[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zapłaciliście za to, zwolennicy Cienia - lecz przyjdzie wam zapłacić ponownie i to nieraz! To wam przysięgam na Płomień! Zapłatę za krew i życie Han’a odbierzemy z samego Miasta Pięciu Murów! Może nie w tym roku - ale nadejdzie odpowiedni czas!Ray pomógł mu okryć zmarłego oficera płaszczem.Gdy wstali, marynarze ostrożnie zbierali z pokładu metalowe strzałki, uważając, żeby nie dotykać przy tym pozbawionych koloru ostrzy.Lecz dla tego marynarza, który zginął od zielonego ognia oraz dla Han’a byłoby lepiej, gdyby nie doszło do tej walki.- Urodzony w Słońcu! Spójrz na krążownik! Minęło już parę chwil od czasu, gdy przestali zwracać uwagę na drugi statek, który kołysał się na falach pozornie bez kierunku.Lecz teraz ktoś kompetentny musiał wziąć ster w swoje ręce, gdyż statek sunął do przodu, choć już nie z taką jak wcześniej prędkością, i płynął spokojnie za nimi.- Jak to możliwe? - wykrzyknęła Lady Ayna - ,,Wyziewacz śmierci” powinien był zabić wszystkich na pokładzie!- Najwidoczniej posiadają jakiś sposób obrony, o którym nic nie wiemy - rzekł w odpowiedzi Cho - Ale wydaje się, że ich uszkodziliśmy.Jeśli dotrwamy do popołudnia dnia jutrzejszego, będziemy wolni.Ale jeśli wezwą jeszcze któryś ze swoich statków…- Tak -jak echo rzekła Lady Ayna - Może się i tak zdarzyć.Spójrz, to prawda, że się wloką, ale nie zostawią nas w spokoju.Władca Wichrów o całą długość wyprzedzał mroczny krążownik, który coraz bardziej zostawał w tyle, lecz trzymał się kursu.Okaleczony myśliwy, który mimo wszystko nie zrezygnował jeszcze ze swojej ofiary.W tej determinacji było coś niesamowitego.Pod niebem pokrytym chmurami noc nadeszła wcześnie.A cichy atlancki statek podążał za nimi, płynąc ponuro bez chęci i siły do ponownego ataku na Władcę Wichrów.Murianie zapalili białe, ciągłe światło, ale nie nadeszła żadna odpowiedź.Jednak ich własne oświetlenie odbijało się o otaczające statek fale dając pewność, że wróg nie zbliży się nie zauważony.Ray przetarł piekące, zmęczone od ciągłego wypatrywania oczy.Podobnie jak pozostali nie odłożył jeszcze wysokiej tarczy, która swoim ciężarem wrzynała się coraz bardziej w mięśnie ramienia.Cho twierdził, że jutro późnym popołudniem dotrą do Morza Wewnętrznego i tam mogą liczyć na pomoc z fortów przy wejściu do morza, jeśli będą jej potrzebować.W pobliżu koła sterowego padał czarny cień.Rzucały go zaszyte w bojowe peleryny ciała Han’a i jednego z marynarzy, czekające na swój pogrzeb o świcie.A ciemny, cichy wróg podążał ich śladem.Lady Ayna zeszła pod pokład, a Cho przejął ster.Ray postanowił pozostać tak długo, jak Murianin będzie pełnił swoje obowiązki.Nigdy przedtem nie był tak zmęczony- lub tak mu się wydawało.Ani - do czego niechętnie przyznał się przed samym sobą - tak się nie bał.Walce wręcz czy nawet na miecze, mógłby stawić temu czoła; ale pełzający zielony płomień, który posiadał pewien rodzaj życia oraz deszcz zatrutych, metalowych kolców nie miały swego odpowiednika w treningach, które przeszedł w swoich czasach.Jego palce zawinęły się jakby wokół strzelby-broni odległej o całe wieki.To i granaty - w duchu tworzył listę rzeczy, które chciałby mieć teraz zamiast bezużytecznego miecza, ciążącego u boku.W końcu Cho oddał ster jednemu z członków załogi i rzekł:- Czas odpocząć.W kajucie nie było Lady Ayna’y.Ray odłożył tarczę i ściągnął przemoczoną pelerynę.Zobaczył, jak Cho poczłapał do najbliższej ławy i opadł na nią, wychylił się do przodu i oparł o stół kładąc głowę na ramieniu.Ray oparł się tyłem głowy o ścianę i zamknął oczy.Chwilę wcześniej nie chciał nic innego jak zasnąć, zamknąć oczy i zapomnieć o wszystkim.Lecz teraz pomimo ciemności pod powiekami, ujrzał… drzewa! Rzędy drzew wznoszących się wysoko do nieba z konarami wyrastającymi wiele stóp ponad jego głową.Pomiędzy nimi cienie, które falowały niczym niestrudzone podmywaniem brzegu fale morskie.Poczuł, że głęboko wewnątrz odezwał się w nim pewien niepokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]