[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Otwórz dobrą butelczynę, Rufusie – zawołała Jewel do barmana.–Musimy uczcić zwycięstwo tego żółtego sukinsyna.Nikt w Crown nie był tak szczęśliwy, jak Fancy.Trzy interesy przyniosąznacznie większy dochód niż jeden.Strona nr 32458.F ancy po występie rozpoczęła wyczerpującą podróżdo garderoby mieszczącej się za barem.Przejście trzydziestu stóp trwałozwykle ponad dziesięć minut.Wokół Fancy kłębił się tłum mężczyznpróbujących jej dotknąć, poflirtować choć przez chwilę.Dotarła już niemal do drzwi, gdy dostrzegła nieznajomego.Był ubrany naczarno.Jego koszula i spodnie zdążyły już zapomnieć o dawno minionejmłodości, a długi, czarny płaszcz pokrywał pył niejednego szlaku.Mimo to ichwłaściciel emanował godnością i sprawiał wrażenie człowieka niezwykleeleganckiego.Na czarnym stetsonie lśniła srebrna opaska, a nisko opuszczone rondokapelusza dodawało obcemu niezwykłej, tajemniczej aury.Coś wyróżniało go ztłumu mężczyzn – może poczucie pewności siebie i spokoju, jakaśniewzruszoność spowijająca go jak płaszcz.Jego ruchy były tak płynne, jak gdyby poruszanie się nie sprawiało mużadnego wysiłku.Jednak pod tą lekkością kryła się przerażająca czujność.Zpozoru spokojne ciało było napięte jak cięciwa.Zdawało się, że otaczającenieznajomego powietrze ma wagę i smak ołowiu.Był gładko ogolony.Miał prosty nos, regularne usta i ciemne wąsy.Niebył przystojny, lecz nieprawdopodobnie zmysłowy.Fancy poczuła, że krewzaczyna szybciej krążyć w jej żyłach.Nigdy nie zapomnisz – powiedziała sobie – tych oczu skrytych zaszerokim rondem kapelusza, przepełnionych wiedzą i smutkiem, zmęczonychświatem i pozbawionych wszelkich iluzji.Była zakłopotana i oczarowanazarazem.Uświadomiła sobie, że wstrzymuje oddech.Jak on to zrobił? Przecież stałtak daleko.Obcy rozglądał się uważnie, a Fancy miała przedziwne wrażenie, żekażdy mężczyzna, na którym spoczęło spojrzenie nieznajomego, odczuwał lęk.Strona nr 325Ciemne oczy dostrzegły wreszcie Fancy, nie uśmiechnęły się, aleotaczające je zmarszczki na moment wygładziły się – ta prawie niedostrzegalnazmiana mogła wyrażać uznanie.Fancy już miała podejść do baru, żeby zapytać Rufusa, czy nie zna czasemtego mężczyzny, gdy stało się coś dziwnego.Mężczyźni wypełniający saloon zdawali się myśleć o nieznajomym tosamo, co ona.Rozstąpili się przed nim jak fale Morza Czerwonego –przesuwali się na boki i do tyłu, niczym potulne owieczki uciekające przedokrutnym drapieżnikiem.Teraz, gdy zrobiło się wokół niego pusto, Fancy zauważyła elegancki,ozdobiony hiszpańskimi wzorami pas z nabojami i przesuniętymi nieco doprzodu kaburami.Wykładane kością słoniową kolby odcinały się wyraźnie natle jego czarnego stroju.Nie widziała z daleka, czy były rzeźbione, ale pożółkłyod długiego i częstego używania.W chwili, gdy dała o sobie znać niezwykła potęga osobowościnieznajomego, nastąpiła druga niespodzianka.Jewel, która opierała się o stolik do gry w kości, podniosła nagle głowę ispojrzała na tajemniczego mężczyznę.Przestała się uśmiechać, wyprostowałasię i ruszyła ku niemu, jakby przyciągała ją jakaś magnetyczna siła.Twarz mężczyzny złagodniała w jednej chwili.Odmalowała się na niejulga.Jakże zazdrościłby mu tej umiejętności Gitalis.Jewel i nieznajomy powolizbliżali się do siebie.Fancy czuła, że obserwuje jakiś niezwykły spektakl.Napięcie unoszące się w powietrzu między tą parą było niemal widoczne.Stanęli wreszcie twarzą w twarz.Żadne nie powiedziało nawet słowa i niewyciągnęło ręki, a jednak wszyscy odczuwali ich wzajemną bliskość.Intensywność tego, co działo się między nimi, była tak wielka, że Fancyzadrżała.Spojrzała na Rufusa.– Kim u diabła.? – wyszeptała i nagle zupełnie zaskoczona spostrzegła,że Rufus ma lśniące i wilgotne oczy.– Ford Jameson – jego odpowiedź miała w sobie coś ostatecznego, jakgdyby to nazwisko wszystko wyjaśniało.W tej samej chwili Ford i Jewelzwrócili się jednocześnie ku schodom, które prowadziły na piętro, domieszkania Jewel.Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi.Jewel odwróciła się od mężczyzny,którego tak długo kochała i padła w jego ramiona.Nie był wysoki, ale w tymmuskularnym ciele czaiła się niezwykła moc.– Czułam, że jesteś coraz bliżej – wyszeptała.– Tyle czasu, Julio.– Przytulił ją mocno, opierając głowę na jejramieniu.Miał niezwykle schrypnięty głos – jakby go nagle stracił i równienagle odzyskał.Był jedyną osobą na świecie, która nazywała ją jeszcze Julią.– Jak długo możesz zostać? – zapytała, popychając go delikatnie wkierunku krzesła.Schyliła się i zaczęła zdejmować jego stare, wysłużone buty zStrona nr 326czarnej skóry.Ford przymknął oczy, rozkoszując się dotykiem delikatnych dłonimasujących z miłością jego zmęczone stopy.Rozpiął pas i podał go Jewel.Położyła go ostrożnie na stoliku stojącym u wezgłowia łóżka.Kątem okadostrzegła, że Ford automatycznie ocenia odległość dzielącą stół od drzwi.Przeszła przez pokój, żeby sprawdzić rygiel, wróciła do krzesła, uklękła izobaczyła, że zdążył już rozpiąć spodnie i koszulę.– Nie potrafię powiedzieć, Julio – powiedział cicho, wyciągając dłonie kuukochanej twarzy.Spojrzał jej głęboko w oczy, szukając w nich zrozumienia.Zobaczył tylko łzy.– Ile.– Tak długo, jak będę mógł, wiesz przecież.– Wiem.Jewel wstała, zsuwając z siebie suknię.Ford sięgnął po jej nagle gibkieciało.Z jękiem, który zdawał się dobywać z najdalszych zakamarków jegoduszy przytulił ją do siebie.Była jedyną rzeczą, jaka kiedykolwiek do niegonależała.Jego wargi błądziły po delikatnej, białej skórze z rozpaczliwą radościąznaną tylko stęsknionym kochankom i umierającym z pragnienia, którzyznaleźli wreszcie wodę na pustyni.Jewel jęknęła spazmatycznie, sięgając ku jego rosnącej męskości – zapachi dotyk ciała Forda doprowadzały ją do szaleństwa.– Tak tęskniłam, tak cię potrzebowałam.Nigdy nikogo nie pragnęła równie mocno jak Forda.On także jej pragnął.Jewel czuła na sobie jego muskularne ciało.Krzyknęła, poddając sięobezwładniającej rozkoszy.Wszechświat skurczył się gwałtownie, stając sięnieprawdopodobną delikatnością języka, warg i palców.Czuła, że mdleje, żetraci zmysły [ Pobierz całość w formacie PDF ]