[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tourill, kiedy o tym teraz rozmawiamy, podziela całkowicie moje zdanie.Jego entuzjazm dla Autonomii Etnicznej bardzo mnie cieszy.Potrzebujęwsparcia, argumentów, bo Gruyer jak zwykle wykłada swoje bardzo ostro iprzekonująco.- Zyskalibyśmy chwilowy pozór rozwiązania sprawy i pewność, że zkażdym rokiem będziemy wobec poczynań imigrantów coraz bardziejbezsilni - podsumowuje swą długą wypowiedz.- Taka autonomia etnicznato bardzo sprytnie ukryty zalążek państwa narodowego.Tourill bierze na siebie cały ciężar sporu.O dziwo, Van wydaje się byćpo stronie Gruyera, choć odzywa się raczej mało - w końcu to nie sąsprawy należące do jego kompetencji.Chociaż nie, nic dziwnego.Po rozmowie z Marika -prawie dwie godziny,choć oczywiście bez żadnych konkluzji, prócz woli następnego spotkania -wystarczyła mi krótka wymiana zdań, by odkryć, że Van nie lubi tej ko-biety.Mówi o niej, że jest sztuczna i gra.Wcale nic takiego niezauważyłem.Sądzę, że to irracjonalne.Van od kilku lat jest moją prawą ręką, spędzaze mną więcej czasu niż ktokolwiek inny - i czasami na swój sposób bywao mnie zazdrosny.Muszę o tym pamiętać; we wszystkim, co dotyczyMariki, jego rady będą stronnicze.Na szczęście znam się na ludziach.Pozwalam Tourillowi, aby stawiałczoło Gruyerowi i Vanowi, kiedy uporczywie szukają dziur w pomyśle.Toprzydatne, mieć współpracowników, którzy tak szczegó-lancko starają sięwykazać złe strony sprawy.Nie odzywam się - słucham, co mają dopowiedzenia.Zbieram materiał do podjęcia decyzji.Marika ma też bardzo szczególny sposób chodzenia, kołysze biodramibardzo nieznacznie, ale w sposób znamionujący jakąś niezwykłą gibkość isprężystość ciała."To niewiarygodne.Van usiłował mi się przeciwstawić.Musiałempodnieść na niego głos, żeby przypomnieć, jaki charakter mają naszewzajemne stosunki.Przywołany do porządku, zabrał się jak niepyszny do wykonywaniamoich poleceń.Ale czuję niesmak, że musiałem sięgnąć po taki ton.Trudno, to jego wina.Pozycja osobistego sekretarza sprzyja pewnejzażyłości, którą czasem trzeba powściągnąć, by nie zaszła za daleko.Najśmieszniejsze, że poszło o kompletne głupstwo -zmianę terminarza.Zbliża się ósma wieczór, najbliższe dni zapowiadają się bardzo stresujące imam ochotę trochę odetchnąć.Odwołanie kurtuazyjnej obecności na raucie Towarzystwa EdukacjiRegionalnej poszło gładko - wydarzenia w Avesnelles dały mi na szczęściedoskonały pretekst do wykręcania się od podobnych imprez przeznajbliższych kilka dni.Natomiast nieoczekiwanie Van uparł się, żebymprzyjął tego Des Paula.%7łe za długo już czeka, że ta sprawa może miećznaczenie.Potem, przekonawszy się, że podjąłem już decyzję, zwłóczyłparęnaście minut i nagle, niby przypadkiem, podetknął mi tę wiadomośćsprzed kilku tygodni.Kilka zdań z prośbą o natychmiastowe przyjęcie. Strzeż się swoich snów." I coś tam jeszcze, z zapewnieniami o wadzesprawy.I głupkowate czekanie Vana, czy jednak go jeszcze dziś nieprzyjmę.Wściekłem się, jeszcze teraz nie mogę o tym myśleć bez złości.Tego brakuje, żebym zmieniał plan dnia na skutek jakiejś aluzji do moichsnów.Oczywiście, ja wiem, to musi być przypadkowe, ale właśnie takichprzypadkowych zbieżności trzeba się najbardziej wystrzegać. SnyMathieu-Ricarda!".Piękny nagłówek do NewsNetu, nie?Tak czy owak, kazałem mu sprowadzić na wieczór Marlenę.No, i jeszcze coś.Kazałem jej powiedzieć, żeby przyszła z płowymiwłosami.Nie mówiłem nic więcej, tylko: Płowe włosy".Pewnie się i tak domyślił.No i niech się domyśla.Nic mnie to nie obchodzi."Przyjaciele z młodości to dla człowieka o mojej pozycji prawdziwazmora.Każdy dureń, który zrządzeniem losu znalazł się kiedyś w pobliżu,z niewiadomych przyczyn jest głęboko przeświadczony, że zapisał się nazawsze w twojej pamięci i że żyć nie możesz z tęsknoty za jego głupiągębą.Tak że jeśli przypadkiem da ci szansę, żebyś mu coś załatwił, towprawi cię tym samym w najgłębszy zachwyt.Dwadzieścia, trzydzieści lat temu żaden z nich nie pomyślałby nawet, żemógłby coś dla mnie zrobić.A teraz, kiedy jestem facetem z pierwszejdziesiątki polityków Europy, byłym dwukrotnym szefem departamentówSekretariatu Komisji, deputowanym od sześciu kadencji, mocnymkandydatem do przewodniczenia Komisji Wspólnot - teraz dopieroprzekonuję się, ilu miałem w swoim życiu kumpli.I każdy dokazuje cudówpomysłowości, żeby jakoś do mnie dotrzeć, licząc, że mu coś załatwię.Adlaczegóż by nie, skoro mogę załatwić wszystko, na co tylko mi przyjdzieochota, skoro mam dojścia wszędzie, gdzie tylko można mieć dojścia, iskoro jesteśmy starymi kumplami? Przecież wszyscy mają jakichś kumpli,którzy im coś załatwiają.Więc cóż dziwnego, że moi starzy kumplespodziewają się tego po mnie?Podusiłbym tych sukinsynów gołymi rękami.A przynajmniej powiedział,gdzie ich mam, wszystkich razem i każdego z osobna.Ale nie mogę sobiena to pozwolić.Słucham, czego chcą, uśmiechając się nieszczerze, podej-mując wątek równie nieszczerych wspominków, i jeśli sprawa nie jestskomplikowana ani za bardzo nie śmierdzi, zlecam jej załatwienie Yanowialbo któremuś ze współpracowników niższej rangi.Każdy z takich starych kumpli to potencjalna bomba.Każdy możepewnego dnia naopowiadać mediom najgorszych bredni na twój temat, cotylko mu do głowy przyjdzie - i jako wspomnienia twojego starego kumplabędzie to dla ludzi wiarygodne.To nic, że natychmiast zaprzeczysz.Uwierzyliby twoim zaprzeczeniom tylko wtedy, gdybyś miał wysokienotowania w sondażach - zresztą wtedy media nawet nie ośmieliłyby sięna podobne publikacje.Ale jeśli przypadkiem akurat zebrały się nad tobączarne chmury, takie zaprzeczenie będzie tylko uznane za jeszcze jedendowód, że stary kumpel mówi prawdę.Jeśli dołujesz w sondażach,wszystko zawsze obróci się przeciwko tobie, cokolwiek byś robił.Możesznawet wygrać z takim sukinsynem proces, zedrzeć z mediów dowolneodszkodowanie - nic już nie pomoże; zanim sąd się zdąży zebrać, wyborcyjuż dawno wydadzą i wykonają wyrok.Już widziałem parę obiecujących karier, które się skończyły w tensposób [ Pobierz całość w formacie PDF ]