RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karolina zwinęła jego poplamioną koszulę.— Co mam z tym zrobić?— Schowaj to jakoś.— rozejrzał się.— O, do tej teczki.A potem wyrzuć tak, żeby Chanda tego nie zauważył.Dba o mnie, jak gdybym miał pięć lat, a nie prawie dwadzieścia razy więcej.O czym mówiłem? Ach, mniejsza o to! A więc podoba się panu.— Wyciągnął rękę i z niespodziewaną siłą uniósł lekko figurkę ku oczom.— Piękna, prawda? Chodźmy! Mój żołądek mówi mi, że za chwilę lunch! Czy podasz mi ramię, Karolinko? Chanda zwykle przyprowadza mnie tu i odprowadza z powrotem.Myślałem nawet o fotelu na kółkach, żeby się usamodzielnić.Ale to byłaby kapitulacja, prawda? Zupełna kapitulacja!— Jeszcze całe lata dzielą cię dziadku od fotela na kółkach! — powiedziała Karolina z przekonaniem.— Chodźmy!Generał ujął ich oboje pod ręce i ruszyli z wolna grzbietem skalnej ostrogi ku bramie parku.Joe obejrzał się.— Pozostawia pan tak tę złotą figurkę w pawilonie o otwartych drzwiach, panie generale?— A któż by ją skradł? Nikt obcy tu nie zachodzi, a po drugie, pawilon jest widoczny z domu.o widzicie.— wskazał im ruchem głowy najwyższe piętro Mandalay House, wynurzające się ponad drzewami.— Zresztą, stoi na pionowej skale, a pod nią jest morze.Nikt tam by nie mógł dobić, nawet przypadkiem.Można się tam tylko rozbić, gdy się nadpłynie z pełnego morza.A tylko jedna ścieżka prowadzi od strony domu.Zresztą, nikt nigdy nie wtargnął na teren posiadłości.Gdybym się mógł czegokolwiek obawiać, to raczej piątej kolumny, hi, hi, hi, to znaczy wroga wewnętrznego.Bo tylko on wiedziałby o tym, co tu ma wartość, a co nie.Zwyczajnemu opryszkowi nie przyszłoby nawet do głowy, że taki stojący na stole posążek może być szczerozłoty.Pomyślałby, że to jakieś pozłacane paskudztwo i nie tknąłby go!Był najwyraźniej w doskonałym humorze.Dochodzili już do pierwszych drzew, a szum fal w dole przycichł niemal zupełnie w ich uszach, kiedy na ścieżce ukazał się Chanda.Zbliżył się i powiedział skłaniając głowę przed generałem:— Za chwilę podadzą lunch i dlatego pozwoliłem sobie wyjść naprzeciw państwa, żeby się dowiedzieć, kiedy wydać dyspozycje kucharce.— Znacie się już? — zapytał generał.— Na pewno już się poznaliście! To Chanda, człowiek, którego mózg jest chyba częścią mego umysłu, oderwaną od mego ciała, poruszającą się samodzielnie i strażującą nad moimi uczynkami.Żyjemy tak długo pod jednym dachem i znamy się tak dobrze, że ani on, ani ja nie potrafimy niczego przed sobą ukryć.Teraz, na przykład, Chanda myśli z lekkim niepokojem o tym, że kura pieczona, której biała pierś jest moim ulubionym przysmakiem, może zbyt długo czeka już i będzie nieco suchsza, niż powinna być.Czy tak, Chando?— Tak, panie — Chanda skłonił głowę i uśmiechnął się lekko.— A gdybyś pozwolił mi zgadnąć, co myślisz w tej chwili, powiedziałbym, że rozbawiło cię i ucieszyło coś, o czym nie wiem, a poza tym, że praca twoja szła ci dzisiaj dobrze, co w sumie wprowadziło cię w doskonały humor.Nie wspomnę przy tym o pojawieniu się panny Beacon, co cieszy najbardziej także i moją nie mającą tu najmniejszego znaczenia osobę, jeśli podkreślając ten fakt nie urażę przy tym innych twoich miłych gości, panie.Skłonił głowę w kierunku Alexa, który uśmiechnął się, myśląc, że przed przyjazdem wyrobił sobie zupełnie inny obraz Chandy.Zamiast przysłowiowego, ślepo oddanego, milczącego azjatyckiego sługi widział przed sobą człowieka posługującego się nienaganną angielszczyzną i zachowującego tak swobodnie, jak gdyby był członkiem rodziny.Tylko strój opadający niemal do ziemi na ciemne, skórzane sandały, w które obute były bose nogi starego Birmańczyka, oraz pewna kwiecistość wymowy, choć ujęta jak gdyby w cudzysłów i najwyraźniej traktowana przez samego mówiącego nieco humorystycznie, przypominały ów teoretyczny model.— Nikogo nie urazisz, mój drogi! — Generał roześmiał się i ruszył z wolna ku domowi.— Wszyscy wiemy, że ta młoda osoba wpadła ci w serce przed laty i nie chce go opuścić! Gdybyś był o czterdzieści lat młodszy, polecałbym Karolinie wzmożoną czujność! Na szczęście, nie jesteś!— Na szczęście, nie jestem! — Chanda rozłożył ręce, złożył je ponownie na piersi i skłonił głowę idąc za posuwającą się noga za nogą trójką.— Gdybym nim był, ty, panie, także byłbyś młodszy.Mielibyśmy mniej doświadczenia, ale czy bylibyśmy szczęśliwsi?— Ja byłbym! Gdybym miał o czterdzieści lat mniej.— urwał na chwilę i poruszył głową, jak gdyby myśl uciekła mu nagle.— Byłbym teraz w Mandalay.Ha! W Mandalay, gdzie przykazań brak dziesięciu, jak powiadał ten mały poeta z wąsikiem, który wyglądał jak szczur, a miał serce tygrysa! Kipling.— Oczywiście! — mruknął Alex do siebie.— Kipling! Jak mogłem zapomnieć?.— Co mówisz? — Karolina pochyliła się ku niemu.— Nie dosłyszałam.— Och, nic.— Niestety — Chanda chrząknął.— Rzadko zdarza się w tym klimacie niebo bez jednej, chociażby niewielkiej, chmurki.Generał nagle zatrzymał się i bardzo powoli, jak gdyby obawiając się, że zbyt gwałtowny ruch głowy mógłby uszkodzić mu szyję i pochylone plecy, odwrócił się.— Co chcesz przez to powiedzieć?— Pan Jowett i pan Cowley doszli, jak mi się wydaje, do absolutnego braku porozumienia i myślę, że już wkrótce nabrzmiała chmura ich stosunków zapłonie ogniem błyskawic.Jeżeli mam być szczery, usłyszałem przypadkiem pierwsze grzmoty i dostrzegłem pierwsze błyskawice.Kiedy przechodziłem obok pracowni w parku.— zrobił ręką nieokreślony ruch w kierunku gęstych zarośli rozciągających się w lewo — doszły mnie przez otwarte drzwi słowa, którymi, o ile wiem, dwaj angielscy gentlemeni nie okazują zwykle nadmiernej wzajemnej serdeczności.Generał wysunął dłoń spod ramienia Alexa, machnął ręką i odwróciwszy się, ponownie ruszył przed siebie, wsparty na ramieniu Karoliny.— Jeżeli o mnie chodzi, gentlemeni ci mogą sobie nawzajem poprzegryzać gardła! — powiedział z przekonaniem.— Ale chciałbym, żeby to się stało w dzień po ukończeniu wszystkich prac.Już niewiele czasu im zostało.Za dwa tygodnie zakończymy nasze eksperymenty, będę miał skompletowane dane do mojej książki i ostatnie dwie kopie posągów opuszczą pracownię.Wtedy rozbierzemy ten przeklęty piec.— zwrócił się ku Karolinie.— Kiedy wieje zachodni wiatr, cały dom jest pełen dymu! Ten piec hutniczy kopci, jakby w ogrodzie usadowił się wulkan! Ohyda! Zawsze nienawidziłem miast, bo nie znoszę zanieczyszczonego powietrza! A teraz sam je sobie tu wymyśliłem! Ale to już tylko dwa tygodnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl