RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wstrzymaj się. %7łe jak?  wyrwało mu się z ust. Pozwól, by wyprzedziła cię fama i legenda.Są tacy, którzy o to zadbają.Cort spojrzał gdzieś za ramię rewolwerowca. Swoją drogą, to głupcy.Niechajwyprzedzi cię fama.Niechaj rośnie twój cień.Niech twoja twarz pokryje się za-rostem.Niech ściemnieje. Uśmiechnął się groteskowo. Kiedy tylko da imsię trochę czasu, słowa mogą nawet zaczarować czarodzieja.Rozumiesz, o co michodzi, rewolwerowcze? Tak. Czy skorzystasz z mojej ostatniej rady?Rewolwerowiec zakołysał się na piętach  przykucnięta, zadumana postać,w której można było dojrzeć cień mężczyzny.Spojrzał na niebo, które nabierałogłębi, purpurowiało.Skwar dnia osłabł; burzowe chmury na zachodzie zapowia-dały deszcz.Widły błyskawic dzgały odległe o wiele mil łagodne wzgórza.Zanimi wznosiły się góry, a jeszcze dalej wysokie fontanny krwi i obłędu.Rewol-werowiec był zmęczony, zmęczony do szpiku kości, a może jeszcze bardziej.Ponownie spojrzał na Corta. Dziś wieczorem pochowam mojego sokoła, nauczycielu, a potem pójdę domiasta i uprzedzę wszystkich, którzy będą się o ciebie martwić w burdelu.Wargi Corta rozchyliły się w bolesnym uśmiechu i zasnął.Rewolwerowiec spojrzał na chłopców. Zróbcie nosze i odnieście go do domu  powiedział. A potem spro-wadzcie pielęgniarkę.Nie, lepiej dwie pielęgniarki.Dobrze?Wbijali w niego wzrok, sparaliżowani onieśmieleniem, którego nie byli w sta-nie przełamać.Czekali, czy nad jego głową nie pojawi się ognista korona, a twarznie zmieni się w pysk wilkołaka. Dwie pielęgniarki  powtórzył rewolwerowiec i uśmiechnął się.Chłopcy odwzajemnili uśmiech. Ty cholerny koniuchu!  wrzasnął nagle Cuthbert, szczerząc zęby. Niezostawiłeś nam do obgryzienia nawet jednej kostki. Zwiat nie kończy się za dwa tygodnie  stwierdził rewolwerowiec, cytującz uśmiechem stare przysłowie. Allen, ty maślany dupku.Rusz tyłek.Allen zajął się sporządzeniem noszy; Thomas i Jamie pobiegli razem do głów-nego budynku i izby chorych.128 Rewolwerowiec i Cuthbert spojrzeli na siebie.Zawsze byli ze sobą najbliżej tak blisko, jak to możliwe, biorąc pod uwagę mroczne strony ich charakterów,w oczach Cuthberta płonął nieskrywany entuzjazm i rewolwerowiec miał wielkąochotę poradzić mu, by nie stawał do próby w ciągu najbliższego roku, a nawetosiemnastu miesięcy, w wypadku gdyby on sam ruszył na zachód.Przeżyli jed-nak razem bardzo wiele i nie sądził, by mógł wygłaszać tego rodzaju rady, nieryzykując, że zostaną potraktowane jako przejaw protekcjonalności.Zaczynamkombinować, przeleciało mu przez głowę i był tym lekko skonsternowany, a po-tem przypomniał sobie o Martenie i matce i na jego wargach pojawił się uśmiechszalbierza.Będę pierwszy, pomyślał, nareszcie zdając sobie z tego tak naprawdę sprawę,chociaż przedtem dumał o tym wiele razy, aż do ogłupienia.Będę pierwszy. Chodzmy  rzucił. Z przyjemnością, rewolwerowcze.Wyszli przez wschodnie drzwi okolonego żywopłotem korytarza.Thomas i Ja-mie wracali już z pielęgniarkami, które wyglądały jak duchy w ciężkich białychszatach, ozdobionych czerwonymi krzyżami. Czy mam ci pomóc z sokołem?  zapytał Cuthbert. Tak  odparł rewolwerowiec.Pózniej, kiedy przyszedł zmierzch, a wraz z nim ulewne burzowe deszcze;kiedy po niebie przetaczały się ogromne widmowe chmury, błyskawice zaś ską-pały w błękitnym ogniu kręte uliczki podzamcza; kiedy konie stały w stajniachze spuszczonymi łbami i obwisłymi ogonami, rewolwerowiec wziął sobie kobietęi przespał się z nią.To było szybkie i dobre.Gdy dobiegło końca i leżeli obok siebie bez słowa,o dachy zagrzechotał krótko grad.Gdzieś daleko na dole ktoś grał ragtime  HeyJude.Umysł rewolwerowca zwrócił się do wewnątrz.To właśnie w tej zbryzga-nej gradem ciszy po raz pierwszy przyszło mu do głowy, że może być równieżostatni.* * *Rewolwerowiec nie opowiedział oczywiście chłopcu tego wszystkiego, leczJake i tak musiał domyślić się większości.Już wcześniej zdał sobie sprawę, że towyjątkowo pojętny chłopiec, niewiele różniący się pod tym względem od Cuth-berta, a nawet Jamiego. Zpisz?  zapytał. Nie.129  Czy zrozumiałeś, co ci opowiedziałem? Czy zrozumiałem?  powtórzył chłopiec z ostrożnym szyderstwem.Czy zrozumiałem? Chyba żartujesz? Nie  odparł rewolwerowiec, ale trochę się zjeżył.Nigdy wcześniej nie opowiadał nikomu o swojej inicjacji, budziła w nim bo-wiem ambiwalentne uczucia.Sokół stanowił oczywiście jak najbardziej akcepto-walną broń, lecz był również fortelem, i zdradą.Pierwszą z wielu. Czy przygo-towuję się do tego, by rzucić chłopca człowiekowi w czerni? Zrozumiałem  stwierdził Jake. To był rodzaj gry, prawda? Czy doroślizawsze muszą prowadzić gry? Czy wszystko musi być pretekstem do kolejnejgry? Czy mężczyzni w ogóle dojrzewają, czy tylko stają się pełnoletni? Nie wiesz jeszcze wszystkiego  mruknął rewolwerowiec, starając się po-wstrzymać budzący się w nim powoli gniew. Nie.Ale wiem, czym jestem dla ciebie. Czym mianowicie?  zapytał cierpko rewolwerowiec. Pokerowym sztonem.Rewolwerowiec miał ochotę podnieść z ziemi jakiś kamień i rozwalić mu gło-wę.Zamiast tego ugryzł się w język. Idz spać  powiedział. Chłopcy muszą dużo spać.Przypomniał sobie słowa Martena:  Odejdz i zatrudnij czymś rękę.Siedział sztywno w ciemności, przerażony (po raz pierwszy w swoim życiu;po raz pierwszy przerażony czymkolwiek) pogardą do samego siebie, na jakąmógł się skazać.* * *Po następnym popasie tory zbliżyły się do podziemnej rzeki i natknęli się naPowolne Mutanty.Jake zobaczył pierwszego i głośno krzyknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl