[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przedstawiciele pierwszej setki słyszeli w słuchawkach bardzo słabe odgłosy syren, a grunt pod ich stopami drżał, jak gdyby zbliżało się trzęsienie ziemi.Poza tym trwała cisza, przerywana tylko ich własnymi chrapliwymi oddechami; od czasu do czasu któreś z nich krzyczało:- Dokąd?- Sax, gdzie jesteś?- Poszedł tam.I tak dalej.Rozmowy były dziwnie serdeczne, jak na straszliwy chaos, przez który musieli się przebijać.Idąc i rozglądając się dokoła Nadia niemal potknęła się o ciało martwego kota, leżące w przydrożnej trawie.Zwierzątko wyglądało, jak gdyby spało.Mężczyzna, za którym szli, nucił coś na ich kanale, jakieś stłumione, ciche dźwięki, które brzmiały jak: “bum, bum, badumdum dum”.Nadia pomyślała, że może to być temat Piotrusia z “Piotrusia i wilka”.Ich przewodnik najwyraźniej znał dobrze ulice Kairu, skręcał pewnie i bez zastanowienia w kolejne ciasne, tłumne uliczki mediny.Do muru miasta doprowadził ich w niecałe dziesięć minut.Przy ścianie dostrzegli dziurę w namiocie, za którą - w mroku, na południowym stożku Noctis - biegały pojedynczo lub w małych grupkach postacie w skafandrach.Nadii ten widok skojarzył się z ruchami Browna.- Gdzie jest Jeli? - krzyknęła nagle Maja.Nikt nie wiedział.Potem Frank wskazał ręką.- Patrzcie!W dole wschodniej drogi z Noctis Labyrinthus pojawiło się kilka łazików.Były to bardzo szybkie pojazdy o nieznanym kształcie, które posuwały się w górę, mimo mroku nie zapalając przednich reflektorów.- Kto to tym razem? - zapytał Sax.Obrócił się, chcąc zapytać o to ich przewodnika, ale mężczyzny już nie było, przepadł gdzieś w bocznych uliczkach miasta.- Czy jesteście ciągle na częstotliwości pierwszej setki? - zapytał jakiś nowy głos.- Tak! - odrzekł Frank.- A kim ty jesteś?Nagle Maja krzyknęła:- Czy to nie Michel?- Masz dobre ucho, Maju.Tak, to ja.Wiecie? Chcemy was stąd zabrać, jeśli oczywiście zgodzicie się pojechać.Wydaje nam się, że tamci systematycznie i kolejno eliminują wszystkich przedstawicieli pierwszej setki, którzy wpadną im w ręce.Przyszło nam więc do głowy, że może zechcielibyście się do nas przyłączyć.- Sądzę, że wszyscy jesteśmy gotowi bez namysłu to zrobić - oświadczył Frank - tylko powiedz mi, Michel, w jaki sposób?- Cóż, to jest najtrudniejsza część tego przedsięwzięcia.Czy ktoś was przyprowadził do muru miasta?- Tak!- Wspaniale.To był Kojot, doskonale wypełnia tego typu zadania.Hmm.poczekajcie chwilę.Postaramy się odwrócić ich uwagę, a wtedy biegnijcie prosto do odcinka muru przed wami.W ciągu zaledwie kilku minut, które ciągnęły się jak godzina, miastem wstrząsnęły liczne wybuchy.Przyjaciele dostrzegli na północy, w pobliżu portu kosmicznego, jakieś błyski światła.Potem znowu odezwał się Francuz:- Zapalcie na chwilę światło w kierunku wschodnim.Sax przysunął się do ściany namiotu i włączył reflektor, na krótko oświetlając stożek okryty tumanami pyłu i dymu.Widoczność spadła do stu metrów lub mniej i wydawała się z każdą chwilą coraz słabsza.- Pełny kontakt - oświadczył Michel.- Teraz przetnijcie ścianę i wyjdźcie na zewnątrz.Jesteśmy tuż za nią.Ruszymy natychmiast, gdy tylko znajdziecie się w śluzach powietrznych naszych roverów.Bądźcie gotowi.Ilu was jest?- Sześcioro - odparł Frank po chwili.- Cudownie.Mamy dwa pojazdy, więc nie będziemy się musieli zbytnio tłoczyć.Kierujcie się po troje do każdego, dobrze? Przygotujcie się, a potem wykonajcie to błyskawicznie.Sax i Ann zaczęli się wcinać w tkaninę namiotu małymi nożami z przyborników na nadgarskach kombinezonów; początkowo wyglądali jak kociaki usiłujące rozdrapać pazurami fałdy materii, ale szybko zrobili wystarczająco duże otwory, aby mógł się przez nie przecisnąć dorosły człowiek.Sześcioro przyjaciół zaczęło przechodzić na drugą stronę ponad wysokim do pasa murem i nagle znaleźli się na zewnątrz, na wygładzonym regolicie przy skraju ściany.Słyszeli, jak za nimi wybucha elektrownia; błyski rozświetlały zniszczone miasto, przecinając pylistą mgłę jak fotograficzne flesze i zamierając na niebie na krótką chwilę, zanim zniknęły w ciemnościach [ Pobierz całość w formacie PDF ]