[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie można bowiem burzyć przyzwyczajeń, nie można pętać burzy.Co to za sens, żyć bez irytacji, bez wzruszeń nagłych i silnych.Jakoś jednak w tej Polsce, mimo głupich gadań, jednak jest lepiej.Tu umieją znaleźć podnietę dla temperamentu, temat do rozprawy, powód do bitwy, „platformę” dla plotek, punkt zaczepienia do jadowitej korespondencji w „Dzwonku lubartowskim”.Zamówiłeś pokój w Zakopanem, przyjeżdżasz, a w twoim pokoju dama mieszka i piersiami drzwi barykaduje.Ach, jakaż miła przygoda! Śpisz w wannie, — czy to nie śmieszne? Obok jest jakiś przybytek, mocno niespokojny i szumiący wodą, więc marząc, masz poetyckie widzenia, że śpisz w dolinie, J)gdzie pachną kwiaty i szumią siklawy.Czy to nie ładne? Okradną cię za dwa dni i zostajesz w jednej bie—liźnie, daleko od domu.Cudzoziemiec miałby co do opowiadania na całe życie, a ty się.tylko uśmiechasz wesoło.Złamiesz za trzy dni nogę, bo w mostku była dziura i umierasz z radości, gdyż sobie takim tanim kosztem przedłużasz urlop, Jednem słowem w polskiem miejscu kuracyjnem żyjesz całą piersią, w ciągłym ruchu, wciąż podniecony, w wiecznej ciekawości, co ci każą zapłacić, roześmiany i szczęśliwy.Ale to nie wszystko! Ha! W nieskończoność można mnożyć przykłady,, jak nudno jest na szerokim świecie, a jak bujne jest życie polskie, jak odmienne i w objawach swoich zgoła niespodziane.Kiedy na tym utartym, szerokim gościńcu świata przyjdziesz do banku, za pięć minut wypłacą ci twoje pieniądze pod jednym warunkiem, że nie sfałszowałeś czeku.Aż się mdło robi… Tymczasem u siebie przeżywasz w takiej okazji momenty silnych wzruszeń.Masz przedewszystkiem wiele czasu, aby się przypatrzeć życiu we wnętrzu banku: więc widzisz panienki nadobne, pijące herbatę, patrzysz z zazdrością, jak pan naczelnik oddziału czyta gazetę, a inny łapie wesołą muchę, która z nim igra; posuwasz się w kolejce, przed tobą dziesięciu żydów, a za tobą jedenastu, kiedy zaś dojdziesz do okienka Sezamu, wtedy ci wesoły i bardzo uprzejmy pan powiada, że bardzo źle zrobiłeś, nie przylepiwszy na czeku marki stemplowej za trzy i pół grosza.Co wtedy czynisz? Uśmiechasz się z własnego roztargnienia i biegniesz na miasto, aby kupić tę markę.Jesteś podniecony, co ci działa dobrze na trawienie.Pytasz policjanta, gdzie można kupić markę? Policjant nie wie, bo i skąd ma wiedzieć? Śmiejesz się sam z tego przypuszczenia, że policjant miałby o tem wiedzieć.Więc chodzisz od sklepu do sklepu, w jednym ci proponują musztardę, w drugim zalecają świeże śledzie, w dziesiątym trumnę, ale nigdzie nie mają marki.— Wreszcie znajomy twojego znajomego powiada ci:— Niech pan spróbuje w tym sklepie naprzeciwko!— Ha! ha! — śmiejesz się, jak opętany, — ależ tam sprzedają powidła!—To nic! Raz jednak moja ciotka dostała tam marki.Przypuśćmy, że wreszcie kupiłeś markę.Jak szczygieł wesoły, wracasz do banku, ale bank jest już zamknięty.Przechadzasz się tedy wesoło i wracasz nazajutrz po pieniądze, na które wydał ci czek twój przyjaciel.Znowu ogonek, żydy z przodu, żydy z tyłu, ale wreszcie z tryumfem wręczasz swój czek i przygotowujesz.wielką tekę skórzaną na pieniądze.Urzędnik uśmiecha się do ciebie przyjaźnie i powiada:— Proszę pana, czek nie ma pokrycia…Zataczasz się ze śmiechu; bo czyż to nie jest żartem wybornym posyłać kogoś do banku z czekiem, na który nie ma pokrycia? Każdy idjota dając ci czek, miałby w banku pieniądze, ale człowiek z fantazją robi zawsze dobre żarty.Zdarza się jednak, że pieniądze są.Co czynisz wtedy? Wtedy zdejmujesz kapelusz, bo interes interesem, bank bankiem, a polska grzeczność grzecznością.Rozmawiasz z kasjerem, albo witasz się, głośno uradowany ze znajomym, bo to kopę lat i t.d., bo to góra z górą i t.d.Potem bierzesz kapelusz, który jeszcze jest i chcesz zabrać pieniądze, których już nie ma.Wobec czego przypominasz sobie, że się koło ciebie kręcił jakiś złodziejaszek.A już najśmieszniejsze historje wyprawiają poza Polską — na świecie, — kobiety.Ach, cóż za cudactwa, jakie fanaberje! W głowie się mąci od tych wynalazków tego niby „wielkiego świata”, od tych oszukańczych awantur.Bo pomyślcie: jesteś w Paryżu i idziesz się zabawić.Gdzieś z pod ziemi, czy też raczej z pod dywanu, zawsze wyrasta tam kobieta.Śliczczna, — niema co mówić, — strojna, doskonale ubrana.Ale ci jest nieswojo.Muzyka szaleje, wino ciska „i siebie perły, światło szaleje i ludzie szaleją [ Pobierz całość w formacie PDF ]