[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy też ciągle zwracali się do Kreegana, jedynego człowieka, u którego trudno zauważyć oznaki zepsucia i od którego wszyscy wydawali się jakoś uzależnieni, chociaż nie było widocznych powodów takiego uzależnienia.Nie tylko sam nie pochodził z kręgów przestępczych - jak pamiętasz, zgodził się na tę banicję - to na dodatek Lilith niewiele ma do zaoferowania w toczących się skrycie zmaganiach.I mimo wszystko stoi na czele i jest przywódcą.- Nie wywarł na mnie pozytywnego wrażenia.- Być może, ale mnie przypominał on moją własną osobę.- Roześmiał się.- 1 na odwrót.Patrzę na Kreegana i widzę człowieka wypełniającego misję, bardzo długą i skomplikowaną misję; trudno jednak w nim dostrzec zepsutego przestępcę.- Nie ma żadnych dowodów, że spełniał jakąś misję.- My nie mamy.To znaczy, może i mamy, ale nieoficjalnie.Sądzę, że Kreegan gdzieś, podczas jakiejś innej misji, natknął się na tych obcych.Nie wiem jak - i nie sądzę, byśmy się tego kiedykolwiek dowiedzieli - ale wiele lat przed nami odkrył, co się dzieje.Może odkrył ich całe dziesięciolecia temu, skoro istnieją przecież dowody, że ci obcy są tu praktycznie od zawsze.- Czy nie byłoby skuteczniejszym posunięciem przekazanie tej informacji w raporcie? - spytał komputer.- W raporcie? Na jakiej podstawie? Prawdopodobnie nie miał żadnych materialnych dowodów.Przecież Konfederacja uwierzyła dopiero wtedy, kiedy nie miała innego wyjścia; nawet w tej chwili stąpamy delikatnie i powoli po Rombie Wardena, zamiast uderzyć weń mocno i szybko, skoro już posiadamy dowody na to, iż jest on jądrem tego spisku.Przecież Konfederacja ogłosiłaby go szaleńcem, zniszczyła, czy wreszcie zesłała na Romb.Dlatego właśnie odegrał swą rolę do samego końca, pracował ciężko przez dwadzieścia lat - dwadzieścia lat! - i został wreszcie Władcą Lilith po to, by móc kontrolować Wydarzenia.Myślę, że zabiliśmy największego agenta Konfederacji w historii ludzkości, i to w momencie, gdy już miał zrealizować swoje plany.- Sądzisz, że wystawiał nam obcych na strzał?- Ależ skąd.Przypuszczam, że był szczerze zaangażowany w tę ukrytą wojnę przeciw Konfederacji, wojnę, w której używano tych cholernych robotów.Wolał zapewne osłabioną, pozbawioną równowagi Konfederację niż otwartą wojnę.Tego właśnie usiłował dokonać.Pójdę o każdy zakład, że tak było.A to by odpowiadało Ypsirowi i Morahowi.Sądzę, że ci Altavaryjczycy są znacznie silniejsi niż myśleliśmy.Sądzę, że Kreegan widział w nich przyszłych zwycięzców w wojnie totalnej, w wyniku której zginęłyby ogromne masy ludzi.Jasne! Wszystko się zgadza.Musiał wybierać pomiędzy ukrytą wojną, która osłabi Konfederację a konfliktem na skalę kosmiczną, o którym wiedział, że jest nie do wygrania.- Czy włączysz to do swojego raportu?- Nie.I tak by w to nie uwierzyli; a gdyby nawet uwierzyli, to nie byliby w stanie zrozumieć.Nie zmienia to jednak w niczym sytuacji, poza tym, że pozostawia bez odpowiedzi kilka z tych pytań, które mi jeszcze pozostały.Teraz, kiedy już nie ma Kreegana, Morah wydaje się odgrywać najważniejszą rolę; nie posiada on jednak umiejętności tamtego.Ci dwaj na pewno się kiedyś spotkali i Morah, błyskotliwy superkryminalista przejął od Kreegana sposób oceny sytuacji.Przejął jego punkt widzenia.Robi teraz, co może, chociaż zdaje sobie sprawę, że problemy go przerastają.Cholera! - Usiadł i zamyślił się.Wreszcie powiedział: - Połącz się z Morahem.Powiedz mu, żeby przedłużał to spotkanie tak długo, jak się da, a ja skontaktuję się z nim powtórnie, natychmiast po przeprowadzeniu konsultacji z moimi przełożonymi.- Z tym nie będzie najmniejszego problemu.Ale czy nie pomyślałeś przypadkiem o tym, że oni wszyscy są teraz razem na słabo zabezpieczonej i łatwej do zaatakowania stacji kosmicznej orbitującej wokół Lilith? Jedno, dobrze mierzone uderzenie.- I mielibyśmy wówczas do czynienia z samymi Altavaryjczykami, a nie jestem pewien, czy możemy sobie na to pozwolić.A poza tym, czym mielibyśmy ich zestrzelić?- Ten statek wartowniczy ma wystarczające uzbrojenie, by poradzić sobie z tak prostym zadaniem.- Więc jednak człowiek w ostateczności może zatriumfować nad komputerem.- Roześmiał się.- A niby jak według ciebie Altavaryjczycy, nie wspominając już o robotach, przenikali w głąb naszego systemu? I gdzie było to odpowiednie miejsce do testowania robotów i sprawdzenia, czy rzeczywiście potrafią one kogokolwiek zmylić?- O! Chcesz przez to powiedzieć, że ten statek jest pod ich kontrolą i w ich rękach? To bardzo nieprzyjemna możliwość.- Raczej - pewność.Jeśli potrzebujesz dalszego potwierdzenia, to przypomnij sobie, że wystarczyło, iż usiadłem w fotelu przy tamtej konsoli, wystukałem nazwisko Mora - ha i nazwę planety, a w przeciągu sekund uzyskałem połączenie.Żadnego szukania, żadnego zgadywania.Ludzie z łączności wiedzieli, kim jest i gdzie się znajduje w danym momencie.- Mógłbym zdetonować ten moduł i w ten sposób uchronić nasze informacje.- Mam nadzieję, że okaże się to zbędne.W tej chwili jestem jedyną osobą z Konfederacji, którą Morah i inni darzą jakąś dozą zaufania.Jestem przecież tam razem z nimi.Jestem Calem Tremonem, Parkiem Lacochem i Qwin Zhang; tyle że nie jestem zarażony “wardenkami".Jestem jedynym człowiekiem, któremu uwierzą, ponieważ dysponują fachową oceną mojej osoby.- Roześmiał się powtórnie.- Zresztą i tak nie sądzę, byś był zmuszony mnie zabić, drogi przyjacielu.- Nie mam takiego zamiaru, chyba że sama misja zostanie zagrożona.- Być może, a być może ty tego po prostu nie wiesz.To zresztą nieistotne.Wstał z fotela i zbliżył się do biurka, skąd wziął pióro i notes.Zawsze używał pióra i papieru, kiedy robił notatki.Nigdy bowiem nie było pewności, czy ktoś lub coś nie podsłuchuje terminalu, a jeśli się zjadło własne notatki, to przynajmniej wiadomo dokładnie, gdzie one się znajdują i w jakiej są formie.Trudno było przełamać stare przyzwyczajenia.Pracował dość długo; wszędzie walały się kawałki papieru i różnego rodzaju zapiski.Wreszcie pozbierał to wszystko, przejrzał, ułożył w niezgrabny stosik, uśmiechnął się i pokiwał głową.Potem sięgnął po urządzenie do łączności zakodowanej.- Otwarty Kanał bezpieczeństwa R - poinstruował komputer [ Pobierz całość w formacie PDF ]