[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moja obecność była przeszkodą, ale Jowett wziął mnie na siebie.Wiedział, że zawsze może liczyć na kilkanaście minut rozmowy ze mną i odciągnięcie mnie od pawilonu.Zresztą plan ich był prosty: skoro Plumkett ma się zjawić o pół do dwunastej, oni uderzą jak najwcześniej.Mogli liczyć na to, że generał będzie miał pieniądze w pawilonie od rana.Co dnia przed ósmą do pawilonu zanosiła kawę pokojówka.Wystarczyło nasypać potężną dozę proszków nasennych i przyjść po godzinie.Poza tym wszystkim ów mityczny Plumkett też im się przydał w ich planach.To on mógł być w końcu winien, prawda? Mógł wtargnąć niepostrzeżenie, zatruć kawę, tak jak to zrobił Cowley, i zniknąć z pieniędzmi.Przed ósmą Cowley poszedł zatruć kawę.Kiedy zobaczył, że Karolina wyszła, wszedł do pawilonu, wsypał proszki do termosu, wymieszał je i pędem, zaroślami, pobiegł, okrążając dom z dala, do ogrodnika.Tam zamówił orchideę i wszedł do domu.Powitał Jowetta krótkim: „Ja zawsze wykonuję, co do mnie należy”, co choć powiedziane w innym kontekście, poinformowało Jowetta, że proszki zostały wsypane.Informacja ta była niesłychanie ważna, gdyż Jowett wiedział już, że musi mnie powstrzymać od przeszkodzenia Cowleyowi w wykonaniu drugiej części planu.Mianowicie Cowley miał teraz wziąć uśpionemu człowiekowi pieniądze.I zapewne zabrał je natychmiast po tym, jak zacząłem wraz z Jowettem iść alejką w kierunku domu, kiedy opuściliśmy balustradę, z której widać było wnętrze pawilonu.I to był ich cały wspólny plan.Jowett pożegnał się ze mną i ruszył do pracowni, gdzie czekał Cowley, który miał mu wręczyć do ukrycia pieniądze, a sam powinien był ruszyć natychmiast do oranżerii po kwiat, a później na spotkanie z Meryl.Ale nie wyruszył, bo zginął niemal natychmiast po wejściu Jowetta.— Skąd wiesz, na miłość boską?— Bo inaczej plan Jowetta nigdy by się nie powiódł! Przecież Jowett nie miał pojęcia o tym, że za dwadzieścia minut Hicks obejmie stanowisko na skale górującej nad pawilonem.Oczywiście Jowett zobaczyłby go, idąc do pawilonu i znajdując się jeszcze między krzakami.Wówczas musiałby się cofnąć.I skończyłoby się na tym, że wrzuciłby do morza ciało Cowleya, obciążone żelastwem, którego pełno jest w tej pracowni.Mógł podejść do samej krawędzi i będąc w ogóle niewidocznym nawet dla kogoś, kto by zobaczył spadające ciało, wrzucić Cowleya w głębinę, która rozpoczyna się tu od razu.Ale nie było nikogo.Jowett więc przebiegł tych kilka kroków po pomoście, chwycił Somerville’a, zabrał go do pracowni, zastrzelił i owinąwszy ciało w szmatę, żeby uniknąć umazania się krwią, wrócił, posadził staruszka za stołem i.ach tak, oczywiście, oderwał najpierw kawałek koszuli Cowleya i później wcisnął go w sztywniejącą rękę Somerville’a.Musiał mieć także oczywiście, przygotowaną kawę w zamkniętej, małej buteleczce.I to było jedyne jego naprawdę genialne posunięcie.Później ułożył na ziemi przed zabitym pistolet, na którym zapewne uprzednio odcisnął palce Cowleya i przyniósł broń zawiniętą w chustkę.Kiedy dotarł znów do pracowni.(a według moich obliczeń wszystko to trwało krócej niż moje opowiadanie o tym!) Pozostawało mu jeszcze tylko jedno: zdjął koszulę z umarłego Cowleya i odłożył na bok, ciało wsunął do jednego z worków, obciążył je żelastwem, zawiązał worek, wsunąwszy tam uprzednio tę flaszeczkę i zakrwawioną szmatę, w którą owinął Somerville’a, niosąc go do pawilonu, i cisnął z brzegu w przepaść.Wiedział, że jest tam głębina, a nikt nie usłyszy nawet plusku w dole.Później, spokojny, już powrócił do pracowni, zlikwidował ślady krwi i inne pozostałości swoich chwalebnych uczynków, ukrył pieniądze i mógł już spokojnie oczekiwać przebiegu wypadków.W najbliższym czasie ktoś odnajdzie ciało generała, a wraz z nim strzęp koszuli Cowleya i pistolet z jednym wystrzelonym nabojem, opatrzony odciskami palców inżyniera.Miał zaufanie do policji i zapewne do mnie.Wiedział, że śledztwo będzie prowadzone dokładnie.Musieliśmy skojarzyć sobie następujące fakty: Cowley był jedną z dwóch osób, które jeździły ostatnio do Londynu.Drugi fakt dowodzi, jak powiedziałem, jego geniuszu zbrodni! Otóż mógł być pewien, że sekcja wykaże zatrucie proszkami.Ale on, Jowett, nie mógł zatruć kawy! A kawa z cukrem, bez narkotyku, świadczyła o tym, że generała zastrzelił człowiek, który zatruł kawę i zamienił ją później! A więc nie on, lecz Cowley raz jeszcze! To było jego najpotężniejsze alibi! Wszyscy wiedzieli, że nie znosił Cowleya, a Cowley jego, a poza tym ta kawa!!! Ta kawa powinna przejść do roczników kryminalistyki, Ben! I miał mnie jako żelazne alibi! Oczywiście, jak każdy morderca, nie mógł wszystkiego przewidzieć.I pozostało pewne „ale.”— Jakie?— Nie wiedział, że dom jest otoczony i ucieczka Cowleya jest niemożliwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]