[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Są drzwi, ławy, stoły i mnóstwo innych drewnianych sprzętów, czegóż się więc namy-ślasz?Natychmiast zabrałem się do roboty.Zbiłem dwie długie ławy poprzeczną łatą, potem do-łożyłem parę rei, leżących w składzie, przyczepiłem do tego kilka innych desek, lecz wkrótcepoznałem całą niestosowność tej roboty.Tratwa była gotowa, ale nie tylko nie mogłem jejspuścić na morze, ale nawet z miejsca poruszyć. Oj, ty cielęca głowo, straciłeś nadaremnie całą godzinę czasu, rozbierzże to na powrót,wszak widzisz, że trzeba zbijać tratwę na morzu.Szczęściem morze było spokojne.Strąciłem więc najprzód dwie belki, związane poprzecz-nymi łatami, a potem inne kawałki drzewa.Spuściwszy je po drabinie sznurowej, poprzybi-jałem wielkimi gwozdziami żerdzie, poukładałem na nich deski i po dwóch godzinach pracyzrobiłem nareszcie dosyć mocną tratwę, którą przywiązałem do szczątku steru, aby mi jejwoda nie zabrała.Tratwa mogła unieść mnie i kilka cetnarów ciężaru, trzeba tylko było wybrać najpożytecz-niejsze rzeczy.Zabrałem więc naprzód topór, dwie siekiery, duży nóż, młot, piłę, skrzynkęgwozdzi i świder.Następnie dwie strzelby z kajuty kapitana, kordelas, dwa pałasze, pistolety,baryłkę prochu, mogącą zawierać około pięćdziesięciu funtów, worek kuł, trzy sery holender-skie, worek sucharów, kawał wędzonki, słoninę, nieco ryżu, kociołek i dwa rondelki.Więcejbrać nie można, boby tratwa nie zdołała unieść ciężaru.Pies, zaszczekawszy radośnie, wskoczył za mną na płytę.79Poleciwszy się Bogu, odbiłem od okrętu, wiosłując długą żerdzią, a ponieważ właśnieprzypływ morski pędził fale ku brzegowi, w krótkim czasie dostałem się do lądu.Wprawdziebyło jeszcze do zachodu słońca parę godzin, lecz nie odważyłem się płynąć drugi raz.XXXIMój dwór.Nowa wycieczka.Bielizna.Rozmaite narzędzia.Na-miot.Złoto i srebro bez wartości.Pismo święte.Błoga przepo-wiednia.Działo i kule.Co się ze mną działo po powrocie, tego opisać nie umiem.Z bijącym sercem przypatry-wałem się zdobytym skarbom.Brałem jedno po drugim do ręki, nie mogąc nacieszyć się, niemogąc uwierzyć, że do mnie należy.Poprzenosiwszy wszystko tego samego dnia jeszcze do jaskini, nowego doznałem kłopotu.Gdzie to umieścić, gdzie pochować, czy nie lepiej byłoby zanieść rzeczy do kozlej jaskini, dlazabezpieczenia przed Karaibami? Ale na co? Czyż nie mam straszliwej broni na ich odparcie?Wieczerza odbyła się z wielką uroczystością.Zasiadłem na krześle, jak monarcha, licznymotoczony dworem.Grochówka, ugotowana na wędzonce, kurzyła się na stole, wydając aro-matyczny zapach.Na ramieniu usiadła papuga, zajadając kawałki cukru, które jej podawałem.Z jednej strony służył Amigo,3 tak bowiem nazwałem pudla, z drugiej ulubiona koza szarpałamnie pyszczkiem za rękaw, domagając się swego działu.Tysiące miałem rozrywek z mymi dworzanami.Pies z początku stoczył bójkę z kozą, leczniezadowolony z jej wyniku, uznał za stosowniejsze zawrzeć pokój.Papuga wrzeszczała prze-razliwie za każdym kąskiem, który psu dawałem, zazdroszcząc mu moich względów.W parędni potem nastał pokój zupełny, a gdyby ktoś z boku przypatrywał się biednemu pustelniko-wi, dzielącemu ze swymi zwierzętami posiłek, pewnie nie zdołałby się wstrzymać od śmie-chu.Uniesiony radością ściskałem i całowałem na przemian to pudla, to kozę.Jak to biedneserce ludzkie potrzebuje jakiegoś przywiązania i obejść się bez niego nie może.Wprzódymało na to zważałem, lecz dziś, w chwili pierwszej pociechy, po tylu latach, dusza moja podwrażeniami radości topniała, łzy dobywały się z oczu i czułem potrzebę wywnętrzenia się iokazania mych uczuć.Przed udaniem się bardzo pózno na spoczynek, upadłem na kolana i gorąco podziękowa-łem Bogu za wszystko, co dziś otrzymałem.Noc przepędziłem bardzo niespokojnie, budząc się co chwila i nie mogąc doczekać poran-ka.Nareszcie wzeszło wspaniałe, upragnione słońce, zapowiadając najpiękniejszą pogodę.Ucieszyło mię to niezmiernie, gdyż mogłem bezpiecznie przedsięwziąć nową wycieczkę naokręt.Przybywszy nad brzeg morski, zastałem tratwę przywiązaną do drzewa.Natychmiast, ko-rzystając z odpływu morza, odbiłem od brzegu i dostałem się szczęśliwie na okręt.Tym ra-zem wziąłem ze skrzyni paczkę haków i gwozdzi, tuzin siekier, dwie kielnie, wielki świder,trzy topory, kilka hebli i duży brus z piaskowca do ostrzenia narzędzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]