RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero widok trzech żołnierzy, pędzących prosto na niego i siejących długimi seriami, przekonał go, że czas rozstać się z cennymi pociskami.Każdy strzał powalał na ziemię jednego Chińczyka, ale kiedy niespodziewanie pojawił się przed nim kolejny napastnik, Andre zbyt pospiesznie wycelował i zmarnował czwarty nabój, zabijając szarżującego wroga dopiero piątą kulą.Sześć naboi, pomyślał bliski paniki.Postanowił oszczędzać je na moment, gdy Chińczycy zbliżą się jeszcze bardziej.Kiedy przestał strzelać, doznał uczucia oderwania od tej wojny; patrzył teraz z pozycji widza, a nie uczestnika.Żołnierz na lewo od Andre przyłożył karabin do policzka.Z komory jedna po drugiej wyskakiwały łuski po nabojach.To samo działo się na prawo.Tylko Andre leżał bezużytecznie, bezczynny w krytycznym momencie swojego ży­cia.Przyszło mu na myśl, by wyskoczyć z dziury i zabrać karabin poległego Chińczyka, ale to byłby samobójczy krok.Wyciągnął szyję, by zobaczyć, czy nie dostał któryś z kolegów z drużyny.Wtedy mógłby przynajmniej wezwać pomoc; a gdyby ktoś zginął, mógłby zabrać mu amunicją.Wyglądało jednak na to, że wszyscy z wyjątkiem niego są bardzo zajęci walką.Jego sąsiad z lewej uniósł się lekko i rzucił ręczny granat, który leciał przez las, pozostawiając za sobą smugę dymu, a potem snop iskier.Andre zapamiętał widok granatu odbijającego się od drzewa.Andre było zimno i cały lepił się od potu.- Słyszysz mnie teraz? - rozległ się czyjś głos.Poczuł silny, kwaśny za­pach i kłucie w nozdrzach.Odrzucił głowę do tyłu, uderzając się boleśnie o drzewo.Ból przeszył mu czaszkę.Pochylił się i zwymiotował.- Jezu Chryste! - powiedział ktoś z niesmakiem.Andre otworzył oczy i zobaczył, że ktoś obok niego rzuca na ziemię pojemnik z solami trzeźwią­cymi.Przewrócił się na bok z wyczerpania i ułożył pulsującą bólem głowę na ziemi.Czuł się tak, jakby ktoś mu przepołowił twarz.Pocił się obficie.Nie był w stanie wykrzesać w sobie dosyć sił, by się ruszyć z miejsca; nie interesowało go nic poza pragnieniem, by znowu oddychać bez bólu.Ktoś otworzył mu siłą powieki i zaświecił w oczy małą kieszonkową la­tarką.- Co z nim? - usłyszał głos dowódcy plutonu, kiedy światełko zgasło.- Nie najgorzej, panie poruczniku.Najwyżej mały wstrząs mózgu.- Porucznik ukląkł przy jego boku.- Dobrze się czujesz, Faulk?Andre wymamrotał coś niezrozumiale; sam nie bardzo wiedział, co chciał powiedzieć.Porucznik jednak wstał usatysfakcjonowany.- Jakie mamy straty? - zapytał.- Dwóch zabitych, obaj z trzeciej drużyny.Pięciu rannych, w tym dwóch ciężko.- Milczenie przerwało ciche: “Cholera!” dowódcy plutonu.Andre słuchał z zamkniętymi oczami.Głowa tak go bolała, że nie mógł uchylić po­wiek.Zatrzeszczało radio.Porucznik coś odpowiedział, zaszeleściła mapa, po czym dowódca odmeldował się.- Wycofujemy się, sierżancie Davis - oznajmił.Andre początkowo są­dził, że oznacza to przejście na tyły, jak najdalej od walki, kilkaset metrów za linię obrony, w miejsce, gdzie będzie się można w końcu chwilę przespać.Ale w głosie porucznika pobrzmiewała gorzka nuta.- Potrzebujemy trochę czasu, panie poruczniku - wyjaśnił sierżant.- Mamy paru ludzi niezdolnych do walki.- Wiem o tym, do diabła! Ale co mam zrobić? Powiedzieć dowódcy kompanii, że nie wykonam rozkazu? Wycofujemy się.Cała kompania.Na­tychmiast oderwij ich na nogi.- Porucznik odszedł.Sierżant szeleszcząc mundurem, nachylił się i chwycił Andre za ramią.- Idziemy, Faulk - po­wiedział kojąco i pociągnął.Andre zaczął wstawać; sierżant o mało nie wyrwał mu raki ze stawu.W końcu stanął na nogach.- Chodź, poszukamy twojej drużyny.- Ale.- Co ale? - warknął sierżant.Andre oblizał wyschnięte wargi.- Nie mam już amunicji.Sierżant był od niego starszy.Miał może ze dwadzieścia sześć lat.- Znajdziemy ci chińskiego kałasza albo 56-2.Mamy ich całe stosy.CAMP DAVID, MARYLAND23 kwietnia, 15.00 GMT (10.00 czasu lokalnego)Członkowie Połączonych Szefostw Sztabów byli ubrani w mundury; Gordon Davis miał na sobie luźne spodnie i koszulę z rozpiętym kołnierzykiem.Pomiędzy dwoma kominkami, na tle ściany wykładanej ciemną boazerią, stały stojaki z mapami.- Mamy poważne problemy z rozruchami w Jixian i Nancha - zameldo­wał generał Dekker [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl