[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W smukłych kieliszkach podano czerwone wino.Drewniane misybyły pełne surówek.Czuć było ostro-słodki aromat miętowej galaretki,równie smakowity jak woń soczystych mięs i masłarozsmarowywanego na świeżutkim pieczywie.Wszyscy solidarnie uczestniczyli w przygotowaniu tej uczty nawet Stuart, który równiutko ułożył na stole stare, lniane serwetki izadziwiająco wielkie, jak twierdził, antyczne noże i widelce.Thibaultwniósł półmisek pomarańczowych bulw pochrzynu.Margon zasiadł u szczytu stołu.Długie, gęste, kasztanowe włosyrozpuścił na ramiona; koszulę w kolorze burgunda nosił rozpiętą podszyją.Siedział plecami do wschodnich okien, za którymi widać było woddali pojedyncze sylwetki reporterów szukających sensacji wdębowym lasku, rozświetlonym białym jeszcze światłempopołudniowego słońca.Gdy wreszcie wszyscy zajęli miejsca za stołem, Margon wezwał dokrótkiego dziękczynienia i pochylił głowę.- Margon Bezbożny dziękuje bogom - szepnął Felix, mrugającporozumiewawczo do Reubena, który znowu siedział z uśmiechniętąLaurą naprzeciwko niego.Zaraz jednak zamknął oczy, a pozostaliwzięli z niego przykład.- Mówcie, czego pragniecie, tej sile, która rządzi wszechświatem -rzekł Margon.- Może dzięki nam stanie się ciałem i pokocha nas tak,jak my ją.Znowu zapadła cisza.Przyjemny, pracowity deszcz powoli zmywałświat do czysta i poił go.Szczapy drewna syczały i pluły iskrami, apłomienie tańczyły na tle pociemniałych cegieł.Z kuchni dobiegałyłagodne tony muzyki - znowu fortepianowej i znowu Erika Satie -Gymnopedie No.1.Och, ludzkość rodem z tej drobiny żaru mknącej przez śmiesznyUkład Słoneczny, zagubiony w maleńkiej Galaktyce, mknącej przezbezmiar kosmosu, potrafiła kiedyś tworzyć muzykę, pomyślał Reuben.Może Stwórca tego wszystkiego usłyszy ją kiedyś, jako formęmodlitwy? Kochaj nas, kochaj nas tak, jak my kochamy Ciebie.Stuart, który usiadł między Feliksem i Thibaultem po drugiejstronie stołu, ubrany w biały T-shirt i dżinsy, zaczął płakać.Skrzywioną twarz osłonił wielką dłonią, a jego szerokie barki przezchwilę unosiły się i opadały bezgłośnie.Wreszcie znieruchomiał itylko spod jego zaciśniętych powiek płynęły łzy, jakby nadal byłmałym dzieckiem.Jasne, kręcone włosy spiął tego dnia z tyłu głowy, odsłaniającmasywne kości twarzy, szeroki nos z mrowiem piegów -naprawdę byłwciąż tylko wyrośniętym chłopcem.Spoglądając na niego, Laura przygryzła wargę.Widząc, że jestbliska płaczu, Reuben uścisnął jej dłoń.Jemu także udzieliły się teemocje, mącąc tylko nieznacznie poczucie głębokiego szczęścia.Tendom był dziś pełen życia, które - choć mieściło w sobie chwile grozy iczasem prawie go miażdżyło (ale tylko prawie!) -mimo wszystko byłożyciem wprost z najpiękniejszych snów.Margon uniósł głowę.Chwila cichej modlitwy dobiegła końca.Potoczył wzrokiem po twarzach zebranych.Ożyli.Podawali sobie talerze, dolewali wina, smarowali masłemgorący chleb i mięciutkie bułki, delektowali się aromatem czosnkowejoliwy, nakładając łyżkami surówkę, i kładli na starych, kwiecistych,porcelanowych talerzach wielkie kawałki mięsa. Cóż mogę wam zaoferować? spytał Margon, jakby przez całyten czas rozmawiali, a nie zajmowali się tysiącem nieistotnych, a takabsorbujących spraw. W jaki sposób pomóc w tej podróży, którąrozpoczęliście?Wziął zdrowy łyk gazowanej wody ze szklanki stojącej obokkieliszka na wino, którego nie używał.Zaraz też sięgnął po solidnąporcję gorących brokułów i cukinii, a także karczochów.Sporykawałek gorącej bułki posmarował masłem. Oto najważniejsze sprawy, o których musicie wiedzieć.Przemiana jest nieodwracalna.Gdy krzyżmo się w człowiekuzakorzeni, staje się on Morphenkindem - bo tak się nazywamy iżadnym sposobem nie można tego odczynić.Stuart przestał płakać równie nagle, jak wcześniej zaczął.Pożerałteraz niewiarygodne ilości jagnięciny tak łapczywie, że Reuben bał się,czy się nie udławi.Raz po raz zerkał błękitnymi oczami na Margona,słuchając wykładu.A Margon, podobnie jak poprzedniego wieczoru, przemawiałprzyjemnym, spokojnym i niemal pokornym głosem.Miał przy tym wsobie siłę perswazji, wewnętrzną moc.Jego ogorzała, złotobrązowatwarz łatwo odzwierciedlała emocje.Czarne oczy otoczone gęstymirzęsami nadawały jego rysom dramatyzm, chwilami kontrastujący złagodnością jego słów. W całym swoim życiu ciągnął, nieświadomie gestykulującsrebrnym widelcem - nie spotkałem jednak nikogo, kto prawdziwiepragnąłby przemianę odczynić.Są jednak tacy, którzy przeżywszy ją,zmierzają ślepo wprost ku zatraceniu, do-prowadzeni do szaleństwa pragnieniem polowania.Zaniedbująwszystkie inne aspekty życia i w końcu zostają zniszczeni przez tych,którzy polują na nich.Wy jednak nie musicie się tego obawiać.%7ładne zwas tu Margon spojrzał także na Laurę nie jest bowiem typemgłupca ani hulaki, by postradać taki dar losu.Stuart chciał o coś spytać,ale Margon uciszył go gestem. Pozwól, że skończę powiedział. Krzyżmo niemal zawszezostaje przekazane przypadkiem.Możemy je przekazać, wyłączniebędąc w naszej wilczej postaci [ Pobierz całość w formacie PDF ]