[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kerra się nachmurzyła.To była główna trudność, z jaką musiała sięmierzyć, odkąd tu przyleciała.W Republice można było liczyć na swobodnydostęp do bazy danych, obejmującej większość znanych komercyjnych trasnadprzestrzennych.Niektóre były utajnione przez wojsko, a niektóre korporacje starały sięutrzymać nowo odkryte szlaki w tajemnicy, jeśli mogło im to przynieśćkorzyści.Jednak w przestrzeni należącej do Sithów było zupełnie inaczej.Wyłączając sieć łączności podprzestrzennej, Republika stworzyła barieręniewiedzy między przestrzenią Sithów a wewnętrznymi systemami.Niemogąc czerpać z danych zebranych przez republikańskich pilotów,Sithowie musieli opierać się na informacjach, które już posiadali oraz natym, co można było znalezć w bibliotekach i bazach danych, znajdującychsię na ich terytoriach.Tyle że odwieczne rozdrobnienie władzy wśródSithów poważnie odbiło się na zawartości tych ostatnich; poszczególnedominia często niszczyły nawzajem swoje ośrodki wiedzy, tak jakniedawno uczynił to Odion w walce z Daimanem.Na pokładzie jednego z myśliwców Daimana na Chelloi, jeszcze przedwydarzeniami na Darkknell, Kerra miała dostęp tylko do jednej trasynadprzestrzennej - tej, którą zgodnie z zamierzeniami Daimana statek miałobrać.Mapy oznaczałyby możliwości, także ucieczki.Kartografia była kluczem dowładzy, a Lordowie Sithów sukcesywnie ją zdobywali.Rusher klasnął głośno w dłonie.- Dobra, mam.Byllura.Kerra popatrzyła na mapę.- Byllura nie jest bliżej Republiki.Jest dalej - zauważyła.- Ato nie znaczylepiej.- Tutaj czasem znaczy.- Rusher dotknął przycisku i w powietrzu pojawiłysię linie współrzędnych, oznaczające ostatnie terytoria znane załodze Gorliwości".- Byllura należy do dzieci.- Jakich dzieci?- Nie wiem - odparł Rusher, przesuwając ręką po obrazie, żeby obrócićgwiazdy.- Nigdy nie byłem tak daleko.Ale podobno jest tam księstwo Sithów,którym rządzą dzieci.- Dzieci? - Brzmiało to jak motyw z kiepskiego republikańskiego holofilmu.Kerra wyobraziła sobie podwórkowe królestwa, rządzone przez wściekłychmałych Sithów o potarganych włosach.- Nie mówisz poważnie.- No cóż, nie wiem za wiele na ten temat.Zawsze wyobrażałem sobie, żeto jakiś rodzaj regencji z ukrytym ośrodkiem władzy i tak dalej.Kerra popatrzyła na pseudogwiazdy i wzięła głęboki oddech.Jeśli był tamktoś, kto pociągał za sznurki, to nie wyobrażała sobie, żeby taka sytuacjamogła się długo utrzymać - nie wśród Sithów.- Na ile aktualne są twoje informacje?- Wiem to od kogoś, kto był niedaleko.Sprawują władzę od co najmniejpięciu lat - powiedział Rusher.- Mnie też się to wydaje dziwne.Ci niżsirangą Sithowie nie należą do specjalnie cierpliwych.Wydaje się, że starywujek"powinien już się z nimi rozprawić.Albo stara ciotka", albo pałacowykucharz.Strona 73John Jackson Miller - błędny rycerz.txt Widząc uśmiech Rushera, Kerra siępoddała.Skoro odpowiadało mu to rozwiązanie, przekonywanie go doinnego mogłoby zająć kolejny tydzień.- Zdaje się, że nie mamy wyboru - stwierdziła.- Cokolwiek się stanie,chyba nie mogą być równie okrutni jak dorośli.- W twojej szkole Jedi były jeszcze inne dzieci, prawda? - spytał Rusher.-Spotkałaś wcześniej niektóre z nich.- Zerknął w kierunku wyjścia.- Toznaczy przed tym tygodniem.Nie zwracając na niego uwagi, Kerra ruszyła w stronę wyjścia.Byłomnóstwo do zrobienia, zakładając, że miejsce okaże się chociaż mniejwięcej odpowiednie, o czym nie była wcale przekonana.- %7ładne z nich nie opuści tego statku, dopóki nie zbadam tego miejsca,najemniku.- To terytoria Sithów, Jedi - zawołał za nią Rusher, najwyrazniej rozbawionytym określeniem.-Nie znajdziemy lepszego wyjścia.i nie znajdziemy raju,którego szukasz.- Wszedł po schodach i zobaczył Kerrę stojącą wdrzwiach.Obrzuciła go gniewnym spojrzeniem.Wzruszył ramionami i uniósł ręce.-Musi ci wystarczyć najlepsze, co możemy znalezć.Bo to oznaczanajmniejsze zło.Kerra popatrzyła na niego lodowato.Rusher odwrócił się do swojej załogi i uśmiechnął, znów przyjmując postaćwesołego pijaka.- Dobrze, że się nie pomyliłem.O mały włos nie powiedziałem najmniejsze piekło".- Jestem pewna - odparła Kerra - że to by pasowało.- Regencie-aspekcie! - zawołała dziewczyna.Tym razem nie był to rozkaz.Calician ocknął się z otępienia i spojrzał nastos pomarańczowych poduszek pośrodku pomieszczenia.Znowu sięzaczęło.Chłopak na szczycie pluszowej góry cały dygotał, a kropelki potuspływały po jego bladym czole.Gorączka powróciła.Quillan widział przyszłość.Przyszłość - a może cośtak dalece wykraczającego poza jego układ odniesienia, że wystawiało napróbę całąjego zdolność pojmowania.Człowiek wodził oczami po sali,szukając.czego?Słów? Quillan miał czternaście lat i nigdy jeszcze nie odezwał się wobecności Caliciana.Jego siostra Dromika klęczała przy nim, próbując opanować drgawkichłopca.Machając gorączkowo dłońmi przed twarzą słabowitego brata, starała sięprzykuć jego uwagę.Calician podszedł tak blisko, jak tylko się odważył.Jedynie droidyopiekuńcze miały prawo zbliżać się do blizniąt.On mógł zwracać się donich tylko ze swojego podium.Stojąc bliżej, mógłby dezorientowaćQuillana.Percepcja nastolatka była zbyt silna.To, co określało SaajaCalicianajako jednostkę, świeciło w Mocy, oślepiając chłopca.Dodatkowebodzce wzrokowe tylko by go oszołomiły.Dlatego właśnie, jak sobie terazprzypomniał, jego szaty miały ten sam kolor co ściany.Gdy jej brat się uspokoił, Dromika jak zawsze przemówiła w jego imieniu.- Regencie-aspekcie - powiedziała, wodząc palcem w powietrzu.- Regentma wyczuć nadejście nowych aspektów - rozkazała drżącym głosem.- Wyczuję nadejście nowych aspektów - powtórzył Calician.Krevaaki zamknął oczy, próbując się skoncentrować.Aspekty.Tak Quillan i Dromika nazywali wszelkie twory zewnętrzne, czy toorganiczne, czy elektroniczne.Bliznięta o oddzielnych ciałach, leczzłączone w Mocy - jeden byt, którego żadna siła znana nauceani alchemia Sithów nie mogła rozdzielić.Kiedy ich spotkał, mieli zaledwiepo pięć lat - bardzo niewiele jak na ludzi - i o ile Calician pamiętał, nigdyod tego czasu nie opuścili swojego Poddasza.A mimo to Calician od razu się zorientował, że reprezentują to, czegonajbardziej pożądał - potęgę.Prawdziwą potęgę, przekraczającąwyobrażenia wszystkich pretendentów spośród okolicznych Sithów [ Pobierz całość w formacie PDF ]