[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ile mil miała droga pośród kolumn? Kelsie szła już może godzinę, a może dzień cały, i wciąż nie widziała końca.Pomiędzy pionowymi kolumnami z kamienia przycupnęły tu i ówdzie dziwne, groteskowe bestie, ale żadna z nich nie położyła na niej swej łapy ani nie zanurzyła w jej ciele kłów, kiedy się obok nich prześlizgiwała.Wtem zaprzestała tej wędrówki i.Ocknęła się! Nastąpiło to gwałtownie, prawdopodobnie wyrwał ją ze snu jakiś podmuch.Wiedziała, kim jest.Wiedziała, kto idzie w szarej sukni z lewa.Wiedziała, kto podtrzymując ją kroczy obok z prawa.Była noc i księżyc zaczął właśnie zachodzić, kładąc na ziemi ostre światło pomiędzy cienie.Nie znajdowali się już w lesie, lecz na otwartej przestrzeni, gdzie każdy, kto podążałby za nimi, musiał widzieć ich zupełnie wyraźnie, toteż Kelsie obróciła głowę, by zapytać swego przewodnika, co tutaj robią.Ale już wiedziała.Musiała iść tam, dokąd prowadził ją klejnot.Chociaż już nie kołysała go w dłoni, ciągnął on właściwie łańcuch do przodu, pozostając w pewnym oddaleniu od ciała.Nie czuła nawet, by ogniwa wpijały się jej w szyję, jak gdyby klejnot uwolnił się z miejsca swego zakotwiczenia, by odnaleźć własną drogę, a potem pośpieszyć nią i dotrzeć do tego, co go przyzywało.Jaśniał jeszcze jeden klejnot.Inny drogocenny kamień, ten, który nosiła Wittle, również się ożywił.Nie ciągnął on jednak swego łańcucha, toteż Kelsie podejrzewała, iż blask jego nie jest tak wielki, jak tego, który sama nosiła.– Gdzie jesteśmy? – zdołała sformułować pytanie, a jej głos był mocniejszy, niż, jak to czuła, powinien.Wittle odparła niemal bez tchu.– To jest ścieżka, którą sama wybrałaś, to twa odpowiedź.Gdzie jesteśmy? Szliśmy cały dzień, a gdy przyszło nam odpocząć, musieliśmy powściągać cię niczym znarowionego konia.Szliśmy dłużej niż noc.A ci, co nas tropili, już tego nie robią.Sprawią jednak, by inni ruszyli naszym śladem.Nigdy nie zostałaś poślubiona kamieniowi, a zatem jak to się dzieje, iż żyje on takim życiem, jakiego nigdy przedtem nie widziałam? Co ty z nim zrobiłaś, cudzoziemko?– Nic nie zrobiłam.To jest kamień.– Zawsze nam powtarzano – Wittle ciągnęła dalej, jak gdyby Kelsie w ogóle się nie odezwała – że kiedy umiera czarownica, ginie również moc zawarta w jej kamieniu.Choć Makeease nie żyje, ty, która nie masz prawa do klejnotu, jesteś przez niego kierowana.To jest coś, co przekracza granice pojmowania.Kelsie zapragnęła unieść rękę, ściągnąć klejnot z szyi i cisnąć go w ocean wysokich traw, który przemierzali wielkimi krokami.– Ten wybór nie należy do mnie – rzekła głucho.– To jest sprawa, która.– Czemu dręczysz nas takim gadaniem? – wtrącił się Yonan.– Mówiłaś już to tyle razy.Tak nie powinno być, ale jest.Dlatego to zaakceptuj.Czarownica odwróciła głowę, a błyszczące spojrzenie, które posłała wojownikowi, buchało najczystszą złością.– Zamilcz, mężczyzno.Cóż twój rodzaj może wiedzieć o Tajemnych Misteriach?Kelsie mignęło coś w pamięci, ale było to tak niejasne, jak gdyby przydarzyło się nie jej, lecz komuś innemu.Przyciśnięcie żelaznego quana znajdującego się na głowicy miecza do rany na nadgarstku, ssanie warg.a potem chłód klejnotu nad raną.– Uratował mi życie.– Dziewczyna wydobyła otwarcie tę myśl z zakątków pamięci.– Cóż zatem dobrego przyniosły twe zaklęcia, Wittle? Myślę – zmarszczyła trochę czoło – iż natknęliśmy się na coś, co jest silniejsze od klejnotu.– Głowę miała pochyloną do przodu, bo klejnot ciągnął ją tak, jak gdyby chciał się całkowicie od niej uwolnić.Częściowo rozumiała jednak, że działo się tak dlatego, iż klejnot zamierzał szybko pokonać ścieżkę, którą odnalazł, kiedy ona zgubiła jej ślad.Nawet klejnot czarownicy stał się jaśniejszy i uniósł się nieco ponad szarą suknię.Morze dość wysokich traw, tak wysokich, iż smagały ich po kolanach, przełamało coś, co pojawiło się z przodu – jakieś cienie, które były zapewne wzniesieniami [ Pobierz całość w formacie PDF ]