tak po prostuzapukać do drzwi jego syna.– Drogę może nam wskazać Carlos Weber.– Carlos Weber został zamordowany w tysiąc dziewięćsetsześćdziesiątym siódmym roku.– Ale jego zabójstwo powinno nam pomóc wposzukiwaniach.Widzisz, kiedy ginie dyplomata, jego krajzazwyczaj wyraża niezadowolenie, czasami przeprowadza własneśledztwo.I na pewno powstaje jakiś raport.– Nie sądzę, by argentyński rząd umożliwił nam dostęp dotego rodzaju dokumentów.– To fakt – odparł Gabriel.– Ale znam kogoś, kto nam tozałatwi.– Czy ten ktoś ma nazwisko? Gabriel uśmiechnął się ipowiedział:– Tak, Alfonso Ramirez.Po kolacji, trzymając się za ręce, wrócili przez ciemnyskwer przy Plaza Italia do swojego hotelu.W tym samym czasiecyfrowy plik z nagraniem ich niedawnej rozmowy i zdjęciami byłjuż w drodze do Zentrum Security w Zurychu.Po godzinie centralawysłała odpowiedź.Była to lista krótkich instrukcji, adresapartamentowca w San Telmo, dzielnicy Buenos Aires, i nazwiskopewnego emerytowanego pułkownika, który w najbardziejmrocznych dniach brudnej wojny pracował w argentyńskiej tajnejpolicji.Obu pracownikom Zentrum polecono wracać do domu jużnastępnego wieczoru.Jeden z nich miał wsiąść na pokład samolotuAir France, lecącego do Paryża, drugi miał się udać do Londynuliniami British Airways.Nie podano powodu takiej decyzji, niktteż takich wyjaśnień nie oczekiwał.Zawodowcy umieli czytaćmiędzy linijkami zwięzłych komunikatów centrali.Wdrażane byłyprocedury tworzenia alibi i strategie bezpiecznego wyjścia, więcmusiał zostać wydany odpowiedni rozkaz.Szkoda kobiety,pomyśleli.Kiedy stała na balkonie w poświacie argentyńskiegoksiężyca, wyglądała tak ponętnie.34.Buenos AiresNocą trzynastego sierpnia 1979 roku Maria EspinozaRamirez, poetka, skrzypaczka i argentyńska dysydentka zostaławyrzucona z luku wojskowego samolotu lecącego na wysokościkilku tysięcy stóp nad południowym Atlantykiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]