[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz nie udało jej się zasnąć.Wierciła się i przewracała, próbując ułożyć się wygodniej.Z Bagien docierały odgłosy świadczące, że nocni drapieżnicy polują na całego.Jesionna zadrżała na myśl, że niektóre z mniejszych potworów mogłyby wytropić ją po zapachu i wspiąć się do jej kryjówki.Lecz stopniowo uświadomiła sobie jeszcze coś.Nie chodziło o groźne ryki z zewnątrz, jakich teraz nasłuchiwała; pojawił się rodzaj niepokoju, jak ostrzegawczy szept w otaczającej ją czerni.Nie mogła jednak zrozumieć sensu tego szeptu.W końcu to dziwne przesłanie, jeśli rzeczywiście nim było, przesłoniło jej otoczenie.Leżała bez ruchu i spokojnie powtarzała strzępy rytualnych formułek, które Zazar recytowała, kiedy były razem.Chociaż w głębi duszy nie wierzyła, że może jej cokolwiek pomóc takie recytowanie starożytnych, niezrozumiałych próśb, odkryła, że opuszcza ją strach.Odprężyła się trochę, gdy zdała sobie sprawę, że czerpie pociechę nie z własnych myśli, lecz z zewnątrz.– Zazar? – zapytała sennie w duchu.Kiedy ponownie otworzyła oczy, zobaczyła, że otacza ją blask wpadający przez otwór szczeliny.Światło było słabe, lecz mimo to Jesionna wreszcie mogła się rozejrzeć wokoło.Od razu odkryła drugi otwór w swojej kryjówce – niewiele większy niż szpara w ścianie, położony naprzeciwko szczeliny, przez którą się wczołgała.Łatwo można było nie zauważyć go w mroku.Usiadła i przyjrzała mu się uważnie.Znów ogarnęło ją dziwne uczucie, jak gdyby ktoś wołał do niej z daleka, wzywał ją.Jesionna nie miała już czasu, by się nad tym zastanawiać.Na zewnątrz rozległ się inny krzyk, tym razem nie wymyślony, bardzo blisko szczeliny.Zobaczyła przez moment wielką głowę, która zajrzała do otworu jej kryjówki i szybko się cofnęła, zanim dziewczyna zdołała się jej dobrze przyjrzeć.Powietrze przeszył następny okrzyk, ostry, przeraźliwy, równie groźny jak ryk bagiennego potwora.Rzeka graniczna wpadała do morza gdzieś w pobliżu.Czy to jakiś rzeczny stwór zwęszył dziewczynę i wspinał się teraz po urwisku? Jesionna wyciągnęła nóż.Miał czysty, najbardziej jak się dało wyostrzony brzeszczot.Lecz żeby móc skutecznie się nim bronić, musi znaleźć się blisko napastnika.Oprócz noża miała tylko laskę, którą sondowała drogę na moczarach.Znów usłyszała wrzask i zobaczyła głowę u wejścia do jaskini.Tym razem udało jej się poznać, co to takiego; wzięła głęboki oddech z wrażenia.To jeden z olbrzymich bagiennych ptaków.Przed laty widziała takiego, którego wielkie cielsko aż dwóch myśliwych musiało zaciągnąć do wioski.Ich towarzysze podtrzymywali Batyona, który stoczył walkę z tym drapieżnym ptakiem.Napastnik o mało nie rozszarpał mu twarzy.A teraz najwidoczniej inny taki olbrzym próbował zrobić sobie z niej śniadanie.Przynajmniej wiedziała teraz dokładnie, gdzie się znajduje.Na szczęście dla Ludu Bagien te ptaki można było spotkać tylko na klifach na południowym zachodzie, a wieśniacy bardzo rzadko zapuszczali się w te strony.Znowu rozdarł ciszę ten straszliwy wrzask.Jesionna dotknęła laski.Jeżeli myśliwi Joala potrzebowali czterech włóczni, żeby zabić tamtego ptaka, na co jej się przyda gałąź bez grotu z twardej muszli lub ostrego zęba, który przebiłby grubą skórę napastnika? Nieuchronnie stanie się jego posiłkiem, chyba że.Odwróciła się do drugiej szpary w ścianie, widocznej tylko dlatego, że wyglądała jak czarna plama na tle ciemnej skały.Nie było w niej widać żadnego światła.Zwinąwszy matę do spania, przywiązała ją do sakwy.Nie powinna nieść jej na ramieniu.Drugi otwór wyglądał na wąski i może będzie musiała wlec z tyłu tobołek, żeby się w ogóle przedostać.Kiedy w jej uszach po raz ostatni zadźwięczał krzyk skrzydlatego drapieżcy, ruszyła w nieznane.Okazało się, że otwór prowadził do dość wąskiego tunelu, znacznie dłuższego niż się wydawał z miejsca gdzie spała.Niebawem zdała sobie sprawę, że ostry zapach morza staje się coraz mocniejszy.Ponieważ nie docierało tu światło, musiała iść ostrożnie.Raz sprawdziła, czy magiczny przewodnik jej pomoże, ale pozostał matowy.Badała więc przed sobą drogę laską z nadzieją, że w ten sposób uniknie niebezpiecznych niespodzianek.Szła wolno, najostrożniej jak tylko mogła.Potem zauważyła, że korytarz pnie się w górę.Z przodu nie widziała żadnego światła; jeżeli tunel wychodził na zwróconą ku morzu stronę klifu, cel wędrówki nadal ma daleko przed sobą.Uderzyła laską w jakąś przeszkodę i ostukała ją od góry i od dołu.Z przerażeniem stwierdziła, że ma przed sobą litą skałę [ Pobierz całość w formacie PDF ]