RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.“Inwestuj mądrze w nowe przedsięwzię­cia” - głosił napis na bibułce.- Jezu.- szepnęłam.BB zabrał mnie już kiedyś na wycieczkę po infoprzestrzeni, ale pozbawiona bezpośred­niego połączenia mózgowego, odczułam zaledwie drobną cząstkę tego co teraz.Różnica była taka sama jak między oglądaniem czarno-białej transmisji z pokazów ogni sztucz­nych a osobistym uczestnictwem w tym wydarzeniu.- Jak.jak to zrobiłeś? - wykrztusiłam.Zignorował pytanie.- Myślisz, że jutro uda ci się dokonać postępu w mojej sprawie?Jakoś zdołałam wziąć się w garść.- Przypuszczam, że jutro uda mi się ją rozwiązać - odparłam chłodno.No, może nie rozwiązać, ale przynajmniej ruszyć sprawy z miejsca.Po raz ostatni przed śmiercią Johnny posłużył się swoją kartą uniwersalną w barze na Renesansie.Ma się rozumieć, natychmiast tam zajrzałam i pogadałam z paroma stałymi bywalcami - barman był automatyczny - ale nie trafiłam na nikogo, kto przypominałby sobie Johnny’ego.Wpadałam tam jeszcze dwa razy, lecz bez rezultatu.Trzeciego dnia postanowiłam siedzieć tam tak długo, dopóki wreszcie czegoś się nie dowiem.Bar ani trochę nie przypominał ozdobionego drewnem i metalem lokalu, który razem z Johnnym odwiedziłam na TC2.Był bardzo ciasny i mieścił się na piętrze chylącego się ku upadkowi budynku niedaleko biblioteki, w której Johnny spędzał całe dnie.Z całą pewnością nie było to miejsce, gdzie wpadało się w drodze do transmitera, ale można było tu zajrzeć, jeżeli chciało się dyskretnie zamienić z kimś kilka słów.Tkwiłam przy barze od sześciu godzin i miałam już serdecznie dosyć solonych orzeszków i cienkiego piwa, kiedy do lokalu wkroczył jakiś stary flejtuch.Sądząc po tym, że skierował się prosto ku małemu stolikowi w głębi pomieszczenia i zamówił whisky, jeszcze zanim mechaniczny kelner zdążył zatrzymać się przy nim z sapnięciem pneuma­tycznych hamulców, był chyba stałym bywalcem.Podszed­łszy do niego stwierdziłam, że moja pierwsza ocena była zbyt pochopna; miałam przed sobą nie tyle zapijaczonego flejtucha, co po prostu jednego z setek zmęczonych, podobnych do siebie ludzi, jakich widziałam na ulicach w tej okolicy.Zmrużył podkrążone, smutne oczy i zmierzył mnie uważnym spojrzeniem.- Mogę się przysiąść? - zapytałam.- To zależy, siostro.Co sprzedajesz?- Chcę kupić.- Postawiłam na stoliku kufel z piwem i podsunęłam mężczyźnie zdjęcie przedstawiające Johnny’ego w chwili, kiedy wchodzi do transmitera na TC2.- Widziałeś kiedyś tego faceta?Stary człowiek zerknął na fotografię, po czym skoncen­trował uwagę na swojej whisky.- Może.Dałam znak kelnerowi, żeby przyniósł jeszcze raz to samo.- Jeżeli go widziałeś, to dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień.Staruszek parsknął ironicznym śmiechem i potarł szarą szczecinę na policzku.- Byłby to pierwszy taki pieprzony dzień od cholernie długiego czasu! - Zmierzył mnie badawczym spojrze­niem.- Ile? I za co?- Za informację, a ile - to już zależy od tego, czego się dowiem.A więc, widziałeś go, czy nie?Wyjęłam z kieszeni czarnorynkowy, pięćdziesięciomarkowy banknot.- Tak.Banknot znalazł się na stole, ale w dalszym ciągu nie wypuszczałam go z ręki.- Kiedy?- W zeszły wtorek rano.To by się zgadzało.Podałam starcowi banknot i wyjęłam z kieszeni następny.- Był sam?Mój rozmówca oblizał nerwowo wargi.- Niech no się zastanowię.Nie jestem pewien, ale.Siedział tam.- Wskazał stolik pod przeciwległą ścianą.- Tak, było z nim dwóch gości, a jeden z nich.Właśnie dlatego go zapamiętałem.- To znaczy dlaczego?Stary mężczyzna wykonał stary jak świat ruch imitujący liczenie pieniędzy.- Opowiedz mi o tych dwóch - zażądałam.- Ten młody, twój facet, był z jednym z tych, no wiesz.Pokazują ich ciągle w telewizji, razem z tymi ich cholernymi drzewami.Z drzewami?- Templariusz? - wykrztusiłam ze zdumieniem.Co templariusz mógłby robić w barze na Renesansie? Jeśli chciał załatwić Johnny’ego, to czemu był w swoim płaszczu? Było to tak, jakby klaun uznał za stosowne popełnić morderstwo w cyrkowym kostiumie i uciec nie wzbudzając niczyjego zainteresowania.- Tak, templariusz.Brązowy płaszcz, taki jakby trochę orientalny.- Mężczyzna?- Przecież mówię.- Możesz opisać go dokładniej?- Nie bardzo.Po prostu templariusz, i tyle.Wysoki był, sukinkot.Twarzy prawie nie widziałem.- A ten drugi?Starzec wzruszył ramionami.Drugi banknot położyłam na stole obok kufla.- Przyszli razem? - naciskałam.- Wszyscy trzej?- Nie wiem.Nie pamiętam.Zaraz, zaczekaj! Twój facet i templariusz przyszli pierwsi.Trzeci zjawił się później.- Opisz go.Mój rozmówca wezwał kelnera i kazał sobie przynieść trzeciego drinka.Zapłaciłam swoją kartą uniwersalną.- Taki jak ty - powiedział.- Bardzo podobny.- Niski? Silne ramiona i nogi? Luzyjczyk?- Chyba tak.Nigdy tam nie byłem.- Co jeszcze?- Łysy - dodał mój rozmówca.- Z takim czymś, co nosiła moja siostrzenica.Koński ogon.- Może kucyk?- Może - zgodził się bez oporów i wyciągnął rękę po banknoty.- Jeszcze kilka pytań.Kłócili się?- Nie.Chyba nie.Rozmawiali po cichu, chociaż o tej porze jest tu prawie pusto.- A co to była za pora?- Rano.Około dziesiątej.To także zgadzało się z zapisem wydatków.- Słyszałeś ich rozmowę?- Nie bardzo.- Kto najwięcej mówił?Starzec pociągnął spory łyk i potarł z namysłem czoło.- Najpierw gadał templariusz, a twój facet odpowiadał na pytania.Wyglądał na zdziwionego.- Może zdumionego?- Nie, tylko zdziwionego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl