[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle i niespodziewanie moje marzenia prysły jak bańka mydlana, którą przekłuł pojawiający się niespodziewanie Sam.Miał na sobie bizantyński płaszcz, ale musiał się spieszyć, ponieważ pod płaszczem dojrzałem zwykły i normalny strój naszej teraźniejszości.Sprawiał wrażenie niespokojnego, zdenerwowanego.- Co ty tu robisz, do diabla? - zainteresowałem się.- Robię ci przysługę.- Tak?- Przecież powiedziałem.Muszę się spieszyć, nie chcę, żeby Patrol zainteresował się i mną.- To Patrol się mną zainteresował?- I lada chwila złapie cię za ten biały tyłek! - Sam nie wytrzymał.- Zbieraj go w troki i wynoś się stąd pełnym gazem! - wrzasnął.- Musisz się ukryć, najlepiej jakieś trzy, cztery tysiące lat stąd.No już, jazda!Zaczął zbierać te niewiele mych osobistych rzeczy, które leżały porozrzucane w pokoju.Złapałem go za rękę.- Mógłbyś powiedzieć, o co chodzi? - poprosiłem.- Siadaj i przestań zachowywać się jak szaleniec.Wpadasz jak jakaś zwariowana kometa.- Dobrze już, dobrze - przerwał mi Sam.- W porządku, wyja śnię ci wszystko przystępnie i pewnie mnie też aresztują.Niech będzie.Grzeszyłem, zasługuję na aresztowanie.I.- Sam.- Dobrze już, dobrze - powtórzył.Przymkną! oczy.- Moją teraźniejszością jest dwudziesty piąty grudnia.Wesołych Świąt! Parę dni temu - według mojego czasu - twoje drugie ja przyprowadziło wycieczkę wprost z Bizancjum.Sauerabenda i całą resztę.Wiesz, co się stało z tym twoim bliźniakiem, gdy tylko znalazł się w 2059?- Aresztował go Patrol Czasowy.- Gorzej.- Gorzej już być nie może.- On znikł, Jud.Stał się nieosobą.Przestał istnieć kiedykolwiek.Po prostu musiałem się roześmiać.- A to sukinsyn - powiedziałem, kiedy już mi przeszło.- Mówiłem mu, że to ja jestem rzeczywisty, a on jest czymś w rodzaju ducha, ale nie chciał mnie słuchać.Cóż, nie będę udawał, że go żałuję, bo.- Nie, Jud - przerwał mi Sam.Uspokoił się już i teraz, na odmianę, sprawiał wrażenie smutnego.- On był w każdym calu tak rzeczywisty jak ty, tyle że pod prądem.A ty jesteś w każdym calu tak nierzeczywisty jak on teraz.- Nie rozumiem.- Jesteś nieosobą, Jud, dokładnie tak jak on.Retroaktywnie przestałeś istnieć.Przykro mi to mówić, ale w ogóle nigdy nie zaistniałeś.To nie tylko twój błąd, ale i nasz.Działaliśmy tak szybko, że naszej uwagi umknął jeden drobny szczegół.Sam sprawiał wrażenie rzeczywiście zasmuconego.Zrozumiale - jak inaczej może wyglądać człowiek przynoszący przyjacielowi informację, że on nie tylko nie żyje, ale w dodatku w ogóle się nie urodził?- Co się stało, Sam? Jaki szczegół?- No więc wygląda to tak, Jud.Odebraliśmy Sauerabendowi przerobiony timer i daliśmy mu inny.Metaxas trzyma u siebie kilka, sam je przemycił - ten chytry skubaniec jest przygotowany na każdą ewentualność.- No i.?- Jego numer seryjny był oczywiście inny niż tego, z którym Sauerabend zaczął wycieczkę.Normalnie nikt nie zwraca uwagi na takie drobiazgi, ale kiedy przyjmowano tę grupę, znalazł się jakiś służbista i zauważył różnicę.Natychmiast wezwał Patrol.- O cholera! - jęknąłem.- Przesłuchali Sauerabenda.Oczywiście nic nie chciał im powiedzieć, bardziej w trosce o swą skórę niż twoją.Patrolowcy nie dowiedzieli się od niego, skąd się wzięła ta różnica, więc dostali autoryzację na sprawdzenie całej wyprawy, od początku do końca.- Oho!- Sprawdzili ją bardzo dokładnie.Zobaczyli, jak opuszczasz grupę, jak Sauerabend wykorzystuje ten moment na nieautoryzowany skok, jak wraz ze mną i Metaxasem łapiemy go i sprowadzamy do 1204.- Przeze mnie jesteście w kłopotach, prawda?Sam energicznie potrząsnął głową.- Metaxas to chytry lis.Ja też nie jestem głupi.Wyplątaliśmy się z tego grając na uczuciach, jak to próbowaliśmy tylko pomóc kumplowi w kłopotach.Musisz wiedzieć, że obaj wykorzystaliśmy chyba wszystkie nasze dojścia.Dla ciebie nic już nie mogliśmy zrobić, Jud.Patrol poluje na twój głupi łeb [ Pobierz całość w formacie PDF ]